[PRZEDPREMIEROWO] Dzieciństwo w cieniu rózgi – Anna Golus





Bicie dzieci to temat kontrowersyjny, który wraca do nas jak bumerang i osobiście uważam, że to bardzo dobrze. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu i nie robić z nich temat tabu – klapsy to bicie, a bicie to nie miłość. Wielu ludzi jednak ma odmienne zdanie, a „wychowujące” kary cielesne nadal są na porządku dziennym.

„Dzieciństwo w cieniu rózgi” to historyczne spojrzenie na problematykę rodzicielskiego krzywdzenia, uświadamiająca czytelnikom, że tendencja do takiego traktowania potomstwa nie jest domeną XXI wieku, ale przyklaskuje się jej już od zarania dziejów, a opisy sięgają czasów spisywania Biblii. Według niej bicie dziecka ma sprawić, że mały człowiek zostanie wyzwolony ze szponów zła i oczyszczony, a ból cielesny ma zapewnić wejście do nieba. Autorka w sposób dosadny analizuje skąd wzięło się przekonanie, że zadawanie ran jest w porządku i odnosi zamierzone cele. Dzieciństwo powinno być kojarzone z miłością, beztroską, zabawą na trzepaku i wielkim uśmiechu, słodkim od wielkiego lizaka na patyku, a nie pręgami na pośladkach i śladami łez na policzkach.

O ile rozumiem metody wychowawcze tysiące lat temu, gdy ludzie inaczej patrzyli na cielesność i duchowość człowieka, tak nie mogę zrozumieć powielanego schematu w ludziach, którzy budują samoloty, wynajdują leki na raka i przeprowadzają transplantacje serca. Anna Golus wspomina, że Europejczycy są ślepi na potrzeby dzieci, ignorują ich wole oraz zmuszają przemocą do podporządkowywania się rodzicom, którzy nie traktują ich jak młodej osoby zdolnej do myślenia. Żyjemy w czasach, gdy wielu ludzi zwyczajnie tresuje swoje dzieci, a nie traktuje jak owoc miłości, ukazując wzorce do naśladowania. Wolą krzykiem, zastraszaniem i biciem pokazywać jak powinno się zachowywać.
Przez tysiące lat wychowywano więc ludzi, dla których naturalne są wszelkiego rodzaju nierówności społeczne, w tym nierówność statusów poszczególnych członków rodziny – (wszech)władza rodziców i podległość dzieci.
Biblia przepełniona jest „poleceniami” dotyczącymi mocy i miejsca uderzeń, którymi rodzice powinni obdarowywać swoje pociechy, by te wyrosły na czystych i dobrych ludzi. Czytałam każde kolejne zdanie z opuszczoną szczęką, bo akapity Pisma Świętego przepełnione były wręcz – przynajmniej w moim mniemaniu – nienawiścią do młodych istot, które powinny być trenowane, a nie wychowywane. Nigdy nie zagłębiałam się w Księgę, pomimo rodzinnego nacisku na religię, ale teraz widzę, jak niewiele straciłam. Co gorsza – Anna Golus uświadamia, że nawet współcześni duchowni nadal ukazują aprobatę dla tych zacofanych wizji „wychowywania” dzieci poprzez kary cielesne.

Nic dziwnego, że bicie dzieci nadal jest tak bardzo powszechne, jeśli nawet wysoko postawione osoby, które powinny być autorytetem – politycy jawnie wspominający, że „klaps to nie bicie” albo żartujący ton podczas przyznawania, że „czasami dziecko trzeba uderzyć, by się nauczyło”. Przeraża mnie jednak fakt, jak bardzo technologia mknie do przodu, a jednocześnie w jakim mentalnym tyle znajdujemy się jako ludzie, często pozbawieni empatii i zacofani w sprawach wychowania naszych pociech. Nie zdajemy sobie sprawy, że ten „niewinny klaps” może kiedyś stać się depresją bądź nerwicą natręctw, a dziecko wcale nie zostawia wspomnienia w okresie dzieciństwa. Autorka wspomina o konsekwencjach kar cielesnych, które mają wpływ na dorosłe życie i mogą albo odbić się na psychice ofiary, albo wręcz przeciwnie – osoba karcona pójdzie w ślady swojego oprawcy i będzie powtarzać jego błędy.


