[PRZEDPREMIEROWO] Sposób Na Francuza – Alicja Skirgajłło




No i stało się – moja twórcza przeszłość zatoczyła koło. Tym razem zamiast pisać opowiadania o wyścigach motocyklowych, mi dane jest przedpremierowo czytać, a także recenzować książki, których akcja jest rozwijana dzięki takiemu motywowi. „Sposób na Francuza” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Alicji Skirgajłło i w sumie nie bardzo wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Dlatego więc z niesamowitą ciekawością otworzyłam otrzymany od wydawnictwa Editio plik, raz jeszcze przyjrzałam się obiecującej okładce i pozwoliłam lekturze porwać się na niespełna dwa dni. 

Aurelia Galińska to młoda kobieta, której daleko do bycia definicją przykładnej i odpowiedzialnej osoby. Jej pasją są tatuaże, szybka jazda i ostry seks, a mottem brak zobowiązań oraz luzackie podejście do życia. Takie zachowanie niezwykle irytuje jej ojca, który po śmierci matki w pojedynkę musi sprostać rodzicielskim obowiązkom. Niejednokrotnie wyrywa sobie włosy z głowy, karcąc córkę za przewinienia i sam wyczuwa nadchodzące kłopoty, gdy do Polski z Francji przylatuje jego przyjaciel z rodziną, z którym miał rozpocząć współpracę nad najnowszym projektem perfum. Do zadania tego wciąga Aurelię, angażując ją w stronę marketingową wraz z synem przyjaciela – Theo. Nowi przybysze zamieszkują u Galińskich, korzystając z gościnności, jednak ich pobyt w Warszawie nie przebiega spokojnie. Parka może zostać opisana jako typowe zestawienie ognia z wodą, gdzie mężczyzna na każdym kroku dogryza Polce, a ona jak wiadomo nie może pozostać mu dłużna. Początkowa relacja „od miłości do nienawiści” (love-hate) szybko jednak przeradza się w czyste pożądanie, tylko że jest jeden problem, mianowicie: Theo ma narzeczoną. 

Mówi się, że miłość powinna cieszyć, uskrzydlać i dawać chęci do życia, ale ja się tak wcale nie czuję. Boję się tej miłości, bo nie wiem, co mnie czeka. Boję się, że mnie zrani, zniszczy, zabije.

Pierwsze, co uderzyło mnie podczas czytania „Sposobu na Francuza” był fakt, że każdą stronę pokonywałam zaskakująco szybko. Język autorki był lekki, prosty, co zapewne spowodował fakt opisywania wydarzeń w pierwszej osobie. Na przestrzeni tych niespełna czterystu stron możemy śledzić akcję między innymi oczami Aurelii, Theo oraz Monique, a wy nawet nie wiecie jaką radością zareagowałam na moment jej pojawienia się, bo jak wiadomo: dobra drama nie jest zła, a przylot narzeczonej do kraju, w którym romansuje się z córką przyjaciela swojego ojca, musiał skończyć się aferą. Spotkanie całej trójki stanowiło punkt zwrotny całej powieści, jednak coś przestało grać, gdy automatycznie spojrzałam na ilość stron i uświadomiłam sobie, że do końca przygody z bohaterami jednak trochę mi zostało. Autorka jednak nie zawiodła, dostarczając kolejne zgrzyty, wzloty oraz upadki i przekazując czytelnikowi, że życie to nie tylko cudowna sielanka oraz powodzenie. Sama popełnia kilka błędów nowicjusza, takich jak między innymi przeciąganie akcji. Autentycznie przeraziłam się, gdy dotarło do mnie, że główny wątek pracy nad kampanią reklamową perfum produkowanych przez ojca Aurelii opisany został dopiero w okolicy 140 strony, co odpowiada niemal połowie książki. 



