Czarno na Kreatywnym
  • Strona główna
  • O nas
  • Współprace
  • Patronaty
  • Gatunki
    • Romans
    • Literatura obyczajowa
    • Thriller
    • Kryminał
    • Sensacja
  • Kreatywne grafiki
  • Napisz do nas

 


Pisarską karierę Katarzyny Nowakowskiej śledzę od czasu debiutu, gdzie skrycie marzyłam o tym, aby kiedyś obejmować patronatem jej książki. Dzisiaj to marzenie zostało spełnione, a na skrzydełku “Awangardy” z dumą widnieje nasze fioletowo-białe logo. I chociaż autorka od bardzo dawna znana jest z serwowania potężnych dawek zwrotów akcji oraz z zadawania bólu bohaterom, tego, co dostałam w najnowszej książce, całkowicie się nie spodziewałam. Zwłaszcza, że zwykle najbardziej cierpią ci, których darzy się sympatią i którzy na to zwyczajnie nie zasługują. I dokładnie tak było w tym wypadku.   

Ava ma idealne życie, układane wedle schematu nakreślonego przez swoją matkę. Kobieta od maleńkości wpajała córce bycie uległą dla swojego koniecznie obrzydliwie bogatego partnera, chociaż jest to całkowicie wbrew jej naturze. Doskonale jednak wie, że tylko w taki sposób poczuje, czym jest miłość, wynosząc taki wzorzec z rodzinnego domu. Wszystko obraca się jednak w drobny mak w chwili, gdy narzeczony Avy zostaje postrzelony i w stanie krytycznym trafia do szpitala. To otwiera przed młodą kobietą wrota do ekskluzywnego klubu “Awangarda” – miejsca, nad którym od teraz musi przejąć pieczę.  

Już od samego początku wraz z bohaterką dochodzimy do tego samego wniosku – nie można ufać zupełnie nikomu. Za nic jednak nie spodziewałam się, że to stwierdzenie będzie miało dosłowne zastosowanie, bo pozorny sprzymierzeniec nie jest tym, za kogo się podaje. Akcja jest wartka i niemal nie ma rozdziału, który nie dostarczył czytelnikom emocji. A to sprawia, że za szybko dociera się do końca, gdzie dzieje się najwięcej i gdzie wszystkie karty zostają wreszcie wyłożone na stół.  

Żal i gniew to bardzo niedobre uczucia.  

Ava na własnej skórze musi przekonać się, że iluzja życia usłanego różami skrywa brutalność oraz zdradę. Bardzo szybko nastaje jej przemiana, jako bohaterki, kierowana zwyczajnym sięgnięciem dna oraz potrzebą przeżycia w świecie, którego dotychczas tak naprawdę nie znała. I ja to całkowicie kupuję, bo młoda kobieta tak naprawdę nigdy nie mogła pochylić się nad tym, jaka naprawdę chciałaby być. Zawsze coś jej wpajano, do czegoś zmuszano i tak naprawdę stworzono z niej kogoś pozornie idealnego. Kogoś, kim musiała pozostać do samego końca.   

Santiago od początku był tym, kogo można nazwać moralnie szarym. Działał w swoim interesie, myśląc jedynie o długu, który za walczącego o życie narzeczonego musiała spłacić mu Ava. Na przestrzeni kolejnych rozdziałów dało się zauważyć zmianę w tej postaci, może przebłyski empatii, pokazywanej drobnymi gestami wsparcia… chociaż, czy faktycznie nie jest to kierowane własnymi pobudkami?  Ciężko mi napisać recenzję w taki sposób, żeby nie powiedzieć za dużo, bo największa frajda z lektury jest wtedy, gdy nie wpadnie się na żadne spoilery. Musicie mi jednak uwierzyć, że K. N. Haner przeszła samą siebie, zapewniając rozrywkę na poziomie, a jednocześnie rozplanowując dokładnie tak potężny zwrot akcji, że zostawił mnie w zaskoczeniu przez naprawdę długie minuty.   

"Awangarda" to jazda bez trzymanki po świecie pełnym niesprawiedliwości i spełniania marzeń największych elit. To w jakiś sposób pokaz siły oraz potwierdzenie doskonale znanej wszystkim tezy - wpływowym ludziom jest zwyczajnie łatwiej w życiu, zwłaszcza, że za pieniądze mogą kupić sobie dosłownie wszystko… łącznie z innym człowiekiem oraz jego życiem.   