„Dzieciństwo w cieniu rózgi” to lektura ciężka. Nie pod względem języka, ale poruszanej tematyki, bo ukazuje obraz prawdziwy, często zamiatany pod dywan. Anna Golus jeden z rozdziałów zadedykowała liczbom, by ukazać, jak wielkim problemem są kary cielesne. Mam cichą nadzieję, że pozycja ta otworzy oczy ludziom na kilka spraw i uświadomi, że to nie jest jedynie muśnięcie po zaróżowionych pośladkach bezbronnego malucha, który „i tak nic nie rozumie”. To tykająca bomba, która w końcu wybucha, siejąc spustoszenie w psychice dziecka, które nawet w dorosłym życiu często musi chodzić po pobojowiskach nieco mniej przyjemnych wspomnień, a wystarczyło uświadomić sobie, że żyjemy w czasach, w których niedługo być może będziemy w stanie wynaleźć latające samochody, a jednocześnie nadal tkwimy w ciemnogrodzie pełnym przemocy i braku rozmowy.




OPIS: "Historia dzieciństwa jest koszmarem, z którego jako ludzkość dopiero zaczynamy się budzić", uważa amerykański badacz Lloyd deMause - i ma rację. Rzeczywiście, dzieje dzieciństwa przypominają długi, ciągnący się przez stulecia i doświadczany nadal przez najmłodszych na całym świecie zły sen. W przeszłości dzieci dorastały w atmosferze strachu czy wręcz terroru, ich życie przepełnione było nie miłością i szczęśliwością, lecz osamotnieniem, przemocą i najróżniejszymi formami krzywdzenia. Od pierwszych chwil na świecie. Dziś dzieciństwo kojarzy nam się z beztroską i poczuciem bezpieczeństwa, a opiekę i ochronę rodzicielską uważamy za coś oczywistego i naturalnego - mimo to wciąż sporo ludzi akceptuje i stosuje kary cielesne.




Tytuł: Dzieciństwo w cieniu rózgi
Autor: Anna Golus
Ilość stron: 256
Wydawnictwo: Editio
Kategoria: poradniki, literatura faktu
Wydanie: 17 lipca 2019

Za możliwość przeczytania oraz recenzji dziękujemy wydawnictwu: 

10 comments

  1. Jestem ogromną przeciwniczką stosowania jakiejkolwiek formy przemocy wobec dzieci i z uwagi na to że jestem psychologiem dziecięcym, bardzo chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentarz na górze jest mój, ale nie wiem czemu wyświetla się jako anonimowy. 😊

      Usuń
  2. rodzicielstwo to moim zdaniem w ogóle trudny temat, bo skrzywdzić dziecko można też chłodnym do niego podejściem i przemocą psychiczną. Poza tym ja sama zauważyłaś dziecko krzywdzone w dzieciństwie powiela ten sam schemat, który wyniosło z domu i wprowadza go w życie czasem nawet bez refleksji, że samo czuło się wtedy skrzywdzone. Temat rzeka, ale chętnie zapoznam się z tą publikacją, bo nie ukrywam zaciekawiła mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła uderzyć swoje dzieci... Ale przyznam się szczerze, że jak byłam mała stosowano u mnie różne metody na nieznośne zachowania :D Teraz mogę to wspominać z przymrużeniem oka, ale wtedy nie było mi do śmiechu...

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie sięgam po tego typu książki, ale myślę, że mogłabym zrobić wyjątek. Ciekawi mnie jak można opisać ten problem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie lubię poradników mówiących do mnie z pozycji autora "ja-wiem-lepiej", więc raczej po tę pozycję nie sięgnę. Co do bicia, to ja dostawałam wychowawcze klapsy jak byłam dzieckiem i nie jestem skrzywiona ani nie mam traumy. Nie wiem czy ja sama uderzyłabym moje dziecko, bo go nie mam. Szczerze mówiąc nie wydaje mi się, żebym potrafiła to zrobić. Nigdy w życiu nikogo nie uderzyłam. Ale jeśli jest coś, czego nie cierpię w tym temacie to przemądrzalców, którzy nie mają pojęcia o wychowywaniu dzieci ale zaciekle bronią zakazu klapsów. Jakbym się uparła to mogłabym się poczuć urażona sugestią, że ja jestem skrzywdzona (?!) a moi rodzice mnie nie kochali, bo dawali mi klapsy. Moi rodzice są wspaniali i codziennie udowadniają mi jak bardzo mnie kochają, więc wara od nich. Za przemoc wobec dzieci sama bym chyba delikwenta pobiła, ale mając do wyboru wychowanie małego gnojka metodą bezstresową i wychowanie normalnego człowieka kilkoma lekkimi klapsami, to biorę opcję nr 2.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i potwierdza się teza o przenoszeniu zachowań przelotowych na następne pokolenia

      Usuń
    2. Przemocowych miało być oczywiście

      Usuń