Czarno na Kreatywnym
  • Strona główna
  • O nas
  • Współprace
  • Patronaty
  • Gatunki
    • Romans
    • Literatura obyczajowa
    • Thriller
    • Kryminał
    • Sensacja
  • Kreatywne grafiki
  • Napisz do nas


Wreszcie nadszedł czas na ostatnią część serii autorstwa Jenny Han, która ostatecznie zamyka temat miłości Lary Jean. Na obecną chwilę pozycja ta dostępna jest jedynie po angielsku, bowiem premiera w Polsce nastąpi dopiero w listopadzie. Ja jestem już jednak po lekturze, a w moich oczach kręcą się łezki wzruszenia, ponieważ wreszcie dotarłam do końca tej przyjemnej przygody, pełnej miłości, humoru oraz czułości. Główna bohaterka ma już osiemnaście lat oraz spory bagaż doświadczeń; nauczona wielu lekcji próbuje ukończyć szkołę, stawiając czoła nowemu wyzwaniu, czyli nadchodzącemu życiu studenta. I chociaż początkowo całość brzmiała niesamowicie interesująco, muszę przyznać, że ciężko było mi się wciągnąć w lekturę, która momentami wyglądała na strasznie naciąganą. 

Peter oraz Jean wyjeżdżają na ostatnią wycieczkę ze swoją klasą i właśnie temu wątkowi poświęcona jest duża część książki. Ponadto istotne są relacje rodzinne chłopaka z jego ojcem, który odszedł od nich przed laty. Teraz wraca by odpokutować grzechy swojej przeszłości, co jest trudniejsze, niż może mu się wydawać. Niestety droga do odkupienia nie jest taka prosta, a pojednanie dziecka z rodzicem, który złamał mu serce, nadchodzi dopiero po wielu próbach i błędach. Przy Peterze dzielnie trwa Lara, która trzeźwym okiem patrzy na sytuację i otwiera umysł ukochanego na pewne kwestie, dodając, że powinien ją przemyśleć. 

W trzeciej części słodko-gorzkie uczucie rodzące się pod samym nosem głównej bohaterki, pomiędzy sąsiadką i jej ojcem ma szansę rozwoju. Przygotowania ślubne oraz wieczór panieński dawkują odbiorcy mnóstwo śmiesznych oraz czasami dziwnych sytuacji. Podczas jednej z nich poznajemy przyjaciółkę kobiety, której niestety nie udało mi się obdarzyć sympatią. 

Zgaduję, że częścią dorastania jest żegnanie rzeczy, które kiedyś się kochało 

Gołym okiem widoczne jest, jaki cel miała autorka przy pisaniu zakończenia swojej bestsellerowej serii. Oddani fani stanowili grupę odbiorców i to właśnie na ich potrzebę wymęczona została ostatnia część. W porównaniu z pierwszą oraz drugą doskonale widać tu pośpiech, a liczne zapychacze sprawiały, że ostatecznie odebrałam jedną gwiazdkę z oceny. Zalążek sceny mającej stanowić ujście seksualnego napięcia między parą głównych bohaterów brzmiał podejrzanie znajomo, a zakończenie książki nie spełniło moich oczekiwań. Podobno to klątwa drugiego tomu stanowi gilotynę zdolności autora, jednak w tym wypadku zjawisko to ewoluowało. Tutaj bombą zniszczenia dobrego wrażenia, pielęgnowanego w częściach pierwszej oraz drugiej było właśnie to fatalne zakończenie, czyli „Zawsze i na zawsze”. 



Nie ukrywam, że wszystkie tomy miały w sobie pewną słodycz. Niestety jednak w tym wypadku apetyt nie rósł w miarę jedzenia, a książkę tę przeczytałam jedynie po to, aby zakończyć serię. Tutaj znów mamy prosty język, gdzie zdania tańczą w umysłach czytelników, nie sprawiając problemu w zrozumieniu ich sensu nawet dla osób czytających ją w oryginale. Kilka nocy, zainteresowanie dalszymi wydarzeniami i tak oto dodaję ostatnią część serii „O Chłopcach” na półkę „przeczytane”, a Wam mimo wszystko gorąco ją polecam.


OPIS: Lara Jean i Peter kończą liceum. Stają przed wieloma ważnymi decyzjami. Co zrobią, jeżeli będą musieli się rozdzielić? Czy „środkowa” siostra Song powinna pójść w ślady Margot i za poradą ich mamy zerwać z chłopakiem? Wydaje się, że tego też chce mama Petera, która boi się, że jej syn zaprzepaści swoją szansę na sukces w dorosłym życiu.
Ostatni rok w rodzinie Song będzie pełen wrażeń. Chwile smutku i radości będą przeplatać się niczym popisowe fryzury Kitty. Tylko czy w jej przyszłości jest jeszcze miejsce na pierwszą miłość z czasów liceum?



Przez dwadzieścia lat, podczas których trwa moja literacka przygoda, trafiałam na dzieła lepsze i gorsze. Dłuższe i krótsze. Lżejsze i te, które postawię na półce obok powieści pani Ewy. „Trudniejsze” lektury mogą być rozumiane na wiele sposobów – są przecież książki mówiące o chorobie, które ściskają za serce oraz takie, przez które po prostu trudno przebrnąć. Z „Dwoma jabłkami Adama” walczyłam długo, sięgając po nią jednak z dozą ciekawości i niecierpliwości. Upatrzyłam sobie wcześniej, wrzucając na listę „Do kupienia”, a dzięki życzliwości wydawnictwa dane mi było przeczytać ją w ramach współpracy. 




Adam to trzydziestoletni mężczyzna od trzynastu lat wiodący pozornie szczęśliwe życie u boku  kobiety, z którą wychowuje pięcioletnią córkę. Przymus spokojnej pracy sprawia, że wyjeżdża do Góry Puławskiej, gdzie mieści się odziedziczona po dziadku działka. Letnie powietrze ma być jego napędem w walce ze zleconym tłumaczeniem. Nie spodziewa się jednak, że jeden z gorących dni zostanie przerwany przez niespodziewane spotkanie przyjaciółki z dzieciństwa. Prędko wpada w sidła przepięknej Diany, oddając jej się bezgranicznie i przesuwając rodzinę na drugi plan. Gorący romans rozwija się w zastraszającym tempie, a Adam zdaje się nie mieć świadomości, jakie konsekwencje mogą go czekać. Lidka każdego dnia dopytuje go, kiedy wreszcie wróci do domu, dodając, że mała Ada bardzo tęskni za tatusiem. Choroba dziecka działa jak kubeł zimnej wody, a on wraca do rodzinnego Radomia z podejrzeniem białaczki u swojej małej księżniczki. Na szczęście okazuje się, że to jedynie mononukleoza zakaźna, która nieco uspokaja zatroskanych rodziców. Wiedzą bowiem, że tygodnie w łóżku sprawią, że ich córka znowu będzie zdrowym i radosnym dzieckiem. Jeden ciężar spada z ramion zakochanego już na zabój Adama. Mężczyzna rozdarty jest pomiędzy dwiema kobietami i nie umie wybrać pomiędzy Dianą a Lidką oraz ich córką, której serce zostałoby złamane, gdyby rodzina się rozpadła. 

Lidka była wspaniałą kobietą. Czułą, oddaną, ufną, troskliwą, rodzinną, opiekuńczą, wierną, subtelną. Ale miała jedną wadę. Nie była Dianą.

Zaniepokojona tajemnicami Lidka zaczyna domyślać się, co święci się w jej pozornie idealnej rodzinie. Obwinia siebie, wspominając alkoholizm oraz niedbanie o malucha po śmierci ojca, który był dla niej najbliższą osobą. Widzi w sobie jedyną winę w związku z romansem Adama, który ostatecznie uświadamia sobie, że nie umiałby żyć bez Diany i postanawia wpaść w wir kłamstw i podwójnego życia, zostawiając rodzinę popołudniami i jadąc do nowej ukochanej, która po wyrzuceniu z domu przez byłego partnera, zmuszona jest zamieszkać w hotelu. Kiedy prawda wychodzi na jaw, Lidia żąda przyprowadzenia nieznajomej do domu, by spojrzeć jej prosto w oczy i dowiedzieć się, w czym jest gorsza, że mężczyzna zakochał się w innej. Wagonik niezręczności  rusza z zawrotną prędkością, a Adam zostaje zamknięty w potrzasku niewiedzy, kobiecych intryg oraz uczuć, które z pewnością nie powinny mieć miejsca. 

