Wracając od pisania recenzji po tak długim czasie, mam poczucie odkurzania jednej z ulubionych półek w życiu. Wypełnia ją zapach książek, może drobne plamy czy zobowiązania, od dosyć dawna opadające cieniem. Prawdą jest, że to nie pierwszy raz, gdy stworzyłam na laptopie nowy dokument, z celem wypełnienia go opinią na temat przedpremierowej powieści – szczerze mówiąc, stosik hańby do tego momentu rósł w zatrważającym tempie.
„The Proposal” wydaje się jednak idealną pozycją, aby przełamać wewnętrzny strach, niepewność czy nawet tę głupią niemoc, która zbyt wiele razy powstrzymywała mnie przed dokończeniem wybranych książek. I chociaż wcale nie podejrzewałam, że w jakiś sposób wpłynie ona na moje życie, bo zupełnie nic na to nie wskazywało, wyszło zgoła inaczej.
Renn Brewer jest obiektem westchnień każdej kobiety – jego aura złego chłopca i fakt idealnie rozwiniętej kariery sportowej sprawiają, że nagłówki gazet pękają w szwach na temat młodego rugbisty. W teorii ma na sobie z góry narzucony przymus trzymania się z daleka od kłopotów… Tak samo jak Blakely Evans, która zbliża się do trzydziestych urodzin i desperacko pragnie się ustatkować oraz założyć rodzinę. Urodzinowy wyjazd do Vegas ma być dla niej możliwością opłakania tego, czego jeszcze nie zdobyła, bo doskonale wie, że jako singielka o kochającym mężu oraz dzieciach może jedynie pomarzyć. Towarzystwo brata, który jest jej jedyną rodziną, najlepszej, nieco szalonej przyjaciółki oraz kumpla z drużyny Brocka to najlepsze, co ją spotyka… ale czy na pewno?
Ożeniłem się z Blakely Evans. Choć raz dokonałem doskonałego wyboru. I jestem jedyną osobą na świecie, która tak uważa.
Urocza okładka książki od razu sprzedała treść, łechcząc moje zamiłowanie do estetyki, a opis zasugerował przyjemną historię na jeden wieczór. Czy tak było? Totalnie. Zwłaszcza przez fakt tego, że przez „The Proposal” dosłownie się płynęło, co było zasługą akcji, która gnała do przodu dzięki licznym wątkom i krótkim rozdziałom. Styl autorki również odgrywał w odbiorze ogromną rolę – muszę przyznać, że jedyne, czego momentami mi brakowało to nieco bardziej rozbudowane opisy, dzięki którym czytelnikowi łatwiej przyszłoby wyobrażenie sobie miejsca akcji.
Adriana Locke nie jest jedynie autorką z przepiękną stroną internetową (tak, musiałam to sprawdzić!) czy zamiłowaniem do pisania serii książek o losach całych klanów. To osoba, która na każdej stronie przemyci coś, co trafi prosto w serce czytelnika… a w każdym razie było tak w przypadku „The Proposal”. Subtelnie wplątane przekazy były przeze mnie bezbłędnie wyłapywane i to pokazywało, że w wypadku tej książki, zachowano idealny balans, dając jednocześnie czytelnikowi ogromne pole do tego, aby dobrze się bawić.
Ta książka jest swoistym listem, skierowanym do wszystkich, którzy w życiu biorą wszystko zbyt poważnie. Jest zapewnieniem, że warto czasami podejmować spontaniczne decyzje, że warto próbować nowych rzeczy, bo może na początku coś tak po prostu nam nie wyjdzie, ale najważniejsze jest, aby dalej robić to, co sprawia chociaż małą przyjemność.
Życie nie jest jedynie pasmem zobowiązań czy listą rzeczy, które trzeba zrobić. Jest możliwością przygody, a przede wszystkim szansą, aby samemu napisać swoją własną historię.
OPIS: Z ostatniej chwili: sławny rugbysta i bad boy żeni się z młodszą siostrą najlepszego przyjaciela.
0 comments