Kiedyś mówiłam, że promujemy tylko dobre według nas książki i pod tą właśnie podpisuję się rękoma i nogami. I jestem dumna z możliwości dzielenia się cytatami oraz treściami związanymi z klubem Awangarda, do którego jako patronacki stróż serdecznie Was zapraszam. 




OPIS
: 
Ava Sackler nie zaprząta sobie głowy problemami. Została wychowana przez matkę, która wpoiła jej, że kobieta ma być jedynie ozdobą u boku bogatego mężczyzny - i właśnie takiego kandydata na męża jej znajduje. Obrzydliwie zamożny Roger Walton nie wyjawia, czym się zajmuje, a Ava udaje, że nie widzi, że pieniądze, które wydaje z konta narzeczonego, pochodzą z nie do końca legalnych źródeł. Sielanka kończy się w chwili, gdy Roger prawie traci życie w strzelaninie, a do Avy zgłasza się jego wspólnik i oznajmia, że dziewczyna musi przejąć obowiązki menadżera ekskluzywnego nowojorskiego klubu Awangarda.  Co weekend jego próg przekraczają najbogatsi i najbardziej wpływowi ludzie. Oczekują tylko jednego: indywidualnych zasad. Ava ma do czynienia z ludźmi, z którymi wcześniej nie chciałaby nawet przebywać w jednym pomieszczeniu. To bardzo niebezpieczne towarzystwo, a przewodzi mu Santiago Torres, któremu atrakcyjna menadżerka od razu wpada w oko. I to może być jedyne światełko w ciemnym tunelu prowadzącym w coraz to mroczniejsze zakamarki dzielnic zamieszkanych przez nowojorskie elity.  Niczego nieświadoma Ava wkracza w świat mrocznych pragnień, wybujałych fantazji i ludzi, którzy myślą, że za odpowiednią kwotę mogą kupić dosłownie wszystko. Nawet ją. Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.


Tytuł: Awangarda
Autor: K. N. Haner
Ilość stron: 312
Wydawnictwo: EditioRed
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Wydanie: 05 sierpnia 2025



Za możliwość przeczytania, patronatu medialnego oraz recenzji dziękujemy autorce i wydawnictwu:




 


Czerwiec to miesiąc dumy, więc z dumą przedstawiamy kolejną debiutantkę na rynku wydawniczym: Aleksandrę Ziętek. I to z wielką dumą, bo dostałyśmy szansę objąć jej pierwszą powieść patronatem medialnym.

Angela Black to na pozór beztroska, dwudziestokilkuletnia piękność, którą poznajemy podczas wyjścia na plażę z najlepszą przyjaciółką. Przypadek sprawia, że na jej drodze staje Jace Biersack. Wtedy nie sądzili, że staną się nierozłączni, a żywe uczucie, które ich połączyło, będzie również przekleństwem i kluczem do dramatów. Miłość od pierwszego wejrzenia staje się rzeczywistością, a oni spędzają ze sobą długie godziny na plaży, by potem zakochiwać się w sobie na kolejnych randkach i przez kolejne pocałunki. 

Angela nie spodziewała się, że mężczyzna odkryje w niej uczucia, do których nie powinna być zdolna i sprawi, że będzie w stanie wyjawić swoje największe tajemnice, o których nie wiedzą nawet najbliżsi. Koszmar jednak powraca w pewnej chwili, gdy z więzienia ucieka jej oprawca. Max postanawia zemścić się na byłej dziewczynie, kończąc to, co zaczął. Urażona męska duma zwalnia wszelkie hamulce, a on robi wszystko, by jego plan się powiódł. I niemal mu się udaje, jednak na jego drodze staje Jace, który jest w stanie postawić na głowie cały świat, by tylko uratować ukochaną. 


Łzy to nic złego — powiedział mój przyjaciel. — Pokazują, że na kimś nam cholernie zależy. Nawet najwięksi twardziele czasem płaczą. 