Kokaina… Jeśli ona nią była, to naprawdę kiepskiej jakości, zanieczyszczoną.

„Dwa jabłka Adama” to opowieść o zdradzie oraz lekkomyślności mężczyzn. Czytałam ją z przekleństwami na ustach, rzucając w płeć przeciwną epitetami, o jakich sama bym siebie nie podejrzewała. Bezmyślność głównego bohatera oraz jego niedojrzałość sprawiły, że naprawdę ucieszyłam się, wybuchając gromkim śmiechem przy ostatnim zdaniu – które de facto musiałam przeczytać kilkukrotnie, bo nie mogłam uwierzyć, że autorka to zrobiła – bo karma świetnie sobie tu poradziła. Ewa Podsiadły-Natorska wykonała fantastyczny zabieg, zabierając czytelnika w podróż po Polsce, przez co całość nabiera niebotycznego realizmu. W trakcie lektury wychodzą kolejne rodzinne tajemnice, a my dowiadujemy się nieco więcej o motywach poczynań bohaterów. Lektura początkowo wywołująca we mnie dozę irytacji, ostatecznie stanęła na półce lektur, które mają specjalne miejsce w moim sercu. 



OPIS: Miłość, pożądanie i zdrada oczami mężczyzny, który znalazł się na rozdrożu.
On - wzorowy mąż i ojciec, utrzymujący rodzinę z pracy tłumacza. 
One - wzorowa żona i matka oraz jego koleżanka z zamierzchłej przeszłości. 
Przypadkowe spotkanie Adama i Diany w ich rodzinnych stronach staje się początkiem erotycznej i psychologicznej gry pomiędzy nimi, w którą wkrótce zostaje wciągnięta również jego żona Lidka. Z pozoru zwykły romans okazuje się niemożliwy do zakończenia, a fascynacji koleżanką z dzieciństwa ulega też żona Adama. Prowadzi to do trudnego, poliamorycznego układu, w którym wszyscy troje będą musieli zweryfikować wszystko, w co do tej pory wierzyli. 
W tym menage a trois - gospodarstwie domowym trzech osób - powstaje wzajemna sieć skomplikowanych i dzikich uzależnień, w której będzie się jeszcze musiało znaleźć miejsce dla małego dziecka.



Tytuł: Dwa jabłka Adama
Autor: Ewa Podsiadły-Natorska
Ilość stron: 440
Wydawnictwo: Editio
Kategoria: romans, melodramat
Wydanie: 2 lipca 2019


Za możliwość przeczytania oraz recenzji dziękujemy wydawnictwu:





K. N. Haner wpada na twórcze salony z kolejną książką tego roku. Nowe wydawnictwo, nowy pomysł i całkowicie nowa odsłona autorki okalana hasłem „dark romance” przenosi nas w świat ambicji, ran przeszłości oraz chorego pożądania, któremu bohaterowie nie są w stanie się oprzeć. Jak autorka podołała temu wyzwaniu? I czy faktycznie jest to mocny, odważny thriller?

„Nieczyste więzy” to pozycja głośna, a ja jestem w stanie założyć się, że słyszało o niej naprawdę wielu. Z pozoru trudno było dostać ją przedpremierowo, jednak i tak znalazła się ona w moich recenzenckich dłoniach, dzięki czemu z bliska mogłam przyjrzeć się porządnie wykonanej okładce oraz pochłonąć wyczekiwaną od dawna treść. Jej akcja kręci się wokół Claire, która po namowie dziadków zgadza się na terapię u jednego z polecanych psychiatrów w Stanach. Początkowo z niechęcią podchodzi do spotkania z Doktorem Douglasem, jednak mężczyzna ostatecznie przekonuje ją do siebie, wzbudzając emocje, o których nigdy wcześniej nie śniła. Tu mogłabym zacząć od zgrzytów, ponieważ właśnie podczas tej sceny zmarszczyłam brwi po raz pierwszy, zastanawiając się, o co tej kobiecie chodzi. Najpierw przez wiele stron wspominane jest, że główna bohaterka nigdy nie patrzy na płeć przeciwną w ten sposób, a potem od razu fantazjuje o swoim nowym psychiatrze, co zaczyna kwestionować każde następne myśli, jakie kłębią się w jej głowie. Kolejne rozdziały, a ja coraz bardziej w nią wątpiłam, ostatecznie dochodząc do wniosku, że coś jest z nią naprawdę nie w porządku.

(…) nagle zerkam na ślubne zdjęcie Douglasów stojące na szafce nocnej. Uśmiecham się sama do siebie. Jestem zdzirą, bo pieprzę się z jej mężem?


Relacja pary, którą obejmują tytułowe „Nieczyste więzy” rozwija się błyskawicznie; od razu wpadają sobie w ramiona, pozostawiając czytelnika z moralnym dylematem, czy może to wszystko nie poszło zwyczajnie zbyt szybko. Fabuła jednak nie ciągnęła się niepotrzebnie, akcja była wartka, chociaż bywały momenty, gdy wywracałam oczami z zażenowania bądź wyzywałam bohaterów wieloma niecenzuralnymi słowami. Między innymi tyczyło się to Claire, ponieważ była ona zwyczajnie chora psychicznie, a czyny, jakich się dopuszczała, momentami wołały o pomstę do nieba lub chociażby umieszczenie jej na oddziale zamkniętym. 

Obsesje nie są niczym złym, jeśli potrafimy nad nimi panować. 

Ze strony technicznej muszę przyznać, że pozycja ta została naprawdę dopracowana. Łatwo było dojrzeć typowe dla autorki posunięcia oraz powielane schematy, które tak uwielbia – na przykład znęcanie się w miejscu pracy – jednak, jeśli mam być szczera, końcówka książki pozwoliła mi przymknąć oko na te nieprzyjemności. Styl był w porządku, przez strony momentami dosłownie się płynęło, a ja pokonywałam rozdział za rozdziałem, ciekawa historii bohaterów. Obsesja Claire na punkcie życia swojego psychiatry, a w szczególności jego żony sprawiła, iż trzymałam rękę na pulsie, jednak to dopiero ostateczne zakończenie tego wątku wbiło mnie w fotel. Postaram się nie pisać za dużo, ponieważ nie chcę psuć niespodzianki. Na tyle zakończeń książek, które wypłynęły spod palców K. N. Haner jedno jest pewne:
To było zdecydowanie najmocniejsze.


OPIS: Gdy miłość staje się obsesją, nie można się już zatrzymać.
Claire czuje, że nigdy nie poradzi sobie z piętnem, które nosi w sobie od dzieciństwa. Jest zbyt krucha, bezradna, inna niż wszyscy. Staż w prestiżowej firmie to dla niej życiowa szansa. Podobnie jak doktor Douglas, świetny i szanowany terapeuta, głęboko skrywający własne mroczne sekrety. Tylko on doskonale rozumie, czym jest walka z własnymi demonami. W jego szarozielonych oczach Claire odnajduje ten sam ogień, który spala ją samą. Oboje podejmują mroczną grę, w której obezwładniająca namiętność i bezwzględna manipulacja prowadzą na samo dno piekła. Doktor kontroluje każdy ruch dziewczyny. A może tylko mu się wydaje, bo wciąż nie wiadomo, kto rozdaje karty w tym niedozwolonym układzie…
Pierwszy thriller KRÓLOWEJ DRAMATÓW!



