Chyba nie musimy uświadamiać Was jaka jest obecnie sytuacja na Świecie... Kolejny dzień oznacza następne podsumowanie statystyk zakażeń koronawirusem… a ja specjalnie zdecydowałam się podbić własny strach pozycją zahaczająca o temat wybuchu nagłej i nieznanej epidemii śmiercionośnego wirusa. Jak przebiegło moje spotkanie z odzwierciedleniem obecnego koszmaru? I czy ta opowieść doczeka się szczęśliwego zakończenia, które u nas jest niepewne?
„Lockdown” opowiada o życiu jednej z najbogatszych mieszkanek Polski, Olgi Maj. Kobieta ma wszystko, o czym tylko może zamarzyć, w tym ciało modelki oraz odchowaną już, nastoletnią córkę. Nawiązuje kontrakty biznesowe z przedsiębiorcami z całego globu, a jej pozycja daje dostęp niemal do wszystkiego… no właśnie: niemal, ponieważ w kryzysowej sytuacji zdana jest sama na siebie, za pomoc mając jedynie zatrudnionego przez siebie kierowcę, który okazuje się być połączony przeszłością z najniebezpieczniejszymi Warszawskimi gangsterami. Każdy z około tuzina zatrudnionej służby odprawia kobietę z kwitkiem, powołując na nakazy rządowe zostania w domu aż do odwołania… Pozorny wypad do kina w nieotwartej jeszcze kopalni złota Olgi oznaczać miał przyjemnie spędzony czas Dominiki oraz jej bezpieczeństwo, ale w rzeczywistości stał się tego przeciwieństwem, gdy nastolatka została porwana w samym centrum rozpętanej właśnie paniki spowodowanej nowym, rozprzestrzeniającym się wszędzie wirusem. Zegar tykał, upokarzające nagrania i bezwzględni porywacze dopuszczali się czynów, na których samą myśl do gardła podchodzi mi żółć. A samotna matka musiała zrobić to, co jej karzą, aby uratować najważniejszą osobę.
Rząd potrzebuje pieniędzy, więc wyciąga po nie ręce. Nie zawsze fair i nie zawsze uczciwie.
Miałam wrażenie, że fabuła książki ciągnie się o wiele dłużej, niż kluczowe 72 godziny, podczas których Olga miała zgromadzić pieniądze potrzebne na okup za swoje jedyne dziecko. Tytułowy Lockdown stanowił według mnie jedynie podkładkę pod akcję odbicia porwanej nastolatki i jednocześnie wymówkę, dlaczego tak wysoko postawiona kobieta nie mogła zdobyć wymaganej sumy pieniędzy ot tak. Brakowało mi skupienia się na wprowadzanych obostrzeniach, nagłego przymusu zostania w domu i chociaż autor napisał kilka scen podczas których rozszalały tłum tłukł się przez miasta, aby wrócić do siebie, a śmiercionośny wirus zbierał krwawe żniwa… wciąż zniknęło to pod naporem wątku głównego całej książki. Krwawe zamieszki i przemoc ze strony osób pozornie pilnujących pokoju to coś, o czym chętnie poczytałabym więcej, wkręcając się całkowicie. Robert Ziębiński pokusił się jednak o wplecenie na karty powieści wątku romantycznego i o ile początkowy zamysł użycia go jako niezobowiązującego seksu oraz pewien sposób na rozładowanie napięcia u głównej postaci kobiecej był naprawdę dobry… tak jego ogólna dominacja nad końcówką książki pozostawiła u mnie drobny niesmak.
– Fakt. Kurwa, żałuję, że rzuciłam palenie.
– I dobrze. Palenie źle wpływa na serce.
– Porwanie także.
– Celne.
Gdy czytałam tę powieść byłam pełna ogromnego zachwytu: nad stylem autora, nad sposobem, a jakim rozwiązane zostają kolejne wątki. Cudowna okładka również sprawiła, że z początkowym niedowierzaniem obserwowałam średnią ocen między innymi z Lubimy Czytać, gdzie wielu wyznawało, że oczekiwało czegoś innego. Po czasie zdawałam sobie sprawę, że i moje oczekiwania nie spotkały się z zamysłem twórcy, który chyba nieco pogubił się podczas próby połączenia postapokaliptycznej wizji z wątkiem kryminalno-romantycznym. „Lockdown” obfituje w wiele bardzo brutalnych scen, co uważam za ogromny plus. Było ostro, momentami odrażająco, ale ostatecznie naprawdę dobrze. Dlatego oceniam tę pozycję pozytywnie i gorąco polecam – jeśli macie silne nerwy, wiecie co powinniście zrobić. W innym wypadku, zważając na obecną rzeczywistość, nawet nie próbujcie jej otwierać.
1 comments
Mam dość wirusów. ��
OdpowiedzUsuń