[PRZEDPREMIEROWO] Uwięzieni w przeszłości – Monika Serafin
Monika Serafin na naszym blogu jest znana za sprawą swojego debiutu, a po ładnych miesiącach od poprzedniego wydania to mnie przypadł zaszczyt sięgnięcia po jej kolejną powieść. Tak jak dwie pierwsze książki, „Uwięzionych w przeszłości” kojarzyłam jeszcze z Wattpada, chociaż przeczytałam jedynie kilka pierwszych rozdziałów i niewiele z nich pamiętam. To dało w moich oczach świeży start autorce, która w tym wypadku zaprasza nas do małego miasteczka, gdzie niemal każdy zna każdego, a plotki roznoszą się w zaskakującym tempie.
Mina Davis po śmierci ukochanego męża sprzedaje udziały w firmie i kupuje stadninę koni poza Waszyngtonem. Wokół niej krążą legendy, a mieszkańcy nieprzychylnie patrzą na bogatą młodą kobietę, która wzięła się znikąd, dodatkowo nie siląc do zawierania jakichkolwiek relacji międzyludzkich. Najlepiej czuje się w towarzystwie zwierząt oraz spokoju, co daje jej miano odludka, jednak ona ignoruje plotki na swój temat, żyjąc swoim życiem.
Rafael Torros po spędzeniu czterech lat w więzieniu wreszcie wychodzi na wolność. Próbując rozpocząć nowe życie usiłuje znaleźć pracę, jednak w miasteczku nikt nie chce zatrudnić do pomocy byłego skazańca. Jego ostatnią nadzieją przed wylądowaniem w rzeźni jest zamieszkująca kupioną niedawno farmę samotna kobieta, która ulega wypadkowi. Mężczyzna uznaje to za idealną okazję, w szczególności, że Mina nie zna jego przeszłości ani czynów, które sprawiły, że wylądował w więzieniu, więc ma u niej czystą kartę. Po uszkodzeniu ręki lekarz sugeruje kobiecie znalezienie kogoś do pomocy, a ona pomimo początkowej niechęci zgadza się, oferując Rafaelowi szansę. Tylko, że jego matka od początku przestrzegała go, aby trzymał się od Miny z daleka… czy słusznie?
– To nie wstyd tęsknić – orzekł. – To nie wstyd cierpieć.
Co tu dużo mówić? Jak na jednotomową powieść, nie wyszło najgorzej. Romans bohaterów nie stanowił celu głównego, chociaż początkowo można było sądzić inaczej. Liczyłam na książkę, w której Mina oraz Rafael będą się wspierać oraz rozumieć, a ich relacja będzie naturalna oraz powolnie się rozwijająca, patrząc na całą otoczkę małomiasteczkowości, gorącego lata oraz upływających dni. W rzeczywistości, pomimo wspólnych scen, mijali się, a ponad połowa książki stanowiła dwie oddzielne opowieści o ludziach, którzy ostatecznie wylądowali w łóżku.
Wszystko jest dla ludzi, naprawdę, jednak nie potrafiłam znieść żarcików więziennych, którymi Raphael był bombardowany podczas spotkania ze swoimi starymi przyjaciółmi. Niepisana zasada mówi, że są pewne granice, a nabijanie się z gwałtu oraz fakt, że temat ten rozbawił nawet głównego bohatera po więziennych przejściach dawało mi wewnętrzne błagania, aby jak najszybciej odłożyć książkę i nigdy do niej nie wracać. Naprawdę czteroletnia odsiadka nie odbiła na nim piętna, skoro tak otwarcie z tego żartował, nie mając ani momentu refleksji, że w sumie kurczę, gdyby znalazł się w nieodpowiednim miejscu oraz czasie, sam mógłby zostać zgwałcony? Rozumiem, że „Uwięzieni w przeszłości” to pozornie lekka powieść o wyjściu na prostą, o radzeniu sobie z błędami, cierpieniem i traumą. Ale, cholera, z gwałtu się nie żartuje. A jeżeli już robi to któryś z bohaterów pobocznych, to autorka powinna dołożyć starań, aby upewnić się, że czytelnicy zrozumieją, iż to opinia jednego bohatera, a nie coś, co na kartach własnej książki sama nieświadomie gloryfikuje. Bo, w mojej opinii, tak to niestety wypadło.
O tyle o ile dylogia „Narzeczona” to kolejna odsłona ostatnio przeciągniętego po asfalcie schematu romansu szef-pracownica, o tyle „Uwięzieni w przeszłości” to kultowy „Szczęściarz” w wersji papierowej. Zack Efron został zastąpiony Raphaelem Torrosem i pomimo tak rażącego podobieństwa do fabuły wyżej wspomnianego filmu oraz innych opisanych już kwestii, nie jest to książka najgorsza. Mamy tu nawet zwrot akcji, który, chociaż przewidywalny, skutecznie doprowadza czytelnika do końca, upewniając się, że pomimo wcześniejszych uprzedzeń dotrze do ostatniej strony. Czy ją polecam? Szczerze? Nie wiem. Ja na pewno nie sięgnę po nią kolejny raz, a do następnych powieści autorki spróbuję podejść z większym dystansem oraz przygotowaniem, aby nie dostać takiego szoku, jak to miało miejsce tutaj.
3 comments
Mój poprzedni komentarz został zjedzony, ale nie poddam się tak łatwo.
OdpowiedzUsuńTyle tutaj recenzji, a recenzująca nadal nie nauczyła się, że poglądów bohaterów powieści nie należy utożsamiać z poglądami autora. Na miejscu Moniki poczułabym się taką insynuacją urażona i sugerowałabym podjęcie stosownych kroków prawnych związanych z naruszeniem dobrego imienia, bo właśnie recenzująca wprost to dobre imię naruszyła.
Na ten moment raczej nie sięgnę po tę książkę.
OdpowiedzUsuńNo cóż, ja podziękuję.
OdpowiedzUsuń