“Należymy do siebie” oprócz standardowego podziału na rozdziały, dostało również trzy główne części: w pierwszej z nich dostajemy rodzące się uczucie, wzloty i upadki bohaterów oraz poczucie, że teraz może być tylko lepiej. Autorka postanowiła jednak pokazać mroczniejszą część życia i jednocześnie siłę miłości, serwując w drugiej części naukę życia na nowo. Walkę o uczucia oraz o samego siebie. Max znowu zaczyna grać pierwsze nuty koszmarnej kołysanki, a związek Jace i Angeli wystawiony jest na kolejne próby. Kiedy myślimy, że gorzej być nie może, autorka serwuje nam rollercoaster emocji i stawia nas na krawędzi życia i śmierci bohaterów. Dopiero trzecia część jest tym delikatnym podmuchem wiatru, w letni wieczór, który przynosi ukojenie, ale dość prędko zamienia się w ulewę i burzę. Początkowa nadzieja na szczęśliwe zakończenie znowu zostaje zaburzone przez autorkę, pociągającą za sznurki, a raczej trzymającą pióro. Chora obsesja jednej z postaci znowu się ujawnia, gdy próbuje zniszczyć rodzinne szczęście Angeli i Jace’a. 

Aleksandra Ziętek funduje nam długą opowieść o trudach życia, budowaniu związku po traumach i otwieraniu się na drugiego człowieka. Świetnie wykreowana postać Biersacka sprawiła, że niejednokrotnie się uśmiechnęłam, zwłaszcza, że nie dostałam w twarz kolejnym dupkiem, który bawi się kobietami i rzuca ukochaną, gdy tylko coś się wydarzy. Jest za to opiekuńczy i chce dla Angeli jak najlepiej. Stawia rodzinę ponad wszystko, nawet gdy wszystko wokół niego się burzy i potrafi postawić na głowie cały świat, gdy coś zagraża jego najbliższym. Nawet sprzymierzyć się z potencjalnym wrogiem. 

„Należymy do siebie” to obszerna powieść o miłości, tajemnicach, koszmarach z przeszłości, traumach i uczuciach, które przeradzają się w obsesję. To opowieść o młodej kobiecie, która w myślach rozmawia sama ze sobą, a w nocy budzi się z mocno walącym sercem przez okropny sen, w którym akcje z Maxem wracają i wydają się być rzeczywistością. 

Nie ma książek bez wad i wpadek, a tutaj niestety było ich kilka. Być może było to spowodowane młodym wiekiem autorki, która pisała to w wieku piętnastu lat, a najbardziej da się wyczuć to w scenach erotycznych, które końcowo wychodziły niemal identycznie. Ich ogromna ilość i powtarzalność momentami zaczynała mnie irytować jak brak dokładnego researchu. Wiem jednak, że to zdarza się również doświadczonym autorkom i dlatego postanowiłam dać Aleksandrze szansę, bo wierzę, że z czasem wszystko wychodzi lepiej. Z niecierpliwością będę śledzić losy tej autorki, która zaczynała na Wattpadzie, by przekonać się przy następnej powieści, że przez lata szlifowała swój warsztat i dopracowała szczegóły, które tu wydawały mi się minusem. 

    




OPIS: 
Ona skrywa mroczną tajemnicę. On chce jej pomóc, ale na drodze stają mu własne sekrety... 
Angela jest piękną i ― przynajmniej na pierwszy rzut oka ― beztroską dziewczyną. Nikomu nie mówi o dręczących ją straszliwych wspomnieniach; o przeszłości, która zostawiła blizny nie tylko na ciele, ale i w sercu. Nikomu... Aż do chwili, w której w jej życiu pojawia się Jace. Zabójczo przystojny, dowcipny, szarmancki, bogaty, wydaje się mężczyzną, któremu można zaufać. Jeśli Angela miałaby komukolwiek otworzyć bramę prowadzącą za mury obronne, jakie wokół siebie zbudowała, tym kimś byłby właśnie Jace. Tylko czy to na pewno dobry pomysł? Czy chłopak jest wobec niej szczery? Czy jego własne mroczne tajemnice nie staną na drodze do wspólnego szczęścia? 
Romans, sensacja, erotyka ― książka Aleksandry Ziętek to prawdziwa mieszanka wybuchowa, która w serwisie Wattpad osiągnęła niemal dwa miliony odsłon!








Tytuł: Należymy do siebie
Autor: Aleksandra Ziętek
Ilość stron: 472
Wydawnictwo: Editio Red
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Wydanie: 07 czerwca 2022



Za możliwość przeczytania, patronatu medialnego oraz recenzji dziękujemy wydawnictwu:

      


 Layla Wheldon powraca! 

