Tak naprawdę mam na imię Hanna – Tara Lynn Masih

Przed sięgnięciem po niektóre książki zastanawiam się dwa razy, czy w ogóle wpasowują się w moje klimaty. Zwykle czas umilają mi romanse, czasem fantastyka lub dobry kryminał. Ostatnio jednak zaczęłam nadrabiać czytelnicze zaległości, wśród których od dawna czekała na mnie powieść Tary Lynn Masih. Czułam, że tematy okołowojenne w książkach nieźle przedefiniują moje wartości lub po prostu przypomną mi dzięki fikcyjnym wydarzeniom, jak innym ludziom kiedyś było naprawdę ciężko. I jak musieli zostawić cały swój dorobek po to, aby po prostu przeżyć.     

„Tak naprawdę mam na imię Hanna” to opowieść o życiu pewnej żydowskiej rodziny, z perspektywy głównej bohaterki, która tak naprawdę jest wciąż tylko dzieckiem. Małoletnia Hanna z dnia na dzień zostaje brutalnie pozbawiona dzieciństwa na rzecz przetrwania oraz uratowania rodziny. Najpierw zmuszona jest ona do ukrywania się, aby jak najdłużej móc pozostać w ukochanym domu. Tylko, że nic nie trwa wiecznie, a druga połowa książki otwiera przed nami drogę pełną niepewności, strachu oraz najgorszych myśli. To nie jest słodka opowiastka o perypetiach ludzi, którym na pewno uda się wyjść cało z każdej sytuacji. To w pewien sposób mroczne sprawozdanie na temat trudu wojny, piętnowania na tle pochodzenia oraz religii.     

Życie nie jest niczym dobrym, niezależnie od tego, jak postępujesz, jeżeli upodabniasz się do ludzi, którzy cię nie szanują.    

Początkowe bojowe nastawienie szybko zostaje zmienione w racjonalne czyny, które krok po kroku pozwalają cichemu wrogowi wygrywać. Zapędzeni w potrzask ludzie, zupełnie jak my, muszą zrobić wszystko, aby przetrwać i opowiedzieć swoją historię przyszłym pokoleniom. Hanna z dziecka pełnego marzeń oraz otwierającego się na pierwsze zakochanie, dorasta i staje się prawą ręką ojca, obierając za cel przetrwanie rodzeństwa oraz matki. Gdy mężczyzna pewnej nocy nie wraca z wyjścia po prowiant, dziewczynka wkłada dorosłe buty, musząc utrzymać najbliższych przy życiu. Czy jej się to uda? Jaką cenę będzie musiała za to zapłacić?    

Jeżeli mam być szczera, strasznie bałam się czytać tę książkę. Nie chciałam źle odczytać pewnych przesłań, jednocześnie nieodpowiednio wczuwając w opisywane na jej kartach sceny. O dziwo jednak wciągnęłam się od pierwszej strony, a dziwny ścisk towarzyszył mi aż do samego końca lektury. Wiedziałam, że mogłam spodziewać się wszystkiego: oczyma wyobraźni już widziałam sceny z obozu koncentracyjnego, jednak… nigdzie ich nie było. Nie byłam jedyną czytelniczką, która została zmylona przez okładkę do takich wniosków. Liczyłam, że ten temat poruszony będzie chociaż w małym stopniu, jednak pozostał on jedynie w sferze widma obaw bez pokrycia.     

„Tak naprawdę mam na imię Hanna” to książka, którą na spokojnie może przeczytać każdy nastolatek oraz osoby starsze. Nie zawiera brutalnych opisów, a dreszcz emocji, który towarzyszyć będzie od początku, skutecznie otworzy oczy wielu ludziom na tematy wojny oraz piętnowania Żydów. Zakończona pozytywnym akcentem przyniosła nadzieję na to, że pomimo najgorszych czasów ostatecznie wyjdzie słońce, a udręczeni ludzie przetrwają. Właśnie takie powinny być książki opowiadające o wydarzeniach z czasów wojennych. Pełne zbawczej nadziei.     





OPIS: Hanna Śliwka jest u progu czternastych urodzin, kiedy niemiecka armia przekracza granicę okupowanej przez Sowietów Ukrainy. Za nią wkracza Gestapo, mające jasno określony cel – „uwolnić od Żydów” sztetl, w którym mieszka dziewczyna. Przed nastaniem niemieckiej okupacji Hanna wraz z młodszym rodzeństwem spędzała czas na zgłębianiu sekretów rodzinnej wsi Kwasowa, podziwianiu rysunków przystojnego Leona Stadnicka i pomocy sąsiadom w farbowaniu ozdobnych pisanek. Teraz jednak, razem z Leonem i rodziną, muszą uciekać ze sztetla. Znajdują schronienie w mrocznych jaskiniach pod falującymi łąkami, gdzie podobno zamieszkują złe duchy. Podczas gdy na powierzchni z rąk nazistów giną ludzie, oni walczą pod ziemią z chorobami i głodem. Kiedy ojciec Hanny nagle znika, to właśnie na nią spada zadanie jego odnalezienia i odpowiedzialność za utrzymanie rodziny i przyjaciół przy życiu. Tak naprawdę mam na imię Hanna to subtelna powieść, w której wojna widziana jest oczyma dziecka. Skierowana zarówno dla starszego, jak i młodszego czytelnika, sławi podtrzymywanie rodzinnych więzi, piękno pomocnej dłoni i nieustępliwość ludzkiego ducha nawet w najtrudniejszych czasach.





Tytuł: Tak naprawdę mam na imię Hanna
Autor: Tara Lynn Masih
Ilość stron: 290
Wydawnictwo: Replika
Kategoria: literatura piękna
Wydanie: 10 listopada 2020


Za możliwość przeczytania oraz recenzji dziękujemy wydawnictwu:



0 comments