Legenda Fioletowego Paula – Klara





Książki o tematyce przygodowej z motywem dzikich pirackich wypraw w tle to ten typ lektury, po który sięgam tylko sporadycznie. To samo tyczy się powieści wydanych samodzielnie, a nie za pośrednictwem oficjalnego wydawcy. 


Po miesiącach skupiania się między innymi na wysoko promowanych pozycjach z półki „romans”, wreszcie uchylone zostało przede mną odpowiednie okno, dając możliwość ponownego zaciągnięcia się głębokim zapachem morza. Padło na „Legendę Fioletowego Paula”, opowieść o młodej Klarze napisanej przez… Klarę! 

Kilka dni temu ze śmiechem zareagowałam na Twitterowe oburzenia, jakoby książkę fantasty można było poznać jedynie za pomocą określenia upływu lat jako „mijających pór roku”. A jednak dotarłam do miejsca, gdzie ostatecznie okazało się to prawdą. I przestało mi być już do śmiechu. Wydana za pośrednictwem metody self-publishing powieść odkrywa życie na statku, pośród fal, z ograniczoną ilością miejsca oraz masą obowiązków. Z dozą ostrożności oraz sporymi zapasami cierpliwości pokonywałam kolejne strony na moim wyimaginowanym stateczku, wraz z główną bohaterką ucząc się oraz odkrywając tajniki bycia żeglarzem. Jednak jak na mnie, chyba zdałam cały kurs na mocne dwa z minusem, upewniając się, że to jednak nie jest moja bajka. 

„Legenda Fioletowego Paula” to opowieść mocno ślizgająca się na granicy fikcyjnego upojenia. Ramy czasowe nie istnieją, historia oraz sama Ziemia na dobrą sprawę również. Już od pierwszych stron próbowałam wyczuć, kim jest główna bohaterka, która zbyt łatwo wtapia się w tłum, jednocześnie wewnętrznie pozostając dzieckiem pomimo upływu wielu lat. Odniosłam jednak wrażenie, że to ten rodzaj powieści, której nie powinno zaglądać się w przysłowiowe zęby. No i ja nie mam zamiaru gdybać bardziej, niż to możliwe – jest to ten wyjątkowy, poniekąd nawet dziwny rodzaj lektury, gdzie nie znajdziemy ani logiki, ani związków przyczynowo skutkowych, ani wspomnianych wcześniej ram czasowych. Kwestią wysoce dyskusyjną jest, w jaki sposób wpływa to na oczekiwania czytelnika – w moim wypadku przyniosło niepewność. I to ogromną, bo to naprawdę nie jest coś, co na swojej drodze spotykamy codziennie. 

Dziś odnoszę nieodparte wrażenie, że ci, którzy chcą zmienić sytuację, po prostu ją zmieniają. Zajmuje im to jakiś czas, ale im się udaje. A ci, którzy właściwie nie chcą nic zmienić, trwają w swoim cierpieniu w nieskończoność. 



Momentami wydawało mi się, że całość naumyślnie napisana została wręcz bajecznym oraz nieco dziecięcym sposobem. A to byłoby naprawdę super, gdyby nie to, w jaki sposób możliwy zamysł został przerodzony w owoc całej pracy. Wyglądało to trochę tak, jakby autorka nie umiała zdecydować, jaką formę ugryźć: czy przedstawić wszystko prościutko, czy jednak dać się ponieść niemal filozoficznie-długimi opisom dotyczącym każdej napotkanej rzeczy. Na ogromny minus zaliczam brak wyjaśnień używanych w tekście zwrotów, takich jak na przykład „przez sztag”, gdzie niby również sama bohaterka nie miała pojęcia, o co chodzi, a jednak wyjaśnienia, które mogłyby nauczyć czegoś nowego również czytelnika, urwane zostały po „a to oznacza…”. Jako osoba, która naprawdę rzadko tyka takie pozycje i nie posiada praktycznie żadnej wiedzy na temat żeglarskiego żargonu poczułam się wręcz… głupia, zupełnie tak, jakbym musiała specjalnie przygotować się, zanim w ogóle rozpoczęłabym czytanie „Legendy Fioletowego Paula”. 

– Mistrzu – odezwała się – jestem głęboko zmęczona. Jestem głęboko zmęczona uczuciem lęku. Ono ciągle do mnie wraca. Czasem towarzyszy mi, kiedy przebudzę się w nocy ze snu, a czasem śledzi mnie za dnia. Unieruchamia mnie, jakby zabraniało mi żyć. 

Skoro o początku mowa, warto zerknąć na opis, który mówi przerażająco mało o całej książce. Według mnie jest niekompletny, a nawet… słaby. I zostaje urwany w miejscu, gdzie nagle nad głową pojawiają się kreskówkowe znaki zapytania, bo chyba czegoś tu brakuje. 
Całość zdobią momentami przepiękne malowidła oraz inicjały, towarzyszące rozpoczęciu każdego rozdziału. Kilka razy wracałam do końca, bo od początku interesowała mnie kwestia podania źródła użytych grafik. Tam dostajemy wyjaśnienie inspiracji, nazwy ilustracji, ale na dobrą sprawę… po co? Mówi się, że dobry produkt broni się sam, nie trzeba nic wyjaśniać, bo to on najlepiej pokazuje wszystko i rozwiewa wszelkie wątpliwości.
Tutaj tego po prostu nie ma.

„Legenda Fioletowego Paula” to pierwsza powieść autorki, która podpisuje się jako Klara. I jeśli mam być całkowicie szczera, nie należy do najgorszych. W miarę oryginalny pomysł był, równie unikalne wykonanie też. Najważniejszym pytaniem jest jednak to, kto jest gotowy na taką formę i czemu dane jest nam to sprawdzić za dosłownie zbyt wysoką cenę.




OPIS: Przez Ziemię tak młodą, że występują na niej jeszcze słowa wspólne dla ludzi i zwierząt, wędruje mała dziewczynka o imieniu Klara. Jedynym zajęciem Klary, poza wędrowaniem, jest poszukiwanie ognisk. Kiedy trafia na ognisko, przysiada się do obcych ludzi, słucha ich rozmów oraz śpiewów. Sama jednak nigdy się nie odzywa i pozostaje niewidzialna przez swoje rude włosy, które przypominają płomienie i zlewają się z ogniem.
Tytuł: Legenda Fioletowego Paula
Autor: Klara
Ilość stron: 448
Wydawnictwo: self-publishing
Kategoria: fantastyka, science-fiction
Wydanie: 28 październik 2019




Za możliwość przeczytania oraz recenzji dziękujemy autorce. 






1 comments

  1. To niestety nie mój gatunek literacki i z całą pewnością nie sięgnę po tę książkę.

    OdpowiedzUsuń