Najnowsza książka autorki bestsellerowej serii „Dance, Sing, Love” już jutro ma premierę, a my mamy zaszczyt objąć ją patronatem. I robimy to z dumą, bo zdecydowanie jest się czym chwalić. Tym razem jednak obrałyśmy inną taktykę i to ja mam możliwość przeczytania powieści przedpremierowo. Poprzednia seria przypadła Novej, która z sentymentem wspomina czas spędzony przy kolejnych częściach.

Tytułowym Aniołem Łez jest nastoletnia Diana, która w wyniku zamachu na WTC straciła rodziców, przez co razem ze starszym bratem trafia do rodziny zastępczej. Faktyczna akcja powieści rozpoczyna się, gdy Samuel już dawno opuścił mury koszmarnej rodziny, która przecież powinna być synonimem miłości i opieki. Crownsowie zdecydowanie nie nadają się na opiekunów zastępczych, dręcząc dzieciaki psychicznie i fizycznie, stosując również głodówkę, uznając, że przepych nie jest cnotą Bożą. Zniszczona dziewczyna z poharataną duszą, jak sama siebie określa, ma problem z jąkaniem się na tle nerwowym, przez co niechętnie nawiązuje nowe znajomości. Fakt, w jakim świecie żyje, również nie pomaga w posiadaniu grupy przyjaciół. Dlatego właśnie jej serce zamiera, gdy pewnego dnia na szkolnym korytarzu podchodzi do niej Daniel – obiekt nastolatkowych westchnień, za którym Diana zerka już od kilku lat. Nie wierzy w swoje szczęście, a rany na psychice utwierdzają w przekonaniu, że nie powinna pozwalać sobie na jakiekolwiek zbliżenie z chłopakiem. Postanawia jednak wyjść ze swojej skorupy, dając się zaprosić na kawę. Jednocześnie poznaje nową koleżankę w szkole, a jej życie towarzyskie rozkwita. 

Problemy u Crownsów stają się dramatyczne, gdy ktoś płaci za szkolną wycieczkę Diany, a ta oskarżona jest o kradzież i zmuszona do odpracowywania skradzionej kwoty w sklepie. Wycieczka do Los Angeles jest szansą na zbliżenie się do nowych znajomych i chłopaka, który bardziej zakorzenia się w sercu nastolatki. Wspólne nadrabianie klasyków kina, dyskoteka i karaoke sprawiają, że Diana otwiera się na innych i przez kilka dni jest typową dziewczyną z mnóstwem przyjaciół i ukochanym. Niestety na jaw wychodzi mroczniejsza strona Daniela, a Di zaczyna podejrzewać coś, czego z pewnością nie spodziewała się po Williamsie. Młodzieniec pochodzący z dobrego domu jest zamieszany w gangsterski świat, do którego Diana nigdy nie powinna się zbliżać. 


Ogień. Był jak ogień, rozjaśniał mrok wokół mnie, a w jego bliskości czułam spływające po mnie przyjemne ciepło.


Jednak znajomości Daniela mogą mieć również i dobre strony ¬– chłopak siłą perswazji sprawia, że Diana nie musi dłużej pracować w sklepie, a sytuacja w rodzinie zastępczej minimalnie się poprawia. Jednak nie na długo gangsterski świat przynosi pozytywy. W ułamku sekundy staje się synonimem krwi i strzelaniny, a Di kolejny raz drży o życie ukochanych osób. 

Pierwszy tom „Anioła Łez” to swoisty rollercoaster emocji. Od utraty rodziców i dręczeniu przez opiekunów, przez pierwszą nastoletnią miłość, po utratę osób, które dopiero zdążyło się pokochać na nowo. Layla Wheldon w świetny sposób do nastoletniego romansu i dramatu wplotła mafijny schemat, którego fanką nie jestem. Tutaj jednak został on tak dobrze i logicznie wpleciony, że zupełnie mi nie przeszkadzał. Do bólu realni bohaterowie, którzy przedstawiali całą gamę charakterów nadawali realizmu powieści. Zachowywali się jak typowi nastolatkowie, czasem wręcz infantylnie i irytująco. Jednak to relacja pomiędzy Dianą a Danielem skradła moje serca, była taka dziewicza i niewinna, a pierwsze pocałunki i przytulenia wręcz topiły moje serce, bo życzyłam głównej bohaterce, by wreszcie jej los się odmienił i zaznała odrobinę szczęścia.

