Nate Plus One – Kevin van Whye


Książka „Nate Plus One” skusiła mnie uroczą okładką oraz opisem, który nie pozostawił u mnie ani odrobiny miejsca na wahanie - miałam przeczytać ją albo tego dnia, gdy ją dodałam na czytnik, albo wcale. No więc przeczytałam, korzystając z każdej nadarzającej się okazji: z czasu w pociągu, z chwili przerwy w pracy, gdy zostało mi za dużo czasu do wyjścia. I mam do napisania jedno: ta historia była po prostu genialna.     

Nathan dostaje zaproszenie na wesele bogatej kuzynki w RPA. On i jego mama są naprawdę podekscytowani możliwością spotkania z bliskimi, w szczególności, że ten wyjazd ma pozwolić chłopakowi na wewnętrzne zbliżenie się z ojcem, który zmarł, gdy ten był naprawdę mały. Nie codziennie ktoś opłaca cały wyjazd, łącznie z kosztami transferu oraz noclegami. Podekscytowanie wypełnia więc nastolatka, który spędza ostatnie tygodnie przed wylotem z głową w chmurach. Wszystko jednak trwa do czasu, gdy dwie nieprzyjemności nie nachodzą się na siebie: jego mama musi zostać w domu z powodu nieoczekiwanego wypadku koleżanki z pracy, a jego najlepszy przyjaciel… dostaje cios prosto w serce. Nate robi wszystko, aby pomóc Jai’owi jak tylko może. Włącznie z dołączeniem do jego zespołu jako wokalista, pomimo panicznego strachu przed występowaniem dla publiczności. Okazuje się, że ta propozycja niesie również korzyść dla niego: w zamian za pomoc z utrzymaniem zespołu w kupie, Jai Patel zgadza się towarzyszyć mu podczas wesela. Dwójka przyjaciół opuszcza więc rodzinne miasto, mając na celu jedynie dobrą zabawę i odpoczynek. Jak szybko się okazuje, los ma dla nich przygotowaną niejedną niespodziankę. Zarówno dobrą, jak i mniej pozytywną…    

Krótka – bo niespełna trzystustronicowa – opowieść pochłonęła mnie od pierwszych scen, chociaż nie powiem, tamtego dnia nie planowałam szybkiej lektury, a zaczęcie czegoś po to, żeby szybciej minął mi czas w pracy. Świetnie bawiłam się w świecie stworzonym przez Kevina van Whye, a bohaterowie, których wykreował, byli naprawdę ludzcy oraz różnorodni. Imponujące było to, jak w przemyślany sposób opisany został cały koncept ślubu i różnicy statusów w pozornie bliskim gronie – Nate był rodziną przyszłej panny młodej, a jednak znajdowali się oni po dwóch różnych stronach drabiny społecznej. Dla niej opłacenie pobytu all inclusive dla wszystkich gości oraz dobranie auta na dzień pod swój outfit było czymś normalnym, gdzie on z własnych oszczędności nie mógłby sobie nawet pozwolić na zakup biletu lotniczego do RPA.   

W ciągu całej książki relacja Nate’a oraz Jay’a wkracza dzięki wyjazdowi na nowy poziom – stawiają czoła nowym problemom oraz uczuciu, które coraz szybciej wychodzi na jaw… Nie tylko ze strony Nathana, od miesięcy podkochującego się w swoim najlepszym przyjacielu.     

Pomimo tego, że z pozoru mamy tu do czynienia z uroczą, pełną wzruszeń historią młodych chłopców opuszczających strefę przyjaźni, nie mogło zabraknąć tu również wątków rodziny, tęsknoty za rodzicem, który tak naprawdę nigdy nie był w życiu jednego z bohaterów oraz zdrady. I to ten ostatni punkt rozpoczyna dość krótką listę wad – nie ma bowiem książki idealnej. A i „Nate plus One” taką nie była.     Największy zgrzyt pojawił się w dwóch punktach: na jednej z ostatnich scen, będących zwrotem akcji, który całkowicie zmienił moje zdanie o Nathanie na gorsze oraz w samym opisie, czytanym przeze mnie kolejny raz już po lekturze książki. O tyle o ile o tym pierwszym wolę nie rozwodzić się ze względu na spoilery, tak tej drugiej kwestii chętnie poświęcę kilka słów. Nie byłabym sobą, gdybym nie przyczepiła się niedomówień, które znaleźć można już w opisie książki… a raczej wykonanego nieco po łebkach tłumaczenia, sugerującego, że Nathan miał jechać na ślub kuzyna, a nie kuzynki. Ten drobny zgrzyt nie odgrywa większej roli w książce, no może oprócz podarowania mi drobnego zmieszania, gdy doszukując się w fabule wspomnianego kuzyna, nagle pojawiła się kuzynka. Nie wiem, czy opis tłumaczony był przed całą książką, tak naprawdę nawet o to nie dbam, jednak po prostu nieźle mnie to zmyliło.   

„Nate Plus One” to krótka opowieść o odnajdywaniu siebie, pokonywaniu własnych słabości oraz odkrywaniu swoich korzeni. Poruszyła mnie i dała komfort, jakiego dawno nie czułam podczas czytania książki i z przyjemnością polecam ją każdemu, nawet pomimo jej drobnych, wybiórczych wad.    



 

OPIS: Nate Hargraves – nieśmiały piosenkarz i autor tekstów – czeka właśnie na podróż swojego życia: wybiera się na ślub swojego kuzyna w RPA. Nagle dowiaduje się, że jego były chłopak również jest na liście gości.  Jai Patel – licealny bóg rocka – też ma kłopoty. Wokalista jego zespołu odszedł na kilka tygodni przed koncertem, który miał być wielkim przełomem w ich karierze.  Kiedy Nate ratuje sytuację, zgadzając się zaśpiewać z zespołem Jaia, on – w ramach rewanżu – zgłasza się na ochotnika, by być jego drugą połówką na weselu kuzyna. Wygląda na to, że przed chłopakami lato pełne muzyki, odkrywania siebie i romantycznego napięcia. Co może pójść nie tak?









Tytuł: Nate Plus One
AutorKevin van Whye
Ilość stron: 288
Wydawnictwo: Jaguar
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Wydanie: 07 czerwca 2023


0 comments