Dorzuć mnie do prezentu – Agnieszka Błażyńska
Ostatnie tygodnie zalewają Instagrama i blogi książkami o tematyce bożonarodzeniowej, a autorzy prześcigają się w coraz to lepszych pomysłach na swoje powieści, by przyciągnąć nowych czytelników. Erotyczne antologie, przeplatają się z dającymi do przemyśleń zbiorami opowiadań, a ja mam wrażenie, że wiele z nich jest niemal o tym samym.
Tym razem pisarz wyszedł poza schemat i wrzucił swoje historie w covidowy czas. „Dorzuć mnie do prezentu” nie jest zwykłą antologią, ba, ja nawet nie wiem czy tak mogę to nazwać. Jest to zbiór opowiadań o różnych postaciach, które okazują się sobie znajome. Współpracownicy, przyjaciele, rodzina. Niby znajomi, jednak każdy ma swoje tajemnice i swoją historię do opowiedzenia.
Wszystko zaczyna się od Mai, która zamknięta w czterech ścianach mieszkania walczy z Koroną, a aspirant Sylwester jest jej jedynym powodem do uśmiechu w tym paskudnym okresie. Potem spotykamy Paulinę, która pod presją rodziny musi przygotować idealną Wigilię i wie, że cokolwiek by zrobiła – i tak jej matce coś się nie spodoba. To właśnie ona ukazuje nam bohatera kolejnego opowiadania – przyjaciela Toma. Amerykanin mieszkający w Polsce ukazuje, jak wyglądają święta na obczyźnie, gdy najbliżsi znajdują się za oceanem. Już na następnych stronach autorka przenosi nas do czasów problemów z frankiem szwajcarskim, przez którego wielu ludzi było na krawędzi życia i śmierci, gdy przyszłość runęła jak domek z kart. Natalia opiekuje się rodzeństwem, gdy rodzice wyjechali do Hiszpanii, by zarobić na opłaty i kredyt. Przyjemną odskocznią jest Borys, który swój artyzm przelewa na mury, co zanosi go któregoś razu za mury komisariatu. Stamtąd musi odebrać go ojciec – samozwańczy „kołcz”, który od długich miesięcy nie może znaleźć pracy i próbuje zachować resztki pozorów idealnego życia. Tutaj krąg znajomych się zamyka, bo Andrzej okazuje się bratem Pauliny z poprzedniego opowiadania.
„Dorzuć mnie do prezentu” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Agnieszki Błażyńskiej, ale lekki styl i przyjemne historyjki sprawiły, że mam ochotę sięgnąć po coś więcej spod tego pióra. Tym razem w moje ręce wpadła naprawdę dobra powieść obyczajowa, ukazująca problemy ludzi żyjących obok nas. Zwłaszcza teraz, gdy covid odwrócił życie ludzi na całym świecie do góry nogami. Kreatywny team ma to szczęście, że samolot przywiózł nas do rodzinnych domów, ale wiemy, że nie każdy ma tak dobrą sytuację jak my i być może spędza gdzieś święta w samotności. Boże Narodzenie już za kilka dni, a autorka dała czytelnikom tekst skłaniający do przemyśleń i zatrzymania się na moment, by dostrzec, że nieskończony pęd za wszystkim i niczym jest niezdrowy.
Świąteczne ciepło i wzruszające momenty to coś, co „Dorzuć mnie do prezentu” zapewnia. Dwieście stron daje rozrywkę na jeden wieczór, bo właśnie tyle spędzicie, dając się wciągnąć w wir tej książki. Piękna okładka zachęciła mnie do chwycenia po powieść, a treść sprawiła, że zostałam oczarowana i na naprawdę długo zatrzymam ją w swojej głowie. Polecam każdemu, kto na nowo chce rozpalić w sobie świąteczną nadzieję w ludzkość i zmiany oraz przemyśleć kilka spraw, by w przyszłym roku spojrzeć na swoje życie nieco inaczej.
0 comments