Layla Wheldon z powodów prywatnych miała dość długą przerwę w wydawaniu, a ja mam nadzieję, że „Anioł Łez. Podcięte skrzydła” to początek czegoś nowego, nie tylko w kontekście serii. Wierzę, że to wielki powrót, a najnowsza powieść autorki przyjmie się naprawdę dobrze, bo jest czymś innym w morzu powieści o seksie, układach i gangach z tym samym schematem sprzedanych bądź porwanych. 





OPIS: Piękna opowieść o miłości, która uskrzydla Niektórzy rodzą się pod nieszczęśliwą gwiazdą i problemy same ich znajdują. Mimo to ciągle walczą, aby wzbić się w górę, wbrew wszystkiemu. Pozostali sami pakują się w kłopoty, z których z czasem coraz trudniej się wydostać, i staczają się powoli po równi pochyłej.
Zamach terrorystyczny w Nowym Jorku w 2001 roku odebrał życie wielu ludziom. W tym rodzicom Diany Beckett. Razem ze starszym bratem trafiła do rodziny zastępczej w Spokane. Jej nowi opiekunowie okazali się fanatykami religijnymi i surowo wychowywali swoich podopiecznych. U dziewczyny na skutek urazu psychicznego pojawiły się problemy z mową, przez co stała się obiektem drwin ze strony rówieśników. W efekcie Diana zamknęła się w sobie i nie dopuszczała do siebie nikogo. 
Wszystko się zmieniło, gdy poznała Daniela, chłopaka z dobrej, szanowanej rodziny. Mówiono o nim: idealny syn i brat, wzorowy uczeń. Daniel rozbudził w Dianie nadzieję, przy nim odważyła się otworzyć na świat, zaczęła marzyć, a nawet zdobyła kilku przyjaciół. Jednak młody mężczyzna skrywał mroczną tajemnicę, a jego decyzje mogły ściągnąć niebezpieczeństwo nie tylko na nią, ale także na jej bliskich.









Tytuł: Anioł Łez. Podcięte skrzydła
Autor: Layla Wheldon
Ilość stron: 408
Wydawnictwo: Editio Red
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Wydanie: 18 stycznia 2022



Za możliwość przeczytania, patronatu medialnego oraz recenzji dziękujemy wydawnictwu:


      


Boże Narodzenie było u mnie splotem smutków i szoków, zwłaszcza gdy na kilka godzin przed wylotem do Polski musiałam zmieniać plany, które pokrzyżowała szalejąca pandemia. Czas, który miał być dla mnie wyciszeniem przed miesiącami ostrej jazdy, był tak naprawdę zbiorem momentów, których końca nie mogłam się doczekać. Nawet stos książek, których lekturę miałam zaplanowaną na wolniejszy okres, nie zmniejszył się o żadną pozycję, a ja nadrabiam teraz, gdy wszystko wróciło do normy. No prawie.  

W 2022 weszłam z piórem Penelope Ward, która nigdy mnie nie zawiodła. Liczyłam, że najnowsza powieść pod tytułem „Antychłopak” będzie moim światełkiem w tunelu i zapewnieniem, że ten rok rozpocznie się dobrze.   

Carys to samotna matka kilkumiesięcznej Sunny. Wkłada całe serce w opiekę nad córką, która urodziła się z zespołem Downa i robi wszystko, by wynagrodzić jej brak ojca. Przez lata była znaną baletnicą, której kontuzja zaprzepaściła życiowe szanse, chociaż niemal wszyscy widzieli ją na największych scenach świata i nie mogli uwierzyć, gdy blask reflektorów zgasł, odsuwając jej postać w cień.  

Deacon to nieziemsko przystojny sąsiad Carys, który cóż, dzieli z nią cienką ścianę, przez co kobieta zmuszona jest do słuchania wszystkich skrzypnięć łóżka i jęków podczas erotycznych uniesień mężczyzny z partnerkami. Odbiór dźwięków działa w dwie strony – on natomiast jest świadkiem głośnego płaczu niemowlaka, który nieco łamie jego serce i postanawia sprawdzić co dzieje się u sąsiadki, z którą nie wymieniał za dużo zdań. O dziwo mała Sunny odnajduje w jurnym dzięciole ulubioną przytulankę i uspokaja się, gdy tylko silne ramiona zamykają ją w ciasnym przytuleniu. Oboje są w szoku, a ten mały gest niewinnego dziecka sprawia, że ich życia zaczynają się zmieniać. 


