Narzeczona na dłużej – Monika Serafin

Połowa września za nami, a Kreatywny team został rzucony w wir studiowania na międzynarodowym kierunku i pracy, by pieniądze napływały jak szalone! Wrzesień jednak zaczął się naprawdę przyjemnie, a mianowicie drugą częścią serii o narzeczonej autorstwa Moniki Serafin. O dziwo recenzja pierwszej części nie obeszła się bez echa i z ogromnym zaskoczeniem otwierałam maila od wydawnictwa, które wyszło z propozycją zrecenzowania „Narzeczonej na dłużej”.

„Narzeczona na chwilę” zostawiła duży niesmak w moim literackim sercu, a zapewnienie, że kontynuacja jest lepsza, rozbudziło we mnie iskierkę nadziei, która tliła się, gdy sięgałam po tę pozycję. 

Historia Mackenzie i Quintena kończy się burzliwe – rozstanie w niedopowiedzeniach, rzucenie pracy i wrócenie do byłych miłości ma pozornie pomóc w ruszeniu do przodu. Kobieta wiąże się z Joshem, miłością z liceum, licząc, że ten zastąpi Warricka, który tymczasem ukojenia szuka w znanej już pannie Bach. Zakochana Layla liczy, że kolejne stosunki zatrzymają przy niej Quintena. Niestety dawna asystentka nadal zajmuje specjalne miejsce w jego sercu, a bliskie mu osoby nie pomagają w zapomnieniu, ciągle uświadamiając mu, że to nie był zwykły układ.


Czy można tęsknić za czymś, czego się nigdy nie miało?


Szczera rozmowa w życiu zawsze jest ważna. To właśnie ona sprawia, że tytułowa narzeczona daje kolejną szansę byłemu szefowi. Pozorna sielanka przeplatana jest małymi i większymi wpadkami, a czytelnicy mają szansę poznać bohaterów nieco lepiej. I to niekoniecznie z lepszych stron. Mackenzie, która w pierwszej części kreowana była na odpowiedzialną opiekunkę, tu miała Jade zwyczajnie w dupie. Przy każdym kolejnym wyjściu na randkę bądź z przyjaciółkami, zastanawiałam się, kto siedzi z dziewczynką i czy one w ogóle spędzają jeszcze wspólnie czas, a opieka nad dzieckiem sprowadza się do czegoś więcej niż zapewniania dachu nad głową i lampki przy biurku, co sprawdzone było przez panią z opieki społecznej. Zwłaszcza, że Mac śmiechem zareagowała na pijaną przyjaciółkę, która spała twardym snem, podczas gdy miała zajmować się siostrzenicą Willson. To nie jedyna sytuacja, która sprawiła, że miałam nadzieję, iż kobieta wpadnie pod autobus. Zdenerwowanie i obwinianie dziewczynki, bo ta nie powiedziała o wizycie Warricka, zakończone szarpnięciem bądź teksty pokroju: „O co jej znowu chodzi” na młodzieńcze fochy były dla mnie pedagogicznym zażenowaniem. Mackenzie okazała się pustą i niedojrzałą panienką, momentami zapatrzoną głównie w swoje szczęście. Zwłaszcza, że Jade była zbyt mała, by zrozumieć, że Quinten był dla jej ciotki synonimem szczęścia i oberwała jedynie za to, że nie chciała, by najbliższa jej osoba znowu była zraniona. 


– Nie do ciebie należy decydowanie o tym, czego chcę! – krzyknęłam, kompletnie tracąc nad sobą panowanie.


Niestety mężczyzna dorównywał intelektem głównej bohaterce, chcąc przeprosin od dziecka, które uniemożliwiło mu rozmowę z kobietą. Dodatkowo uważał ją za to za bezczelną, przyznając, że dziewczynce brakuje dyscypliny. A osobiście rozumiem zachowanie Jade i irytowało mnie pokazywanie jej jako dziecka, które nie ma do niczego praw i ma zerowe pojęcie o życiu. 

„Narzeczona na dłużej” to lekka powieść o miłości, od której nie można wymagać za wiele. Albo właściwie nie można wymagać niczego, oprócz spędzenia kilku godzin bez wysilania mózgu. Osobiście momentami się męczyłam; zwłaszcza, gdy zachowanie głównych bohaterów stawało się bardziej irytujące, a oni zachowywali się jak dzieci. Wątek z niechcianą ciążą sprawił, że poczułam się jak na eventach fundacji pro-life, bo Mackenzie od razu przekonywała przyjaciółkę, że powinna urodzić dziecko, którego nie chce i jest pewna, że nie podoła jego wychowaniu. Standardowy tekst: „Inni by chcieli, a nie mogą, więc się ciesz, bo niektórzy mają gorzej” dał mi odruch wymiotny przez wyczulenie na brak wyboru i nakłanianie do podejmowania decyzji, których się nie chce. 

Druga część historii o fejkowej narzeczonej technicznie była o niebo lepsza. Słodkawa historyjka przepleciona była kilkoma interesującymi wątkami, które dały mi swego rodzaju niedosyt i uważam, że mogły być poprowadzone nieco dłużej. Jednakże przekonałam się, że Monikę stać na więcej, a jej styl zmienił się pomiędzy tworzeniem jednej części a drugiej. Z zaciekawieniem czekam na coś nowego, mniej schematycznego, a wiem, że coś się tworzy i jeszcze może nas zaskoczyć. 





OPIS: Drugi tom historii o udawanej narzeczonej. 
Miała być na chwilę, a potem może na dłużej. Ale on wszystko zepsuł. 
Mackenzie Wilson nie jest już asystentką Quintena Warricka. Po burzliwej wymianie zdań odeszła, zostawiając szefa na lodzie. 
Tymczasem Quinten nie może przestać myśleć o Mackenzie. Szuka zapomnienia w łóżku byłej kochanki Layli, która pragnie, aby ich znajomość przerodziła się w stały związek. 
Jednak bez względu na to, co mężczyzna robi, wciąż ma przed oczami swoją asystentkę, jakby w jego sercu powstała dziura, której nic nie jest w stanie wypełnić. 
Mackenzie również próbuje poukładać sobie życie. Quinten boleśnie ją zranił. Ale niestety nie potrafi o nim zapomnieć. Jednak musi. Przecież to on ją odtrącił, a ona nie zamierza go błagać


Tytuł: Narzeczona na dłużej
Autor: Monika Serafin
Ilość stron: 289
Wydawnictwo: Wydawnictwo NieZwykłe
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Wydanie: 2 września 2020


Za możliwość przeczytania oraz recenzji dziękujemy wydawnictwu: 



1 comments