Świat pełen jest niewymagających romansów, a „P.S. Wciąż cię kocham” jest właśnie jednym z nich. W kontynuacji kultowej serii „O Chłopcach” znów mamy tych samych bohaterów, jednak wątkiem głównym jest przyjaźń między Gen, Peterem, Larą i ich grupą. Ponadto dostajemy również rozwijające się uczucie pomiędzy Peterem i Jean ubarwione nutką zazdrości, dodającej pikanterii tej przyjemnej lekturze. Co więc zmieniło się od czasu „P.S. Kocham cię”? I, co ważniejsze, czy kontynuacja dorównała sukcesowi pierwszej części? 

Mówi się, że odległość dobrze wpływa na uczucia, ale myślę, że to nieprawda. Bliskość dobrze na nie wpływa.

Nie trzymając już Was w niepewności, z przyjemnością powiem, że „P.S. Wciąż cię kocham” okazała się niesamowicie udanym dziełem. Poruszała ona wiele poważnych tematów, jednocześnie wciąż rzucając w czytelnika nowymi wątkami oraz ciepłem rodzinnych relacji. Miłosne rozterki głównej bohaterki oraz przyziemność niektórych dylematów nie przysłoniły jednak wielu lekcji, które czytelnik był w stanie wyciągnąć spomiędzy kart książki. Druga część przygód Lary Jean prowadzi nas po krętej drodze pełnej tajemnic, intryg oraz manipulacji. Przeszłość nie dała o sobie zapomnieć, przynosząc ze sobą pojawienie się byłej dziewczyny Petera oraz piątego adresata listów głównej bohaterki. 

Druga część ,,Do wszystkich chłopców, których kochałam” jest bardzo udaną oraz lekką pod względem fabuły kontynuacją. Pozbawię Was więc obaw, ponieważ seria autorstwa Jenny Han zwinnie ominęła klątwę drugiego tomu, wprowadzając powiew świeżości oraz wielokrotnie łapiąc czytelników za serca. Pozbawiona błędów oraz poprowadzona poprawnie, o łezkę w oku przyprawia wstawkami listów, które z sentymentem nawiązują do pierwszej części. Powrót do darzonych sympatią bohaterów umilił mój dzień, a sama pozycja została wpisana na listę książek, do których na pewno kiedyś wrócę.

Chyba nie można trwać przy tym, co było dawniej, dla samego trwania.


Na drodze bohaterów pojawiają się liczne komplikacje, a największe zamieszanie wprowadza pojawienie się byłej dziewczyny Petera, która nie może pogodzić się z rozstaniem i za wszelką cenę próbuje odzyskać chłopaka. Jakby tego było mało, miłosne zawirowania przerywa również odpowiedź od piątego adresata listów Lary. Nietrudno domyślić się, że jego pojawienie się wprowadza chaos do pozornie szczęśliwego związku nastoletniej pary. Do ostatniej strony z zapałem śledziłam ich poczynania, będąc ciekawą czy główna bohaterka zostanie przy obecnym uczuciu, czy jednak da się ponieść niespełnionej młodzieńczej miłości sprzed lat. 

Życie jest zawrotne, a amerykańscy naukowcy nigdy nie zbadali, czy na pewno nie można kochać dwóch chłopaków jednocześnie. „P.S. Wciąż cię kocham” w niespełna czterystu stronach udowadnia nam, że w świecie współczesnej literatury wszystko jest możliwe. 


OPIS: Lara Jean nie spodziewała się, że naprawdę zakocha się w Peterze. Mieli przecież tylko udawać. Jednak nagle ich uczucia stały się bardzo prawdziwe. Teraz kiedy w jej życiu pojawia się kolejny adresat listów, Lara Jean nie wie, czy to normalne, aby kochać dwóch chłopców jednocześnie.



Tytuł: P.S Wciąż cię kocham.
Autor: Jenny Han
Ilość stron: 352
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Kategoria: literatura młodzieżowa
Wydanie: 13 luty 2019




Moim dziwnym guilty pleasure jest wracanie jako dorosła do pozycji, które poznałam i wchłonęłam w wieku nastoletnim, gdy panowała moda na Zmierzch i inne powieści, przez które teraz czuję dreszcz żenady. O ile do twórczości Stephanie Mayer nie mam zamiaru już wrócić i wystarczy mi przeczytanie tej „wampirowej Biblii”, tak w moje ręce kolejny raz wpadła „Melancholia sukuba” autorstwa Richelle Mead. Pierwszy cykl o Georginie Kincaid to książka, po której lekturze trudno cokolwiek powiedzieć o odczuciach. 

Sukub to postać, która w demonologii przedstawiana jest jako niezwykle piękna kobieta, nawiedzająca we śnie mężczyzn i kusząca ich współżyciem seksualnym. Właśnie w taki sposób „zasilają się”, wysysając energię życiową od swoich ofiar. Georgina świadoma jest swojej atrakcyjności i tego, jak działa na mężczyzn. Z drugiej strony jednak nienawidzi siebie za to, kim jest i za wszelką cenę pragnie normalnego życia, a praca w księgarni ma jej zapewnić choć część normalności.
– No, wreszcie jesteś. Już... – Przerwał i przyjrzał mi się uważniej. – Rany... ładnie dziś wyglądasz. Zrobiłaś coś ze sobą?
Bzyknęłam tylko trzydziestoczteroletniego prawiczka, pomyślałam. 
Główna bohaterka słynąca z ciętego języka i swojej demonicznej osobowości sprawia, że dość szybko przekonuje do siebie czytelnika i omiata go uczuciem miłości do siebie. Wartka akcja niejednokrotnie zaskoczyła mnie, uświadamiając, że nie jest to jedynie powieść dla młodzieży, a wręcz przeciwnie – lekki erotyk pobijający serca dorosłych, którzy nie znajdą tu przesłodzonego Edwarda. Z drugiej strony lekkość opowiastki pokroju fanfiction sprawia, że książkę wręcz pożera się w jeden wieczór. Jako osoba stroniąca od fantasy podchodziłam do lektury z dozą nieufności i kolejny raz los nie zrobił sobie ze mnie żartu, podczas wybierania książki po okładce. Bohaterowie nie są czarno-biali, a autorka przyłożyła się, robiąc z nich pełnych charakterków i wielu wad czy zalet osoby, które można by spotkać w prawdziwym świecie.



Ogromnym minusem może okazać się wątek romantyczny w tej historii – mogłabym określić go mianem spojlera, ale jest bardziej schematyczny, bo przecież rynek pełen jest powieści, gdzie fantastyczna postać zakochuje się w śmiertelniku. I tu autorka nie popisała się oryginalnością, a dopisek „Dziennik Bridget Jones... z piekła rodem” idealnie podsumowuje jej miłosne zawirowania.
To niedoskonałości czynią miłość doskonałą.
Pikantne sceny erotyczne, które z pewnością nie są tandetnym pornosem, rozterki sukuba, który sukubem nie chce być, miłosne zawirowania i szef z piekła rodem to określenia, które idealnie pasowałyby do krótkiego opisu „Melancholii sukuba”. Wątek humorystyczny rozładowuje momentami napiętą atmosferę i sprawia, że czytelnik jeszcze bardziej tonie w miłości do głównej bohaterki. Z ręką na sercu polecam wszystkim fanom czarnego humoru oraz romansów z paranormalnością w tle. Albo powieści paranormalnych z miłością w tle. 