Miłość jest ślepa - w tym sensie, że nie możesz sobie wybrać, w kim się zakochasz.


Pomiędzy Carys-jak-Paris a Deaconem zaczyna pojawiać się uczucie, z którym ani jedno, ani drugie nie umie sobie poradzić. Oboje próbują wmówić sobie przyjaźń i dopiero jednostronna przysługa uświadamia im, że chcieliby takich chwil więcej. Mężczyzna coraz chętniej angażuje się w opiekę nad dzieckiem, gdy Carys wraca do pracy, przez co zbliża się do niemowlaka, przywiązując się pomimo niechęci do dzieci i złożonej sobie obietnicy, że nigdy nie będzie ich miał. Gorące uczucie w końcu wybucha pomiędzy sąsiadami, a sielanka trwa, przenosząc czytelnika w krainę lukru i cukru.

Peneople Ward słynie z do bólu szczerych i prawdziwych bohaterów i sytuacji, które mogą dziać się obok nas. Poruszona tematyka zespołu Downa pokazuje prawdziwe reakcje ludzi na widok osób z dodatkowym chromosomem, gdzie często jest to wgapianie się lub skrzywienie wymalowane na twarzy. Tak i tutaj Deacon chce walczyć z reakcjami ludzi na dziewczynkę, którą kocha nad życie. 

Skrywane tajemnice i traumy burzą szczęście, a naprawić je może tylko powrót do korzeni i zaczęcie od środka. Autorka dobitnie pokazuje, że jeśli nie uporamy się z przeszłością, możemy tym zniszczyć teraźniejszość i przyszłość, a żeby żyć spokojnie, należy zamknąć niektóre drzwi.

Pokładałam naprawdę spore nadzieje w Ward, która w duecie z Vi Keeland tworzy cudowne książki. Jako samodzielna autorka również nigdy mnie nie zawiodła, a tym razem dostałam historię, której miałam serdecznie dość. Jako fanka wolno rozwijającej się relacji, czułam, że ta tutaj ledwie się tli przez kolejne sto stron i brakowało mi czegoś, co wzbudziłoby we mnie emocje i efekt wow. Nawet zwrot akcji, burzący sielankowy obraz życia, nie sprawił, że moje serce przyspieszyło, bo byłam zwyczajnie już wymęczona nudą i brakiem iskier przez trzysta stron. Ostro się zawiodłam i teraz z dozą nieufności podejdę do kolejnej pozycji Penelope Ward. Być może nawet przeczytam ją w oryginale, bo jeśli kolejny raz będę musiała przebrnąć przez wszelkie maczugi, małego, szparki i pały to zwyczajnie zwymiotuję z krindżu.





OPIS: 
Co może zrobić ze swoim życiem samotna matka niemowlęcia? Carys na razie nie mogła wrócić do pracy, przecież nie miała z kim zostawić Sunny. Zresztą nie chciała wracać do swojej starej firmy — nie, dopóki dyrektorem był ojciec Sunny. Poświęcała się więc w pełni córeczce i próbowała odpoczywać, kiedy mała zasypiała, co jednak nie zawsze się udawało. Przyczyną bezsennych nocy był hałas zza ściany. Sąsiad głośno cieszył się kawalerską wolnością.
Deacon, utalentowany projektant gier, był przystojny, przyjazny i miał poczucie humoru. Podobał się Carys. Ale nie miał najmniejszej ochoty na poważne relacje, w jego życiowych planach nie było też miejsca na dzieci. Którejś nocy role się odwróciły. Maleńka Sunny chorowała, głośno płakała i trudno ją było uspokoić. W końcu ktoś zapukał do drzwi. To był Deacon. I wcale nie przyszedł się awanturować. Na jego widok Sunny się uspokoiła. A potem — na jego rękach — usnęła.
Ten wieczór wiele zmienił. Carys i Deacon stali się sobie bliżsi. Stopniowo ich przyjaźń się pogłębiała. Śliczna Carys okazała się ciepłą, serdeczną kobietą. A Deacon miał w sobie pokłady wrażliwości i empatii, a do tego był czuły. Jednak oboje wiedzieli, że nie mogą być razem. Z wielu powodów. Tymczasem Deacon powoli zdawał sobie sprawę z tego, że nie może się wyrzec Carys. A ona coraz częściej łapała się na marzeniu o przystojnym sąsiedzie. Tylko że baśniowe zakończenia nie zdarzają się w prawdziwym świecie, prawda?
Czy może istnieć ktoś bardziej nieodpowiedni?








