[PRZEDPREMIEROWO] Co wyszeptał nam deszcz – Joanna Balicka
Na rynku wydawniczym są książki, po które celowo decyduję się nie sięgać. Powodowane jest to przez najróżniejsze czynniki – czasami nie chcę tego robić, bo fragmenty czy zapowiedzi wyskakują mi na każdym kanale w social mediach niczym z lodówki. W innych, o wiele rzadszych wypadkach chodzi o to, jak poruszana na kartach powieści tematyka boleśnie bliska jest tej z mojego życia. Tak, jak w przypadku jednego z bohaterów, istotną rolę odgrywał poprzedni rok. I choroba, która atakuje tych, których najmniej na to zasługują.
Liv od maleńkości ma problemy ze zdrowiem: bardzo łatwo łapie wszelkie choróbstwa, ma osłabioną odporność i na każdym kroku ryzykuje infekcją, która może zrobić jej poważną krzywdę. Próbuje jednak z całych sił cieszyć się życiem, jakie jest jej dane, mimo trudności spełniając się w swoich pasjach. Wspiera ją w tym jej najlepszy przyjaciel. Rain pochodzi z przemocowej rodziny: ojciec się nad nim znęca, matka bierze narkotyki, aby uciec z koszmaru, jakim jest jej życie. Swój sposób na poradzenie sobie z rzeczywistością znajduje w przyjaźni z Liv – dziewczyną niewiele młodszą od siebie, której nastawienie do świata wpływa na niego. W jakiś sposób to dzięki niej pogłębia swoją pasję pisania wierszy oraz rapowych tekstów.
Pewnego dnia na raz zgrywają się dwa skrajne wydarzenia: treści Raina publikowane w Internecie zostają odkryte przez łowcę talentów, co otwiera mu drogę do ogromnej sławy oraz wyrwania się z życia, które znał. Opuszczenie ojca, który na całe życie skrzywdził go psychicznie oraz fizycznie to coś, co z nieba musiał zesłać mu jego anioł stróż. Tylko w naturze musi zostać zachowana równowaga – gdy Rain ma szansę spełnić marzenia, Liv zawala się cały świat. Dziewczyna walczy, jednak z czasem, po wielu latach, robi listę stu rzeczy, które chce zrobić za życia. Jedną z nich jest ponowne spotkanie swojego dawnego przyjaciela, który teraz odnosi ogromne sukcesy, zostawiając przeszłość daleko za sobą… a w tej przeszłości niestety zostawił również umierającą na nowotwór Olivię, o której chorobie nie wiedział.
„Co wyszeptał nam deszcz” to opowieść o tym, jak życie jest czasami niesprawiedliwe. Pokazuje, że pomimo walki, czasami z góry dane jest nam przegrać i najważniejsze jest w takim wypadku cieszenie się każdą chwilą w gronie osób, które kochamy. Liv ponad wszystko pragnie, aby przed odejściem spotkać Raina jeszcze raz. Jest on bowiem jedynym chłopakiem, którego kochała od zawsze i nie wybaczyłaby sobie, gdyby nie było dane im zobaczyć się chociaż na chwilę. Dlatego więc zapisuje się do programu spełnienia marzeń osób śmiertelnie chorych. I dzięki temu zyskuje szansę na to, aby pierwszy raz od dawna przeżyć swoje życie, a nie po prostu w nim egzystować.
Książki Joanny Balickiej czytam z powodu poprzeczki, którą mimowolnie jej postawiłam na podstawie dotychczasowych publikacji. Kręciła się ona wokół wielu tematów i problematyk, ale to dopiero rak był ciosem, który pozostawił mnie we łzach. Nie będę kłamać – po licznych opiniach oraz fragmentach na TikToku myślałam, że odczucia po finałowych scenach były mocno naciągane, że w grę wchodziło po prostu to, co porusza danego czytelnika. Nie pamiętam, kiedy byłam w tak ogromnym błędzie. A już na pewno nie pamiętam, kiedy ostatnio płakałam podczas czytania książki. Śmiem twierdzić, że miało to miejsce na samym początku mojej przygody z czytaniem, jeszcze około 2011 roku.
Jeżeli jeszcze się zastanawiacie, czy sięgnąć po najnowszą powieść Balickiej, zróbcie to. Mam wrażenie, że w środku każdy czytelnik odnajdzie chociaż część siebie oraz jakieś ukojenie. Że przez moment coś tak nieskomplikowanego jak zwyczajna książka przypomni Wam, co w życiu jest tak naprawdę ważne, a rzeczy, które teraz wydają się okropnie trudne, staną się chociaż odrobinę łatwiejsze…
0 comments