OPIS: Sukub to chyba najlepsze zajęcie, jakie można sobie wymarzyć w piekle. Ma się wtedy wszystko: seksapil, umiejętności zmiany postaci, fantastyczne ciuchy oraz to, że każdy facet umarłby za jedno spojrzenie lub dotyk (i faktycznie często tak to się kończy). 
Jednak życie Georginy Kincaid, sukuba z Seattle, nie jest tak ekscytujące, jak mogłoby się wydawać. Georgina nie jest przekonana, że uwodzenie śmiertelników i wysysanie z nich energii życiowej to najlepsze zajęcie dla dziewczyny takiej jak ona. Zdecydowanie bardziej wolałaby poszukać swojej bratniej duszy (a może to nieśmiały autor kryminałów?). 
Tylko co zrobić, żeby tej bratniej duszy od razu nie uśmiercić, kiedy w Georginie weźmie górę natura sukuba? 
Romantyczne marzenia o prawdziwej miłości będą musiały jednak zaczekać: w demonicznym podziemiu Seattle ktoś zaczyna zabijać nieśmiertelnych… 

Zaczynając recenzję przyłapuję się na tym, że zajmuje mi to zaskakująco długi czas. Powód jest jeden; książka Ty wywarła na mnie tak wiele emocji, iż zwyczajnie brakuje słów na opisanie wrażeń po lekturze. Co w niej znajdziemy? Intrygi, zbrodnie i niezdrowe uczucie, a to wszystko pokazane oczami głównego antagonisty, jednocześnie stanowiącego najważniejszą postać, wokół życia której kręci się cała akcja. Zapnijcie pasy, chwyćcie kubki z kawą i na chwilę odłóżcie czytane właśnie teksty. Dzisiaj będzie odrobinę przerażająco. 

Joe pracuje w księgarni i kocha to, co robi. Książki są jego życiem, jest oczytany oraz niesamowicie mądry. Na pierwszy rzut oka widać jednak, iż do normalnych osób to on nie należy. Autorka wrzuca nas w wir wydarzeń już od pierwszego zdania; Joe zauważa podczas zmiany nową osobę. Kobietę, od razu budzącą w nim dziką żądzę oraz chore pragnienie, którego dawno nie odczuwał. Stąd droga zaczyna robić się coraz bardziej kręta; pozorne przypadki, dzikie zagrywki oraz zbrodnia idealna to najlepsze synonimy całej niespełna pięćsetstronicowy pozycji. 

Problem z książkami polega na tym, że kiedyś się kończą. Uwodzą cię. Rozkładają przed tobą nogi i wciągają cię do środka. Wchodzisz w nie głęboko, zostawiając wszystko, co miałeś, zrywasz wszelkie więzy łączące cię ze światem i podoba ci się w nich, i już nie potrzebujesz więzów, rzeczy, i wtedy książka się kończy. Treść ulatuje. Przewracasz stronę, a tam nic nie ma.

Liczne zwroty akcji każą czytelnikowi trzymać rękę na pulsie, a dynamiczne opisy zmuszają wręcz do kontynuowania lektury bez względu na wszystko. Proste kroki oraz szczegóły wykorzystywane w sposób, jaki nawet nam się nie śni, dają idealną lekcję życia, wylewając jednocześnie ogromne wiadro wody na nieświadome zagrożenia w internecie głowy. Ty to pozycja ciężka, trudna i brutalna, ukazująca najciemniejsze zakamarki ludzkiego umysłu oraz udowadniająca, co niezdrowa obsesja może zrobić z niektórymi ludźmi. Jednocześnie jest szalenie wciągająca, a zachowanie oraz uczucia głównego bohatera momentami zbierają wielki pokład współczucia, które potem zostaje oderwane, niczym woskowy plaster z owłosionego miejsca na ciele.



Każdy się napina, żeby być lepszy, zrzucić parę kilo, przeczytać pięć książek, pójść do muzeum, kupić płytę z muzyką poważną, posłuchać jej i ją polubić. A tak naprawdę wszyscy wolą napychać się pączkami, przeglądać kolorowe pisemka i kupować albumy popowych gwiazdek.

Bohaterowie są realistyczni, momentami naiwni, podli, pełni kłamstw oraz samolubni. Goniący za nieistniejącą perfekcją, która odbiera życie. Za celami, które tak naprawdę nie są w stanie podarować im ani odrobiny szczęścia. Widać po nich nieczyste zagrywki, dwulicowość, coś zwyczajnie prawdziwego. To wzbudza w czytelniku masę sprzecznych emocji, co okazało się strzałem totalnie w dziesiątkę. Książka Caroline Kepnes to przymusowa lektura dla każdego, ponieważ ukazuje prawdę. Portale społecznościowe, uzależnienie od opinii innych, głęboko ukryte pragnienia, zakłamany obraz szczęścia oraz relacje budowane na kłamstwie stanowią jedynie początek tego, co znajduje się niemal na każdej stronie tego dzieła. Końcówka wbiła w fotel, a odpowiedni zwrot akcji stanowi istną wisienkę na torcie całej dobrze poprowadzonej akcji. Dla jednych może być ona szokująca, dla innych nawet obrzydliwa, dla mnie; przerażająco realna i głęboka.
Dlatego też ją polecam. Literatura potrzebuje więcej takich książek, po których czytelnik straci dech na dobre kilka chwil. A naszemu gatunkowi naprawdę przyda się kilka porządnych potrząśnięć i sprowadzenia na ziemię. 
Bo przecież nic nie jest takie, jakie się wydaje...



Okładka książki TyOPIS: Ta książka sprawi, że będziesz zerkać przez ramię…

Do księgarni w East Village trafia piękna początkująca pisarka, która natychmiast staje się obiektem fascynacji pracującego tam mężczyzny. Całkowicie zauroczony nią Joe Goldberg zapamiętuje dane z jej karty kredytowej i wyszukuje ją w internecie. Profile kobiety w mediach społecznościowych są publicznie dostępne i stają się dla Joego źródłem wielu przydatnych informacji. Również stamtąd dowiaduje się, że tego wieczoru Beck planuje pojawić się w barze na Brooklynie. W ten sposób może się z nią ponownie spotkać, pozornie przypadkowo…

Mężczyzna powoli i wytrwale przejmuje kontrolę nad życiem Beck. Robi wszystko, by wpadła w jego ramiona. Staje się jej idealnym, wymarzonym chłopakiem, jednocześnie po cichu usuwając przeszkody, które stoją na drodze do ich szczęścia. Nawet jeśli oznacza to, że musi kogoś zamordować. Obsesyjny związek szybko nakręca spiralę śmiertelnych konsekwencji…



Tytuł: Ty
Autor: Caroline Kepnes
Ilość stron: 496
Wydawnictwo: W.A.B
Kategoria: kryminał, sensacja, thriller
Wydanie: 15 maja 2019






Książka Chrisa Cartera ,,Krucyfiks” opowiada o seryjnym mordercy, pozostawiającym na ciele swoich ofiar znak krzyża z dwoma poziomymi liniami jako swój podpis. Robert Hunter, główny bohater, odpowiedzialny za złapanie go, jest przedstawicielem policji, którego wyróżnia niezwykła mądrość, co umożliwia mu rozwiązanie licznych spraw. Oprócz otoczki tajemnicy pozycja ta serwuje czytelnikowi również zalążek romantyzmu, co jednak nie jest takie, jakie się wydaje...  
Czyli wierzą, że zło jest chorobą?
Przytoczony wyżej cytat jest w stanie skłonić do refleksji, dlatego chętnie dowiedziałabym się, co o tym sądzicie? Ja uważam, że zło rodzi się z większego wydarzenia bądź impulsu, które nieodwracalnie zmieniają ludzkie życie; cechy naszego charakteru, zachowania, a czasem następuje całkowity zanik empatii. Zaraza opanowuje umysł, przenikając do umysłu, co często przynosi przerażające rezultaty...