Tytuł: Antychłopak
Autor: Penelope Ward
Ilość stron: 327
Wydawnictwo: Editio Red
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Wydanie: 10 listopada 2021



Za możliwość przeczytania oraz recenzji dziękujemy wydawnictwu:


   



Vi Keeland i Penelope Ward to duet, spod którego pióra wychodzą książki niemal idealne. A przynajmniej takie, po które sięgam bez głębszego zastanawiania i w ciemno. Tak było i tym razem, a ja z podekscytowaniem wgrałam na czytnik „Miłość w zamkniętej kopercie”.

Sadie to redaktorka, która w okresie świątecznym zajmuje się rubryką listów do Świętego Mikołaja. Jednak do Bożego Narodzenia jeszcze kilka miesięcy, gdy pomiędzy kolejnymi przesyłkami znajduje list od dziesięcioletniej Birdie. Dziewczynka ma żal do Mikołaja, że nie spełnił jej największego marzenia sprzed lat i pozwolił jej mamie umrzeć. Teraz jednak postanowiła dać Mu jeszcze jedną szansę. Sadie postanawia spełnić mniejsze i większe marzenia, aż do pewnego dnia, gdy przekracza postawioną sobie granicę i chce zobaczyć małą rodzinę Maxwellów. Przez przypadek zostaje wzięta za treserkę psów i nie umie się wycofać, bojąc się reakcji Sebastiana Maxwella na prawdę. Wagonik kłamstw i kombinowania rusza, a ona nie spodziewa się, że nie będzie tak łatwo z niego wysiąść. I cóż, czy aby na pewno chce z niego wysiadać, gdy samotny ojciec okazuje się najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego spotkała?

Sebastian Maxwell to właściciel restauracji, który kilka lat temu przez raka stracił ukochaną Amandę. Kobieta zdawała się być miłością jego życia i nie dopuszczał do siebie myśli, że kiedykolwiek mógłby być z kimś innym. Przelotne znajomości oparte na seksie kończyły się wraz z orgazmem, a on nie umiał zdobyć się na żadne uczucia względem innych kobiet, które nie były jego żoną. Zakochanie traktował jako zdradę i nawet nie umiał sobie wyobrazić, by miejsce u jego boku mogło zostać zapełnione. 

Prawda o treserce wychodzi na jaw, a Sadie ma zakaz pojawiania się w domu Maxwellów. Dopiero widok smutku córki zmusza Sebastiana do poproszenia redaktorki o kolejną wizytę. Te stają się coraz częstsze, a pociąg fizyczny zaczyna brać górę. Oboje jednak nie umieją się przełamać, bojąc się, że poza seksem pojawi się coś więcej. I faktycznie tak się staje, a oni postanawiają dać sobie szansę, czując, że tak właśnie wygląda szczęście. 


Nasze serca składają się z tysięcy połamanych kawałków, które nie należą do nas, tylko do innych. I kiedy udaje nam się znaleźć właściwą osobę, ona pokazuje nam, jak złożyć z nich całość. 


„Miłość w zamkniętej kopercie” to z pozoru lekki romans z dramatem w tle. Z drugiej strony jest też splotem niefortunnych zdarzeń i historią o tym, jakie figle potrafi płatać los, a jeśli człowiek jest komuś przeznaczony, to świat postawi ich na swojej drodze. Na ostatnich stronach powieści dowiadujemy się o tajemnicy, która zmienia wiele w historii Sadie i Maxwellów, a ja przyznam, że nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji. 

Najnowsza powieść duetu Keeland & Ward dała mi swego rodzaju niedosyt. Niby jest historią skończoną, a wszelkie wątki zostały wyjaśnione, ja jednak czuję dziwne poczucie, że to nie było wszystko. Być może dlatego, że poprzednie książki kojarzyły mi się z większymi rollercoasterami emocji, a tu dostałam spokojną historię i budzącym się uczuciu. Listy od Birdie skradły mi serce, zupełnie jak cała postać dziewczynki, a jej ojciec okazał się naprawdę dobrze wykreowaną postacią, która nie pojawiała się jedynie w kontekście seksu. O ile często odnosiłam wrażenie, że chodzi mu głównie o fizyczność, tak miał również swoje przyjemne momenty. 

