Zombie Fest – Dariusz Dusza





Polska w czasach PRL-u kojarzy się z biedą, długimi kolejkami oraz z kartkami na zakupy. Gdyby do tego przerażającego miksu dodać jeszcze nalot zombiaków to powstaje wizja, którą ciężko sobie wyobrazić. Na szczęście sami nie musimy tworzyć sobie wizji, Dariusz Dusza zrobił to za nas i całą historię przedstawił w swojej powieści pod tytułem “Zombie Fest”.



Akcja rozpoczyna się festiwalem rockowym w Trupieszowie, gdzie poznajemy zespół „Pokój 101” oraz Jolę i Anię, które za główny cel obrały sobie podsłuchanie, a najlepiej darmowe wejście na event. Dzień dołączenia do niego bohaterek wygląda niczym żywcem wyjęty z komedii romantycznych ze szczęśliwym zakończeniem, jednak, gdy głośny koncert zostaje przerwany przez dziwnie zachowującą się parę, cudowne chwile zostają zamienione w istne piekło na ziemi. 

Lubiła trochę poświrować. Wiedziała też, że punkowy wygląd dobrze podkreśla jej urodę. Jednak wszystkie kąśliwe uwagi i komentarze gasiła jednym: swoimi stopniami w szkole. 
Po książkę sięgnęłam ze względu na to, że spodobał mi się opis oraz miałam ochotę przeczytać coś strasznego i coś, co będzie w pewien sposób oderwaniem od przesłodzonych historyjek o miłości, które zwykle czytałam. Współpraca z Editio pozwoliła mi prędko zatopić się w świecie żywych umarłych, a ja przyłapałam się na tym, że z trudem opuściłam go, po skończeniu lektury. 

Jak to często u mnie bywa, z autorem nie miałam wcześniejszej styczności. Ze zdziwieniem przyjęłam fakt, że jest on dość znanym muzykiem. Jego styl przyciągnął mnie na tyle, że z pewnością chętnie sięgnę po coś nowego, wypuszczonego spod jego pióra. Pozycja ta jednak nie była bez wad, którymi według mnie określić można między innymi zbyt wiele przeskoków w czasie oraz dość schematyczna linia fabuły, docierająca do utartego końca. 

Szczerze mówiąc pomimo luźnego podejścia do „Zombie Festu”, ze względu na obecną sytuację na świecie, momentami pokonywałam kolejne strony ze ściśniętym gardłem. I chociaż cała pozycja stanowi jedynie fikcję literacką, aż za bardzo zbliżona jest tragizmem do tego, co właśnie dzieje się pod naszym nosem. Niewskazane jest wychodzenie z domu, co smuci bardzo wielu, aczkolwiek i tak mamy ogromne szczęście, móc chociażby w ten sposób ochronić nasze życia przed panującą zarazą. 

 

A potem ojciec gwałtownie się dorobił. Wojsko nikogo z zewnątrz nie dopuściło. Nie wiem, może i dał w łapę? Przecież na tym biznes polega. Też daję i się tego nie wstydę. Daję tym z PO, tym z PiS-u, tym z SLD. Wszystkim. Biedroniowi, Korwinowi też dam. Bo mi ich żal. Oni przecież bidule nic nie umieją.

Nie jestem fanką nagłych zmian oraz przeskoków w czasie, co w tej książce zdarzyło się nie raz, nie dwa. Sprawia to, że czuję się zagubiona i zdezorientowana, a przede wszystkim utrudnia śledzenie danego wątku. Na ogromny plus muszę zaliczyć wszystkie sceny przedstawiające PRL oraz politykę, których było naprawdę wiele. Z ogromnym zainteresowaniem czytałam apolitycznie przedstawioną walkę z wrogiem. Porywająca fabuła umiliła mi kilka dni, przepełnionych siedzeniem w domu dla dobra ludzkości. Warto również wspomnieć o bohaterach, którzy byli wykreowani niemal idealne, zachowując naturalne cechy oraz odpowiednie odruchy. To samo tyczy się postaci drugoplanowych, które również stworzone zostały z odpowiednim charakterem. Autor nie stworzył postaci schematycznych, a dzięki temu w książce nie można odnaleźć bezradnych kobiet, oczekujących księcia na białym koniu. Jolka oraz Ania były odważne, bez problemu stawiały czoła napotykanym problemom i stały na równi ze swoimi kolegami. 

Wbrew pozorom “Zombie Fest” nie jest książką dla każdego, a ja polecam ją między innymi osobom powyżej szesnastego roku życia, ze względu na liczne przekleństwa oraz niektóre sceny. Ciekawa fabuła i barwne postacie wciągną Was na długie godziny, a temat zombie pomoże miło spożytkować czas, podczas przepisowego siedzenia w domu.




OPIS: Wakacje, upał i rock'n'roll.
Festiwal muzyczny w małym miasteczku gdzieś w Polsce i młodzi ludzie cieszący się swobodą, bez nadzoru ze strony szkoły i bez kontroli rodzicielskiej.
Pierwsze nastoletnie miłości i muzyczne fascynacje...
Czy to nie brzmi jak świetny przepis na wakacyjne dni? Niekoniecznie.
Nie w późnym PRL-u, w Polsce, kraju permanentnych niedoróbek i niedoborów. Nie z hordą wygłodniałych zombie na karku, zagrożeniem, na które ani rząd, ani obywatele absolutnie nie są gotowi. Przez dłuższy czas nikt nawet nie wie, czym są te dziwne stwory z apetytem na ludzkie mięso. Tymczasem wśród chaosu, krwi i zniszczenia Anka, Janek i grupa ich przyjaciół próbują... cóż, po prostu nie dać się zjeść. Jak im idzie i czy wyjdą cało z apokalipsy zombie, dowiecie się z tej książki. Trochę strasznej - w końcu opowiada o żywych trupach. Ale też trochę śmiesznej - bo napisał ją Dariusz Dusza, mistrz groteski, znany z autorstwa takich piosenek jak Au sza la la la czy Och, Ziuta.
Gotowi na podróż w czasie? Prosimy o zapięcie pasów, bo tempo tej opowieści nie zwalnia od pierwszej do ostatniej strony!


Tytuł: Zombie Fest
Autor: Dariusz Dusza
Ilość stron: 225
Wydawnictwo: Editio
Kategoria: Horror
Wydanie: 24 październik 2019


Za możliwość przeczytania oraz recenzji dziękujemy wydawnictwu: 

5 comments

  1. Brzmi trochę jak połączenie "Zrób mi jakąś krzywdę" Żulczyka i "Ale z naszymi umarłymi" Dehnela. I wbrew pozorom nikt nie powinien się chyba obrazić z takiego skojarzenia :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zombie w PRLu? To pomysł albo absolutnie kretyński albo absolutnie genialny. Aż mam ochotę sprawdzić do której kategorii ja przypisałabym tę ksiązkę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kompletnie nie przemawia do mnie ten tytuł niestety ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam tę książkę na oku. Mam przeczucie, że może być albo bardzo dobra, ale naprawdę kiepska :) Jedno z dwóch, wiem tylko, że nie przejdę obok niej obojetnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Na razie, coś nie idą mi takie książki, więc odloze to w czasie, ale moze kiedys :)

    OdpowiedzUsuń