,,Krucyfiks” to świetna pozycja, która jest naprawdę udanym kryminałem. Wciągająca już od pierwszego przesłuchanego akapitu sprawiała, że nie potrafiłam rozłożyć sobie jej na kilka dni. Osobiście jednak uważam, że audiobook nie oddaje klimatu pracy, dlatego z całego serca polecam zakup pozycji papierowej bądź zainwestowanie w ebooka. Dzięki temu o wiele łatwiej jest się wciągnąć oraz wyobrazić sobie fragmenty, a także skoncentrować na pochłanianej treści. Zazwyczaj nie czytam kryminałów, bo zwykle trafiam na takie, które nie potrafią spełnić moich oczekiwań. Ten był jednak stworzony idealnie dla mnie i całkowicie podbił serce. Co do głównego antagonisty muszę przyznać, że miałam swoje podejrzenia już na samym początku. Końcówka powieści jednak okazała się niesamowitym zaskoczeniem i to jak najbardziej pozytywnym. Główny bohater wykreowany został na realistycznego, jego zachowania były więc wiarygodne. Takich postaci potrzeba w literaturze, bo widać, że stworzeni są z pasją oraz zaangażowaniem.
Mózg współczesnego człowieka nie został przystosowany, by wychodzić z procesu stawania się profilerem kryminalnym bez szwanku. Ktokolwiek decyduje się narazić go na tego rodzaju presję, zapłaci za to, i to słono.
Jedno jest pewne; następną książkę Chrisa Cartera przeczytam i wydaje mi się, że może to nastąpić już niedługo. Jako autor świetnie opisuje otoczenie, planuje wydarzenia oraz oddaje realizm miejsc. Postanowiłam podarować mu więc kredyt zaufania. Dlatego zaciskam już palce z nadzieją na kolejny hit, jednocześnie marząc o tym, aby ten autor, jako jeden z niewielu, ostatecznie mnie nie zawiódł...



OPIS: W głębi parku narodowego Los Angeles National Forest, w opuszczonej chacie, policjanci odkrywają zwłoki młodej kobiety. Przed śmiercią ofiarę okrutnie torturowano, a na koniec przywiązano ją za nadgarstki do dwóch równolegle ustawionych drewnianych pali. Kolana kobiety dotykały ziemi, jak podczas modlitwy, a na jej karku morderca zostawił podpis: tajemniczy symbol podwójnego krzyża. Ten sam, którego kilka lat wcześniej używał seryjny morderca ochrzczony przez media Krucyfiksem. Problem w tym, że przed dwoma laty Krucyfiksa złapano i stracono... Czy to możliwe, by naśladowca dotarł do szczegółów starej zbrodni, znanych tylko wąskiej grupie pracujących przy dochodzeniu policjantów? A może skazano wówczas niewłaściwego człowieka?
Pracujący przy tamtym śledztwie detektyw Robert Hunter nigdy nie był przekonany, że udało się złapać prawdziwego mordercę. Kiedy więc pewnego dnia odbiera telefon i słyszy ten sam, znajomy i zniekształcony specjalnymi urządzeniami, głos, czuje, że koszmar sprzed dwóch lat odżywa na nowo, ze zdwojoną siłą. A morderca znów próbuje go wciągnąć w swą chorą grę.


Już na początku muszę zauważyć, że zdanie informujące, iż jest to zwyczajnie fanfiction, sprawiło, że podchodziłam do lektury z dozą nieufności. Jako wieloletnia użytkowniczka Wattpada gatunek ten znam bardzo dobrze i niestety nie jest on owiany dobrą chwałą. Z każdym kolejnym zdaniem przekonywałam się, że nie można oceniać książki po okładce, a tym bardziej po takim dopisku, bo możemy stracić szansę na świetną lekturę.

„Rozdroża” to opowieść między innymi o trudach ojcostwa, pokazująca, że pieniądze nie czynią z człowieka bohatera i obiektu do naśladowania, a także nie są w stanie zastąpić rodzicielskiej miłości oraz czułości. Główną bohaterką tej powieści jest Jane Eye, która po tragicznej utracie bliskiej przyjaciółki opuszcza miasto, próbując uzupełnić pustkę w sercu i odnaleźć miejsce, które mogłoby zastąpić jej dom. Trafia do Thornfield Hall, gdzie podejmuje się opieki nad osamotnioną córką dzierżącego majątek Rochestera. Otoczkę bogatego domu czytelnik poznaje wraz z kobietą, której momentami ciężko opanować swój temperament oraz niewyparzony język. To właśnie one i jej nieokrzesanie budzi podziw Edwarda i chociaż początkowo mężczyzna próbuje trzymać ją na dystans, szybko ulega swoim prymitywnym instynktom.

Lepsza prawdziwa samotność, niż fałszywa bliskość, panno Eye.



Cała książka prowadzi czytelnika po wielu poważnych tematach, takich jak między innymi siła wpływów, uzależnienia oraz wykorzystywanie seksualne. Ten ostatni przedstawiony został w dość niewiarygodny dla mnie sposób, stanowiąc pierwszy z, niestety, wielu minusów tej świetnie zapowiadającej się pozycji. Czytając o ciężkiej relacji ojca ze swoją małoletnią córką, dosłownie pochłaniałam kolejne strony, a punkty kulminacyjne całej pozycji z ich udziałem niemal nie doprowadziły mnie do łez. Ostatnie sceny byłyby idealnym podsumowaniem, dobitnie stawiając kropkę w odpowiednim momencie. Autorka jednak za bardzo przesadziła, dodając swoje kilka groszy zza sceny, a ja czytając epilog oraz jej posłowie miałam ochotę wyrzucić telefon przez okno, dając książce marne cztery gwiazdki. A to ogromny przeskok, bo jeszcze w ostatnim rozdziale planowałam ocenić tę pozycję nadwyraz wysoko. Ostatecznie więc dotarłam do martwego punktu, kompletnie nie wiedząc jak podsumować moją przygodę z tą pozycją. Dlaczego? Bo mimo wszystko momentami chwiała się na granicy naprawdę dobrej i jeśli mam być szczera, szkoda mi tego, w jaki sposób ostatecznie poprowadzona została fabuła, bo naprawdę mogło wyjść pięknie.

Poznałem moją córkę dopiero miesiąc po tym, jak tu przybyła. To było straszne. — Zasępia się. — Mała zachowywała się jak… Sam nie wiem. Była dzika, nieufna, natomiast ja nie zrobiłem nic, żeby to zmienić. Przeciwnie, unikałem jej.

Pod względem technicznym praca ta jest dobra, bo została napisana poprawnie; język dało się zrozumieć, styl był przyjemny, a zmiana perspektyw nie mieszały niepotrzebnie scen. Nie miałabym się czego czepiać nawet przez fakt, że jest to fanfiction. Ostatecznie jednak za dużo było tego wszystkiego; sceny erotyczne momentami zwyczajnie mnie żenowały, a główna bohaterka irytowała swoim zachowaniem. Rozdroża podzielonego zdania doprowadziły mnie więc do punktu, w którym ostatecznie oceniam książkę Augusty Docher na sześć. Bo czasem po prostu bywa tak, że co za dużo, to niezdrowo.
I tak było właśnie w tym wypadku.


OPIS: Pierwsza polska seria fanfiction oparta na klasyce romansu! Jane Eye po stracie przyjaciółki pragnie rozpocząć nowe życie. Opuszcza Nowy Jork, by przenieść się do angielskiego majątku Thornfield Hall, miejsca, w którym czas się zatrzymał. Ma tam sprawować opiekę nad córką sir Edwarda Fairfaxa Rochestera, właściciela dworu. Dzięki swojemu oddaniu zyskuje sympatię małej Adelki, a bezkompromisowym podejściem do obowiązków budzi jednocześnie irytację i szczery podziw Rochestera. Mimo trudnych początków - wbrew woli Edwarda i rozsądkowi Jane -między bohaterami rodzi się coś więcej... Ponadczasowa opowieść w nowej odsłonie - o tym, jak samotność łączy pozornie różnych od siebie ludzi, a szaleństwo zmieszane z pożądaniem prowadzi do tragedii. Czy ta historia ma szansę na szczęśliwe zakończenie? Pierwsza część cyklu Z klas(yk)ą w łóżku to fanfic na motywach najbardziej znanej powieści jednej z sióstr Brontë. Czy można tu mówić o profanacji? Oczywiście! Herezji? Bez wątpienia! Bezczelności? Jak najbardziej! Pozwól sobie na odrobinę szaleństwa i daj się porwać niepoprawnej guilty pleasure. Wraz z Jane Eye poznaj tajemnice skrywane za grubymi murami Thornfield Hall. #profanacja #herezja #bezczelność

Chętnie podejmujemy się czytania i recenzowania nowych pozycji. Każdy gatunek jest dla nas ogromnym wyzwaniem, ponieważ tylko z niektórymi obcujemy na co dzień. W tym wypadku nie było inaczej, bowiem nadesłana nam pozycja to dopiero trzecie starcie ze światem literatury podróżniczej. Jak je oceniamy? I o co dokładnie chodzi z duchami K2? Zapraszamy na recenzję. 