„Miłość w zamkniętej kopercie” to idealna opowieść na październikowy wieczór z kubkiem gorącej herbaty. Atmosfera miłości przeplata się z rodzinnymi dramatami, a na ustach czytelnika i tak pojawia się uśmiech, gdy Birdie lub jej ukochany pies rozkładają napiętą atmosferę. Dziecięca beztroskość i naiwna wiara w Mikołaja sprawia, że świat zatrzymuje się na moment, pozwalając rozkoszować się romansem autorstwa znanego już duetu. 








OPIS: Birdie Maxwell miała na pieńku ze Świętym Mikołajem. Cztery lata temu poprosiła go o coś naprawdę ważnego, ale zawiódł. Mama nie wyzdrowiała. Po namyśle dziewczynka zdecydowała się dać mu ostatnią szansę i ponownie napisała do niego list, choć do Bożego Narodzenia pozostało kilka miesięcy.
Sadie, redaktorka prowadząca kolumnę Świąteczne życzenia, często dostawała listy adresowane do Świętego Mikołaja. Rzadko jednak przychodziły już w czerwcu. A jeszcze rzadziej były tak szczere i wzruszające. Spełniła więc życzenia Birdie, przynajmniej niektóre. Jakież było jej zdziwienie, gdy za jakiś czas znowu otrzymała od małej list. A później — kolejny. Przy okazji spełniania następnego życzenia zapragnęła zobaczyć dziewczynkę, oczywiście incognito. Birdie towarzyszył ojciec. I Sadie wpadła po uszy. Sebastian Maxwell był oszałamiająco przystojnym facetem. I do tego samotnym ojcem.
Sadie nie zdołała się wycofać z zabawy w Świętego Mikołaja. Birdie stała się jej bardzo bliska, a Sebastian... cóż, był najatrakcyjniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkała. To wszystko sprawiło, że zachowała się irracjonalnie i... podszyła pod kogoś, kim nie była. Pewnego dnia stanęła w drzwiach ich domu.
A potem sprawy zaczęły zmierzać ku nieuchronnej katastrofie. Jedno kłamstwo wymusiło drugie. Sadie bardzo zależało na dziewczynce i jej szczęściu. Czy jednak dobre intencje mogą uzasadnić oszustwo? I co się stanie, gdy prawda wyjdzie na jaw?
A może wbrew wszystkiemu ta historia znajdzie szczęśliwe zakończenie?
List do Świętego Mikołaja stał się początkiem miłości...









Tytuł: Miłość w zamkniętej kopercie
Autor: Vi Keeland i Penelope Ward
Ilość stron: 302
Wydawnictwo: Editio
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Wydanie: 29 września 2021


Za możliwość przeczytania oraz recenzji dziękujemy wydawnictwu:






Dotychczas pisanie recenzji przychodziło mi całkiem naturalnie, gdy tylko przewracałam ostatnią stronę książki. Tym razem moja głowa jest zupełnie pusta, a ja sama nie umiem w słowa dobrać tego, co czułam po lekturze pracy Mańki Smolarczyk.

Starsze posty Strona główna

 

Na skróty

     
     
     
     
 

Kreatywne oceny

01/10 02/10 03/10 04/10 05/10 06/10 07/10 08/10 09/10 10/10 Patronat Medialny

POPULAR POSTS

  • Kolejne 365 dni – Blanka Lipińska
  • Depresja, czyli gdy każdy oddech boli – Monika Kotlarek
  • Narzeczona na chwilę – Monika Serafin
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Zaobserwuj nas na Facebooku!

Czarno na kreatywnym

Zostań z nami

Odwiedziny

Archiwum bloga

W skrócie

Jesteśmy czarno na kreatywnym — pikselowym atramentem niekonwencjonalnie wypowiadamy się na interesujące nas tematy, wykorzystując w ten sposób chwilę wolnego czasu w szalonym zagranicznym życiu.

Popularne posty

  • [PRZEDPREMIEROWO] “DRWAL. MIŁOŚĆ, KTÓRA NARODZIŁA SIĘ Z NATURY" – K. N. Haner
  • [PRZEPDREMIEROWA RECENZJA PATRONACKA] Awangarda – K. N. Haner
  • DZIECI Z BULLERBYN – Astrid Lindgren

Nasze najnowsze patronaty

Nasze najnowsze patronaty

Copyright © Czarno na Kreatywnym. Designed & Developed by OddThemes