UTRATA – Rachel Van Dyken


Zrobiłyśmy sobie z Angeliką challenge: wybrałyśmy wzajemnie po książce, którą musiałyśmy przeczytać. Ja podarowałam jej nowoczesną fantastykę, a ona mi lekki, acz mdły romans pokroju Gwiazd Naszych Wina. Nie spodziewałam się, że tak szybko uwinę się z lekturą, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło: przynajmniej mogłam wreszcie wyrzucić ten słaby twór ze swojej głowy. Było smutno, było żałośnie — dlaczego? Za chwilę się tego dowiecie.
„Kiersten Rowe przybyła studiować na Uniwersytet Waszyngtoński i już od początku widać jej największą słabość, czyli koszmary o miłości, którą straciła”. Powiem wam, że gdybym nie zanotowała tego zdania z początku czytania, nawet nie pamiętałabym, iż właśnie o jej byłego chłopaka chodziło. Główną rolę w jej koszmarach, co od połowy książki pisała autorka, są jej rodzice, którzy tragicznie zginęli poprzez utonięcie. Bohaterka obwiniała się o to, iż chwilę przed ich końcem pokłóciła się z nimi, co skutkowało złymi snami oraz stanami depresyjnymi. Liczyłam na rozwinięcie wątku z chłopakiem, który wspomniany był w pierwszych zdaniach, bo to właśnie po scenie wstępu zainteresowałam się czytaniem dalej, a tymczasem słuch o nim zaginął. I jestem zwyczajnie rozczarowana, bo z każdą kolejną było już tylko gorzej.



W następnej części poznajemy Lisę, która jest bardzo miłą współlokatorką, bo zasugerowała Kiersten spanie na podłodze, aby wspierać ją swoją obecnością podczas złych snów. To taka typowa miła postać i idealna psiapsióła protagonistki, ale nie jest to jakoś wielce gryzące. Nie do zniesienia jest jednak to, że główna bohaterka jest nieco głupia i myśli strasznie stereotypowo: w książce pojawił się bowiem fragment, gdzie z całkowitą powagą spytała „czy wygląda(m) jak lesbijka?“ albo zasugerowała, że Gabe „wygląda jak typowy gej”. Nie wiem, co autorka miała z tymi stwierdzeniami, ale niesamowicie mnie one denerwowały i jednocześnie strasznie odepchnęły od podarowania jakiejkolwiek sympatii osobie, wokół której przecież z pozoru kręci się cały tekst. Kiersten jest też strasznie lekkomyślna, zapominalska, bo cały czas coś gubi — już w pierwszym rozdziale widać jej niezdarność. Weston, czyli główny męski bohater, jest nieco denerwujący i płytki. Tę cechę jestem natomiast w stanie zrozumieć, ze względu na środowisko bogactwa, w jakim był wychowany, gdzie problemy normalnych nastolatków go zwyczajnie nie dotyczą, a pryszczy się brzydzi, chociaż dla nas jest to całkowicie normalne. 
Zaletami tej pracy jest długość oraz lekkość czytania, co powoduje naprawdę prostacki styl. Kolejną rzeczą godną ocenienia na plus był temat gwałtu na mężczyznach i fakt, że Wes miał gwizdek do obrony. Cała jego osoba niesamowicie podnosi poziom książki, a ja jestem w stanie stwierdzić, iż jest on jedyną porządnie wykreowaną postacią.

Niestety jednak w tym przypadku dominowały negatywne rzeczy: w Utracie mamy zdecydowanie zbyt szybki romans i przerażający brak konsekwencji tego, co autorka pisze: był taki moment, gdzie w jednej chwili Weston biegał bez koszulki, a w drugiej odrywał jej fragment, aby owinąć zranienie Kiersten. Dodając do tego wspomnianą pierwszą scenę z udziałem faceta, który nie otrzymał potem ani zdania, otrzymujemy przerażającą mieszankę tragicznych niedociągnięć. I tak jednak najbardziej śmierdzącą perełką jest przypadłość Wesa, czyli guz w piersi, znajdujący się dokładnie wokół niej, który pomimo upłynięcia wielu lat jedynie się rozwijał, a dzięki mocy miłości pod koniec książki skurczył się drastycznie zaledwie w kilka dni.
Sami już widzicie, co tu poszło nie tak: dosłownie wszystko. Nie wiem, jakim cudem ta pozycja ma tak wysokie notowania na portalach pokroju lubimyczytać, ale ode mnie na pewno dostaje najgorsze.


OPIS: Kiersten nie jest zwykłą dziewczyną. Ścigają ją koszmarne echa wydarzeń sprzed dwóch lat. Od tamtej pory woli unikać zobowiązań, a smutek jest jedynym znanym jej – i dlatego bezpiecznym – uczuciem. Gdy poznaje Westona, wydaje się, że dzięki niemu wyjdzie z ciemności na słońce.
Ale nie wie, że czas nie jest jej sprzymierzeńcem. Choć Wes sądzi, że potrafi ją ocalić, to dając jej wszystko, jednocześnie wszystko zniszczył. Próbował ją ostrzec, ale jak można przygotować się na coś takiego?
Czasami musisz się śmiać, by nie wybuchnąć płaczem. A czasami, gdy myślisz, że to już koniec – to jest dopiero początek…




Tytuł: Utrata 
Autor: Rachel Van Dyken 
Ilość stron: 149 
Wydawnictwo: Feeria Young 
Kategoria: Literatura obyczajowa i romans 
Wydanie: 4 lutego 2015
   




8 comments

  1. Tak czułam pod skórą. Dobrze że się na nią nie skusiłam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda,że książka się nie sprawdziła, bo myślałam,ze jest naprawdę dobra i ciekawa - to chyba przez okładkę :p

    OdpowiedzUsuń
  3. oj fatalnie.... szkoda że sie zawiodłaś....

    OdpowiedzUsuń
  4. Abstarkcja, starsznie niedopracowana sądząc po tym co piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zadaniem autora jest dbanie o takie szczegóły w książkach... Fajnie, że szczerze piszesz o słabej jakości...

    OdpowiedzUsuń
  6. To rzeczywiście średnia propozycja, z tego co piszesz...

    OdpowiedzUsuń
  7. No faktycznie z tym chłopakiem to taki trochę niewypał. Chyba on nawet na okładce jest.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jezu...aż taki dramat? Pan na okładce sugeruje dobry seks i jeszcze więcej dobrego seksu...a dostajemy taki szit? To ja podziękuję.

    OdpowiedzUsuń