To okrutna góra, która próbuje Cię zabić.


“Duchy K2. Epicka historia zdobycia szczytu” to mrożąca krew w żyłach opowieść o pokonywaniu strachu i własnych słabości. Autor z zapałem i w najmniejszym detalu opisuje przeprawę na drugi najwyższy punkt świata, wciągając czytelnika w pasjonującą podróż pełną niebezpieczeństw i tajemnic. Jednocześnie sama góra stanowi pewien rodzaj ziemi obiecanej, marzenia, które niejednemu spędzało sen z powiek w celu zaspokojenia ambicji. K2 podbijana była przez wielu śmiałków, którzy całymi grupami próbowali swoich sił na jej bezlitosnym szczycie. Wspinacze długo przygotowywali się do swojej wielkiej misji, co mimo wszystko dla wielu kończyło się źle. Każda z niespełna czterystu stron przenosi czytelnika w świat pełen faktów, prób i bolesnych porażek, plamiących krwią karty historii. Kolejne rozdziały skupiały się na innych wątkach, ukazując czytelnikowi jak ważna jest praca grupowa i zaufanie, a także jak wielkie plony zbiera słynny szczyt. 
Na początku dwudziestego wieku alpiniści pierwszy raz zetknęli się z dzikością K2. Ludzie pełni jedynie odwagi i pasji w sercu, bez odpowiedniego sprzętu, wsparcia, wiedzy geograficznej oraz pogodycznej, pokazują jak ważna jest dla nich walka o marzenia i przezwyciężenie wielu niedogodności, które dla normalnego człowieka są czymś znanym jedynie z BBC, gdzie autor “Duchów K2” również spełniał się w roli twórcy filmów dokumentalnych.



Powyżej wznosi się gigantyczna sylwetka K2, złożona ze skał i lodu wyrastających na trzy i pół kilometra ponad poziom bazy. Od czasu do czasu można zobaczyć wierzchołek, ale generalnie skrywa się on wśród gęstych chmur.  

Czytanie ubarwiały piękne mapy, ilustrujące między innymi granice wokół góry K2. Jednak nic nie było w stanie odzwierciedlić tragedii oraz widma śmierci, które niczym klątwa wisiały nad tym miejscem. Książka autorstwa Micka Conefrey’a to oprawiona grubą powłoką historii opowieść o poświęceniu i karze za czasami kompletnie nieosiągalne marzenia. Fragmenty z pamiętnika oddawały realizm wydarzeń, jednocześnie dając czytelnikowi gęsią skórkę, a szkice i podobizny obozów idealnie obrazowały jak daleko jest w stanie zajść człowiek.  
Jest to dosłownie epicka historia o ludzkich ambicjach i uczuciach, często stawianych ponad rozumem. “Duchy K2” naprawdę istnieją i są widmem ludzi poległych w walce o swoje marzenia oraz tych, którzy naginali niektóre fakty, dla zachowania dobrego imienia. Ludzka natura nie lubi słowa porażka, więc wiele osób nie wspominało całej prawdy, chcąc zostać w oczach innych bohaterami. Momentami ciężko jest więc ocenić, co faktycznie miało miejsce na K2. Po przeczytaniu tej łapiącej za serce i dogłębnie poruszającej dokumentacji prób i błędów wiadomo jednak jedno; co na K2 miało miejsce, tam też pozostanie.

OPIS: K2 - bezimienna góra, która cieszy się ponurą sławą. Wznoszący się na 8611 metrów n.p.m. szczyt budzi wśród ludzi gór szczególną fascynację. To największe możliwe wyzwanie. Trzeba pokonać niezwykle strome zbocza, ekstremalną wysokość, odosobnienie oraz nieprzewidywalną pogodę. Na szczyt K2 dotarli nieliczni, wielu straciło życie podczas wspinaczki. Nowoczesne technologie sprawiły, że jest ona odrobinę bezpieczniejsza, ale Góra Gór wciąż zbiera tragiczne żniwo. I wciąż przyciąga nowych śmiałków, którzy chcą zmierzyć się z obsesją na punkcie zdobycia tego szczytu. Ta książka w wyjątkowo realistyczny i sugestywny sposób opowiada historię pierwszych prób wejścia na K2. Jest niezwykłym dokumentem, który powstał dzięki nieustępliwości i wytrwałości autora. Niepublikowane wywiady z żyjącymi członkami zespołów oraz ich rodzinami, fragmenty pamiętników i listów znajdujących się w archiwach rozsianych po całym świecie pozwoliły na odmalowanie atmosfery na Górze Mordercy, która wciąż pozostaje marzeniem wielu wspinaczy. Znajdziesz tu historię przesiąkniętą widmem śmierci, szaloną ambicją, tragedią i heroiczną odwagą. Karty tej znakomitej, rzetelnie napisanej, a przy tym trzymającej w napięciu książki wypełniają bohaterzy i marzyciele - to arcydzieło literatury górskiej.





Tytuł: Duchy K2. Epicka historia zdobycia szczytu
Autor: Mick Conefrey
Ilość stron: 376
Kategoria: literatura podróżnicza 
Wydawnictwo: Bezdroża
Wydanie: 14 sierpnia 2019


Za możliwość przeczytania oraz recenzji dziękujemy wydawnictwu:
Billedresultat for bezdroza logo







,,Do wszystkich chłopców, których kochałam” opowiada o dziewczynie, która zamiast zmierzyć się twarzą w twarz ze swoimi uczuciami, wolała przelać je na papier, w formie listu. Zostały one bezpiecznie ukryte aż do dnia, gdy ktoś wysłał każdy jeden z nich do adresatów. Cała historia rozpoczyna się właśnie w tym punkcie kulminacyjnym, gdzie bohaterka zostaje wręcz uderzona faktem dokonanym. Dalej następują komplikacje i zwroty, które napędzają książkę. Sięgnęłam po nią, ponieważ wszędzie było głośno o ekranizacji tej powieści. Nie mogłam przejść przez booktube'a obojętnie, ulegając licznym poleceniom oraz namowom lektury. Na początku miałam sporo obaw, ponieważ pozytywne recenzje strasznie podniosły moje oczekiwania, a ja bałam się, że dostanę tu zwyczajnie nudną historię na jeden dzień. Wyszło jednak zupełnie inaczej. 

Najbardziej wiarygodne kłamstwa to te, które mają w sobie choć ziarnko prawdy.

Z Jenny Han nie miałam jeszcze styczności, więc w ogóle nie wiedziałam, czego spodziewać się po jej twórczości. Autorka ma na swoim koncie wiele książek i to wydanych kilka lat wcześniej. Jeśli mam być jednak szczera, ,,Do wszystkich chłopców, których kochałam” oraz jej kontynuacja na pewno nie będą ostatnimi pozycjami po które sięgnę, ponieważ autorka swoim stylem strasznie wciąga i sprawia, że czytelnicy tacy jak ja zostają z jej twórczością na dłużej. Kobieta zna się na fachu, planując oraz pisząc tak, aby zainteresować osobę, która sięgnęła po jej dzieło. 


Jeśli mam być szczera to jestem bardzo zadowolona z rezultatów, jakie dała ta książka. Czytałam ją bowiem po angielsku, co w sumie stanowiło dla mnie nowość, a jednocześnie przyniosło dumę, ponieważ wyrobiłam się w tydzień. Okazała się ona strasznie wciągająca przez co nie mogłam jej odłożyć, myślami powracając do czytanych wcześniej scen za każdym razem, gdy musiałam zająć się czymś innym. Po drugą część również sięgnęłam, czytając ją równie szybko, ale to już temat na inną recenzję. Ogólnie mówiąc nie jest to lektura łatwa. Polecam ją osobom młodym, takim szukającym czegoś niewymagajacego, bo właśnie taka jest ta propozycja. Idealna na letnie wieczory z chłodnym napojem oraz chwilą wolnego czasu. Ekranizacja na pewno zostanie przeze mnie obejrzana, jak tylko znajdę na to czas, ponieważ chętnie dowiem się, jak bardzo różni się ona od książkowego pierwowzoru. 