Bohaterowie sami w sobie również są do dopracowania, a tu za przykład mogę podać między innymi babcię Aurelii, która wywarła koszmarne pierwsze wrażenie niesmacznymi tekstami o piersiach swojej wnuczki. Rozumiem, że miała uchodzić za „nowoczesną” oraz „na czasie”, ale niestety mnie przeszły jedynie ciarki żenady, a twarz wykrzywiła się w niesmaku. No i skoro już o niej wspominam, zastanawiającą kwestią jest fakt, że perfekcyjnie zna ona język angielski, a dogadanie z dziadkami Theo stanowiło dla niej bułkę z masłem. Aż sama w pewnym momencie zapomniałam, że ktokolwiek z całej gamy bohaterów nie jest Polakiem, a już na pewno szczególną uwagę zwróciłam na tytułowego Francuza, który używał nawet polskiego slangu! Przyglądając się mu bliżej zauważyłam również niepokojącą skłonność do przemocy (cytat z książki: „Jestem taki wściekły, że gdyby teraz stała tu przede mną, to dostałaby ode mnie z liścia w twarz i zalała się krwią”) oraz gróźb (cytat z książki: „Jeśli jeszcze raz powiesz złe słowo o Aurelii, to będzie ci potrzebna wizyta u stomatologa, jak ci wybiję wszystkie zęby!”), które de facto podchodzą pod czyny karalne. Na ogromny plus zaliczył się jednak ojciec mężczyzny, ponieważ z czystym sercem mogę opisać go jako najbardziej racjonalną i logicznie myślącą postać całej książki. 

Słowem podsumowania „Sposób na Francuza” to niewymagający romans, którego zadaniem jest umilenie siedzenia w domu, a bądźmy szczerzy: w obecnej sytuacji wielu bardzo chętnie z tego skorzysta. Dlatego nie dajcie się odstraszyć wspomnianymi przeze mnie błędami, bo na dobrą sprawę można je przeżyć. Po prostu sięgnijcie po nią z przymrużeniem oka, a gwarantuję, że momentami nawet się pośmiejecie i fajnie spędzicie czas.


OPIS: Miłość trwalsza niż... tatuaż.
Ona — córeczka tatusia. Nieco rozpieszczona, odrobinę rozkapryszona, ciut niegrzeczna. Lubi zabawę, adrenalinę, lekki powiew szaleństwa.
Nie zawsze kontrolowanego. Ma własne studio tatuażu, ściga się w nielegalnych wyścigach motocyklowych, pracuje w firmie ojca produkującej markowe perfumy.
On — biznesmen. Człowiek poważny, ustabilizowany, przewidywalny. Oczekujący tego samego od innych, zwłaszcza współpracowników. Od czterech lat związany z Monique, znaną modelką.
Polka i Francuz. Oboje młodzi, oboje piękni, ale poza tym zupełnie różni, jak ogień i woda — jednak złośliwym zrządzeniem losu skazani na współpracę. Od pierwszego spotkania, podczas którego Theo omyłkowo bierze Aurelię za tancerkę go-go, to znajomość przesycona wzajemną niechęcią. Wyjątkowo silną, wydawałoby się, że nie do przezwyciężenia... Czy aby na pewno?


Tytuł: Sposób na Francuza
Autor: Alicja Skirgajłło 
Ilość stron: 365
Wydawnictwo: EditioRed
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Wydanie: 25 marca 2020


Za możliwość przeczytania oraz recenzji dziękujemy wydawnictwu: 





1 comments

  1. I tu masz całkowitą rację - może to niezobowiązujący romans (i z tego co widzę niekoniecznie najlepszy), ale jak człowiek już dwa tygodnie ogląda tylko swoje cztery ściany i myśli w kółko o tym jak przetrwa jeśli straci pracę, to właśnie po taką książkę sięgnie najchętniej. Sama teraz sięgnęłabym prędzej po to, chociaż nie lubię romansów, niż po ciężką powieść obyczajową o trudach życia...

    OdpowiedzUsuń