Dziecko Rosemary – Ira Levin



Czasami chętnie sięgam po powieści, które za zadanie mają postawić znak zapytania przy naszych wierzeniach oraz otworzyć oczy na odrobinę nowości w strefie zjawisk paranormalnych, demonów, a nawet istnienia Szatana. „Dziecko Rosemary” to powieść autorstwa Iry Levin wydana na początku 1967 roku, a ja bez bicia muszę przyznać, że miałam co do niej ogromne oczekiwania. Opis oraz tytuł przyniosły ze sobą nutkę grozy, dlatego chętnie zabrałam się za naprawdę obiecującą książkę. Poznajemy w niej rodzinę Woodhouse: Rosemary oraz Guya - małżeństwo idealne, któremu do szczęścia brakuje jedynie potomka. Otrzymują go, jednak nic nie jest takie, jakim się wydaje, bo dziecko zrodzone zostało z cudzołóstwa z Szatanem. Guy jest utalentowanym i pełnym ambicji aktorem, któremu wbrew pozorom bardzo łatwo jest zmienić miejsce zamieszkania, aby odnaleźć środowisko idealne dla pełnej nadziei żony. Właśnie wtedy rozpoczyna się akcja, a my z każdą kolejną stroną poznajemy nowe postacie oraz otoczenie, wśród którego znajdują się między innymi sąsiedzi rodziny, szybko zyskujący miano przyjaciół. Razem wszyscy bohaterowie wiodą z pozoru sielankowe życie, jednak niestety nic nie trwa wiecznie.


„To nie jest sen! To się naprawdę dzieje!”


Autorka, dając czytelnikom historię o dziecku Szatana, próbuje przekazać, że wszystko jest możliwe, jeśli tylko odpowiednio mocno się w to wierzy. Jednocześnie idealnie opisuje zachowanie rodzin dotkniętych stanem błogosławionym, przez co całość wypada niesamowicie realistycznie. Sięgnęłam po tę książkę, ponieważ miałam ją na półce od bardzo dawna. Na początku roku zrobiłam listę pozycji, które posiadam w domu i muszę przeczytać, bo leżą za długo już czekając na swoją kolej. Większość z nich to klasyki horroru, tak samo jak właśnie „Dziecko Rosemary”, więc musiałam ją przeczytać. Przepiękna okładka anglojęzycznego wydania podbiła moje serce, a informacje o ekranizacji Romana Polańskiego stanowiły dodatkowy bodziec, dzięki któremu zdecydowałam, że to właśnie był odpowiedni moment na lekturę. Niestety jednak strasznie się zawiodłam, ponieważ ostatecznie książka kompletnie nie spełniła moich oczekiwań. Owszem, szybko dotarłam do końca, w ogóle nie odczuwając, aby lektura była ciężka, jednak niesmak wciąż ze mną pozostał. Niestety bohaterowie pomimo nakreślenia przeszłości, jak i cech charakteru wypadali strasznie niewiarygodnie, a sceny z dreszczykiem wywołały u mnie jedynie zmęczenie oraz niechęć.


„Co zrobiłeś? Co zrobiłeś jego oczom?”


Po przeczytaniu nasunęły się w mojej głowie skojarzenia z „Omenem”, Davida Seltzera (którego recenzję znajdziecie TU), aczkolwiek, jeśli mam być szczera, to „Dziecko Rosemary” wypadło w tym zestawieniu o wiele gorzej. Nie ukrywam jednak, że chwilami przyłapywałam się na podejrzliwości względem sąsiadów, którzy byli zbyt nachalni, nawet jak na swój wiek. To zapaliło w moim umyśle pierwszą lampkę, a dziwne przeczucia w związku z nimi nie opuściły mnie do końca lektury. Cała przygoda w świecie „Dziecka Rosemary” zajęła mi ciężki miesiąc, podczas którego z bólem pokonywałam kolejne rozdziały, na rzecz dotarcia do końca. I o tyle, o ile moje wrażenia z nią nie są całkowicie pozytywne, polecam ją czytelnikom, którzy potrzebują lekkiego czytadełka bez dreszczyku emocji.  

OPIS: Dziwni sąsiedzi, niepokojące odgłosy zza ściany i sny przerażające jak horror, tajemnicze napoje, zioła o odstraszającym zapachu, śmierć przyjaciela, mroczne książki zawierające informacje, od których cierpnie skóra - czego jeszcze potrzebuje młoda, prostoduszna, oczekująca swego pierwszego dziecka kobieta, by uwierzyć, że jej mąż oddał duszę diabłu i jemu poświęcił dziecko, które ona nosi w sobie?

Tytuł: Dziecko Rosemary
Autor: Ira Levin
Ilość stron: 229
Wydawnictwo: Corsair
Kategoria: Horror
Wydanie: 1967 rok




2 comments

  1. Na mnie na pewno zrobił wrażenie film na podstawie tej książki. To arcydzieło.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie oglądałam filmu i nie planuję go oglądać, bo horrory... hm.... wizualne, tak to nazwijmy, działają na mnie bardzo mocno :P A po Twojej recenzji nie zamierzam też czytać.

    OdpowiedzUsuń