Przechodząc co bohaterów, główna postać od razu zgarnęła masę mojej sympatii. Łatwo jest się z nią utożsamić oraz wczuć w problemy, jakie spotyka na swojej drodze. Drugą najlepszą postacią w ,,Do wszystkich chłopców, których kochałam” była Kitty, czyli najmłodsza siostra Lary. Bawiła wypowiedziami, które wypływały z jej mądrych ust. Ona dała się polubić, w przeciwieństwie do denerwującej Gen, wielokrotnie grającej na nerwach. Każde wydarzenie w opowieści dotyczącej życia postaci zostało przedstawione lekko oraz bardzo przyjemnie, ponieważ autorka posługuje się wyjątkowym stylem, skierowanym do nastoletnich czytelników. Jest to naprawdę wielkim plusem. 


Nie chciałam dłużej się bać. Chciałam być odważna. Chciałam... zacząć żyć. Chciałam się zakochać i być kochaną.


Jak widzicie po mojej recenzji, pozycja ta strasznie przypadła mi do gustu. Polecam ją, co oczywiste, każdemu, kto potrzebuje przyjemnej i lekkiej pozycji na dzień lub dwa. Ja czytałam tę książkę po angielsku, w oryginale, co szło mi dobrze ze względu na prosty oraz łatwy do zrozumienia język. Jeśli więc też czujecie, że mogłoby być to coś dla was, nie wahajcie się, tylko zamawiajcie swój egzemplarz!


OPIS: Lara Jean właśnie zaczyna naukę w klasie maturalnej. Jej starsza siostra wyjechała na studia do Szkocji, zrywając przy tym z chłopakiem, a młodsza robi wszystko, aby zaszczepić w ojcu chęć posiadania psa.
Dziewczyny Song, jak same siebie nazywają, kilka lat wcześniej straciły matkę i dbają o to, aby nie zapomnieć o swoich koreańskich korzeniach i najbardziej ułatwić ojcu wychowanie trójki dorastających córek.
Lara Jean w pudle na kapelusze, które dostała od matki, trzyma listy miłosne. I to nie byle jakie! Dziewczyna napisała je sama i skierowała słowa do swoich byłych obiektów westchnień, by ten sposób wyleczyć się z niechcianego uczucia. Łącznie powstało pięć listów, które nigdy nie miały trafić do adresatów.
Jednak ktoś ukradł pudło i wysłał spisane na papierze słowa, które miały wyleczyć złamane serce dziewczyny. Wszyscy chłopcy, w których kiedyś kochała się Lara, otrzymują wiadomości. Całą sytuację można by obrócić w żart, gdyby nie to, że jednym z nich, jest były chłopak starszej z sióstr Song.



Anna Fitzgerald to z pozoru normalna, wesoła nastolatka, ciekawa życia i żądna przygód. Była wyczekiwanym dzieckiem, które jednak jeszcze przed narodzinami miało napisany cały scenariusz życia: została bowiem stworzona w próbówce na biologiczny wzór swojej starszej siostry.  Pomimo zaledwie trzynastu lat ma za sobą mnóstwo zabiegów medycznych i operacji. Jest dawcą dla starszej o trzy lata Kate, która od bardzo dawna choruje na białaczkę priomelocytową. Została dostarczona na ziemię niczym towar i właśnie tak traktują ją rodzice, patrząc na nią przez pryzmat tego, co Kate może jeszcze od niej dostać. Nie zna innego życia poza tym, gdzie rodzice wymagają od niej oddania, a każdy widzi w niej jedynie magazyn krwi i szpiku. Buntuje się jednak, gdy matka wyznaje, że chora dziewczyna potrzebuje nerki. To właśnie wtedy dociera do młodej Anny, że wszystko zaszło za daleko, a rodzice nie liczą się z jej słowem. Na własną rękę postanawia szukać pomocy, nie mając wokół siebie nikogo, kto spojrzałby na wszystko z jej perspektywy – perspektywy dziecka, które nie zaznało rodzicielskiej miłości, a jedynie zmuszane jest do dawania bez względu na ból, który temu towarzyszy.

„Bez mojej zgody” to powieść o walce o wolność, drodze do sprawiedliwości i toksycznej miłości rodziców, a także ciężkich życiowych wyborach, które mogą zaważyć na życiu bliskiej osoby. Przez myśl młodej dziewczyny niejednokrotnie przechodziły wizje życia bez chorej siostry, która mimo wszystko była jej najlepszą przyjaciółką. Anna zastanawiała się często czy nieobecność Kate pozwoliłby jej na „normalny” dom z kochanymi rodzicami i spokojem z dala od szpitali.  Andromeda, bo właśnie tak brzmi pełna wersja jej imienia, nie zna innego życia, a wizja spokoju pcha ją do gabinetu adwokata, który początkowo z dozą ironii podchodzi do młodego klienta, który wydaje mu się niezbyt poważny. 

Nie chcę skarżyć Boga, tylko moich rodziców – wyjaśniam. – Chcę wytoczyć im proces o odzyskanie prawa do decydowania o własnym ciele. 


Jodi Picoult w swojej powieści zastosowała perfekcyjny zabieg, który pozwala spojrzeć na historię z perspektywy każdej wciągniętej w ten wir postaci. Bez oceniania, bez przekonywania, bez wyrzutów. Dzięki temu pozwala czytelnikowi poznać uczucia nie tylko tkwiącej w medycznej klatce Anny, ale także matki, która może stracić swoje dziecko, ojca, który jest rozdarty, bo z jednej strony rozumie najmłodszą córkę, a z drugiej nie umie sprzeciwić się żonie.
Świetny styl autorki i poruszona tematyka sprawiła, że łzy niejednokrotnie pojawiły się w moich oczach. Dobrze skonstruowani bohaterowie, nadający realizmu tej i tak prawdziwej książce, prędko dają się polubić bądź zniechęcają do siebie czytelnika, w zależności, po której stronie barykady stoją. 


„Bez mojej zgody” to wciągająca pozycja, łapiąca za serce, która umili niejeden wieczór i z pewnością zostanie w głowie na długo. Jest wstrząsającą historią, jednocześnie piękną i przerażającą, pokazującą jak łatwo rodzice mogą skrzywdzić swoje dzieci, chcąc w mniemaniu dorosłych jak najlepiej. Na podstawie książki nakręcony został film, który zawiera wszystkie najważniejsze wątki i pomimo przymusu okrojenia historii i tak jest w stanie poruszyć widza i przekazać wartości, które chciała przekazać autorka.


OPIS: Annie nic nie dolega, a mimo to żyje tak, jakby była obłożnie chora. W wieku trzynastu lat ma już za sobą niejedną operację, wielokrotnie oddawała krew, żeby utrzymać przy życiu swoją starszą siostrę Kate, która we wczesnym dzieciństwie zapadła na białaczkę. Annie została poczęta w sztuczny sposób, tak aby jej tkanki wykazywały pełną zgodność z tkankami siostry. Choć przez całe życie postrzegano ją wyłącznie przez pryzmat siostry i tego, co dla niej robi, aż do tej pory Annie akceptowała tę swoją życiową rolę. Teraz jednak, wzorem większości nastolatków, zadaje sobie pytania dotyczące tego, kim jest naprawdę. Wreszcie Annie dojrzewa do podjęcia decyzji, która dla wielu osób byłaby nie do pomyślenia, decyzji, która podzieli jej rodzinę, a dla ukochanej siostry będzie wyrokiem śmierci.

 

Tytuł: Bez mojej zgody
 Autor: Jodi Picoult
 Ilość stron: 528
 Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Kategoria: literatura piękna, dramat
Wydanie: 11 sierpnia 2009 




Mamy tu do czynienia z trójką przyjaciół: Rorym, Channingiem oraz Amber. Muszkieterowie i najbliżsi kompani przez wiele lat wiodą spokojne życie. Wszystko ulega jednak zmianie, gdy chłopcy zaczynają żywić w stosunku do dziewczyny coś więcej niż niewinne uczucie. Podobno przyjaźń między kobietą oraz mężczyzną nie istnieje i tutaj to stwierdzenie jest jak najbardziej trafione. Odrobina przekrętu, wyjazd z miasta i złamany pakt powodują, iż Amber wiąże się z Rorym, jednak ich związek kończy się nagłym zerwaniem z winy mężczyzny. Książkę rozpoczynamy od poznania rutyny zrozpaczonej wciąż bohaterki, która trafia na zdjęcia byłego chłopaka z inną. Uderza w nią fala emocji, którą przerywa telefon od Channinga. Jest w potrzasku i poszukuje mieszkania na kilka miesięcy, a Amber spontanicznie sugeruje mu skorzystanie z wynajmowanego obcym pokoju w swoim mieszkaniu. W taki sposób rozpoczyna się ich wspólna historia i na tym skończę opisywanie akcji, ponieważ resztę po prostu musicie przeczytać sami.

Twoje zadanie jest takie jak zawsze, być jej przyjacielem i wywoływać uśmiech na jej twarzy.

Gentleman numer dziewięć to książka o intrygach, szczenięcym zakochaniu owocującym potężną dorosłą miłością, niezaspokojonych potrzebach oraz demonach przeszłości. Pierwsze strony nie umiały mnie do siebie przekonać, jednak wraz z pojawieniem się Channinga automatycznie przepadłam, wciągając tę książkę w kilka godzin. Jest to lekka, przyjemna oraz pełna napięcia powieść, opowiadająca o sile uczucia, pożądania oraz poświęceniach dla miłości. Udowadnia ona, że na świecie są faceci czuli, dbający o kobiety, którzy potrafią dać im to, czego potrzebują od przyjaciela, śmiało przekazując, że przepisem na bestseller nie jest tylko zimny drań przepadający dla szarej myszki. I chociaż podłoże seksualne odgrywa tu ogromną rolę, mimo wszystko odchodzi na drugi plan, tłumione przez potrzeby wysłuchania oraz zrozumienia. W taki sposób mija pierwsza połowa książki, bo w drugiej bohaterowie podejmują poważne decyzje dotyczące odczuwanej do siebie chemii. I jeśli mam być szczera, strasznie bałam się tego, co w niej dostanę, bo od setnej strony w górę czułam, że właśnie tu możnaby spokojnie zakończyć tę książkę. Ba, gdyby faktycznie rozmowa Channinga i Amber stanowiła ostatni wątek Gentlemana numer dziewięć, spokojnie dałabym tej pozycji 10/10, bowiem to właśnie przeciąganie wszystkiego sprawiło, iż pozycja straciła w moich oczach jeden punkt. Ostateczny epilog jednak i tak zamknął wszystko w fajny sposób, dobitnie dając czytelnikowi do zrozumienia, że w tym przypadku mamy do czynienia z jednotomową powieścią. 



Pocałunek był bezceremonialny, namiętny i rozpaczliwy — zupełnie inny niż jakikolwiek wcześniejszy lub jakikolwiek, którego doświadczyłem potem. Wyrażał nasz ból, a jednocześnie przypominał nam, że żyjemy, nawet jeśli czujemy się martwi w środku.

Jeśli chodzi o stronę techniczną, jest dobrze. Bohaterowie wykreowani zostali naprawdę przyzwoicie, a po zachowaniach dało się zauważyć, że faktycznie, takie zachowania są normalne. Idealnym przykładem, który chętnie tu przytoczę jest właśnie Channing, po którego zachowaniu widać, że naprawdę wychowywał się jedynie w otoczeniu kobiet. Okładka, chociaż dość typowa, naprawdę cieszyła oko, a treść nie męczyła, dzięki lekkiemu stylowi autorki. Chociaż w zwyczaju mam szybkie czytanie i tak można wciągnąć tę książkę w jeden wieczór, bo przez fabułę zwyczajnie się płynie. I okej, momentami brakowało mi porządnego zwrotu akcji, który w tym przypadku nie miał zbyt wielkiego efektu „łał”, jednak ostatecznie całość oceniam naprawdę pozytywnie.
Polecam ją więc pobrać, kupić lub wypożyczyć na wolny wieczór. 
Dlaczego? Ponieważ zwyczajnie warto.



OPIS: Playboy, mózgowiec i piękna dziewczyna dorastali razem jako trójka dobrych przyjaciół. Któregoś dnia chłopcy zawarli pakt: żaden z nich, ani Rory, ani Channing, nigdy nie zwiąże się z Amber. Dla nich zawsze będzie wyłącznie przyjaciółką. Jednak gdy Channing wyjechał do college’u, Rory zerwał umowę: on i Amber zostali parą. Po wielu latach chłopak porzucił ukochaną. Zraniona dziewczyna postanowiła, przynajmniej na jakiś czas, dać sobie spokój z mężczyznami. I wtedy w jej życiu ponownie pojawił się Channing. Poprosił o przysługę — potrzebował pokoju na kilka miesięcy. Ona akurat dysponowała wolnym pomieszczeniem, zgodziła się je wynająć.Dawny playboy i kobieciarz okazał się wspaniałym współlokatorem. Potrafił słuchać. Wiedział, kiedy przynieść butelkę wina i jak przygotować wyśmienity lunch. Do tego wyglądał naprawdę bosko. Zamiast zdradzić Amber swoje skrywane uczucia, zdecydował się po prostu być blisko niej i otoczyć ją delikatną opieką, by wkrótce znów ktoś jej nie skrzywdził. Nic więc dziwnego, że gdy któregoś wieczoru wrócił z pracy i przez kompletny przypadek zajrzał do laptopa współlokatorki, zrozumiał, że nie może stać z boku.
Amber skontaktowała się z ekskluzywną agencją wynajmującą mężczyzn do towarzystwa. Wybrała kogoś, kto figurował w spisie jako Gentleman Numer Dziewięć. Napisała do niego długą i szczerą wiadomość, którą przez roztargnienie pozostawiła na komputerze. Channing ją odczytał, a jego obawy o bezpieczeństwo przyjaciółki sięgnęły zenitu. Postanowił działać. Podszył się pod męską prostytutkę i rozpoczął ryzykowną grę. Dowiedział się o sprawach, o których Amber nigdy mu nie mówiła, i — wciąż jako Gentleman Numer Dziewięć — umówił się z nią na randkę w hotelu. Co się wydarzy, gdy prawda wyjdzie na jaw? Nie każdy zasługuje na drugą szansę...

Nowsze posty Starsze posty Strona główna

 

Na skróty

     
     
     
     
 

Kreatywne oceny

01/10 02/10 03/10 04/10 05/10 06/10 07/10 08/10 09/10 10/10 Patronat Medialny

POPULAR POSTS

  • Kolejne 365 dni – Blanka Lipińska
  • Depresja, czyli gdy każdy oddech boli – Monika Kotlarek
  • Narzeczona na chwilę – Monika Serafin
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Zaobserwuj nas na Facebooku!

Czarno na kreatywnym

Zostań z nami

Odwiedziny

Archiwum bloga

W skrócie

Jesteśmy czarno na kreatywnym — pikselowym atramentem niekonwencjonalnie wypowiadamy się na interesujące nas tematy, wykorzystując w ten sposób chwilę wolnego czasu w szalonym zagranicznym życiu.

Popularne posty

  • [PRZEDPREMIEROWO] Cheat Destiny – Daria Wieczorek
  • Broken Liars – Julia Zachmost
  • NIEBEZPIECZNA GRA – Emilia Wituszyńska

Nasze najnowsze patronaty

Nasze najnowsze patronaty

Copyright © Czarno na Kreatywnym. Designed & Developed by OddThemes