Dance, sing, love. W Rytmie Serc – Layla Wheldon


Dość długo zastanawiałam się, kiedy będzie odpowiedni moment na grzebanie w starszych pozycjach literatury wydanej na przestrzeni ostatnich kilku lat. I tak oto obudziłam się ostatnio, z mocnym postanowieniem odsapnięcia od książkowych nowości oraz dokończenia recenzowania rozpoczętych na blogu cykli.

Po kontynuację „Dance, Sing, Love. Miłosny Układ” zdecydowałam się sięgnąć jeszcze zanim dotarłam do ostatniej strony części pierwszej. Kręciłam jednak nosem po zakończeniu, jednocześnie będąc naprawdę zainteresowania dalszym przebiegiem wydarzeń, bo szczerze wątpiłam, że coś tak sporego mogło zostać podsumowane kilkoma stronami traumy… a tom drugi grubością i tak nie za bardzo różni się od debiutu. Co więc zostało przedstawione i jak bardzo Layla Wheldon zdołała namieszać w „W Rytmie Serc”?

James wciąż nie nauczył się panować nad emocjami, Livia walczy z traumą spowodowaną zamachem, ale jak to w książkach bywa – wszystko powoli zaczyna się układać. Generalnie druga część „Miłosnego Układu” kręci się wokół tego samego schematu z kilkoma dodatkami. Bohaterowie kłócą się non-stop, wypominają wszystko, piją i biorą, ale ale… przynajmniej w mniejszych ilościach. A wydarzenia, które z pozoru odcisnęły na głównej bohaterce tak wielkie piętno, pojawiają się i znikają w najbardziej wygodnych dla fabuły momentach.  

Po kolejnych kilku łykach świat wokół mnie stał się jakby łagodniejszy, ból nieco zmalał, a ja poczułam się przyjemnie lekka. Ten stan był uzależniający. 

Powróciłam do tej powieści kolejny raz, bo jakiś czas temu autorka wrzuciła na swoją grupę na Facebooku informację na temat tego, co działo się z nią przez poprzednie miesiące. Notka o opóźnieniu w pracach nad trzecią częścią serii zmotywowała mnie wystarczająco i tak oto jesteśmy… a ja mam za sobą tyle przeczytanych książek od czasu Layli Wheldon, że jestem wystarczająco odważna, aby tu wrócić, bo początek tej recenzji zmieniał położenie na moim laptopie wiele razy na przestrzeni poprzednich miesięcy. I jak się z tym czuję? Dziwnie, bo chociaż mam dziwny sentyment, wciąż nie powstrzymuje mnie to od zauważenia, jak wiele w tej pozycji poszło nie tak. Niektóre rzeczy rozwiązać mógłby chociaż minimalny research, bo jakoś wierzyć mi się nie chce, że bohaterka, która dosłownie płonęła niczym pochodnia, obyła się bez operacji ani nawet rehabilitacji. Większą uwagę poświęcono relacji z Jamesem, która nie należy do najłatwiejszych. Z lekkością pokonywałam jednak kolejne strony, czekając na coś, co znowu zwali mnie z nóg. Tym razem przygotowana byłam na coś gorszego i dlatego uważam tę część za coś… dość nudnego. Bo oprócz dramatów związkowych nie mamy praktycznie nic nowego. Ale przynajmniej nie doświadczymy również potraktowanego po macoszemu tematu innych kultur, a to już coś.

Na potrzeby recenzji ponownie sięgnęłam po egzemplarz, który kupowałam podczas jednego z wypadów do Polski te dwa lata temu i zaglądałam do środka, wspominając tamte czasy. Od tamtej pory wiele się zmieniło i nie ukrywam, że sama autorka na pewno zaskoczy nas czymś nowym, gdy wreszcie ukarze się trzecia część. Jedyną rzeczą, do której nie bardzo wiem, jak się odnieść, jest data premiery… bo nawet na skrzydełku drugiej części podana jest informacja o premierze, która miała nastąpić „jeszcze w 2018 roku”. 

„W Rytmie Serc” to ciąg dalszy dramatów, których większość zostaje dociągnięta do końca i doprawiona… jeszcze większą ilością dramatów. Taniec powoli zaczyna grać trzecie skrzypce w serii o tańcu, a nierealistyczne awanse Livii są idealnym przykładem dwóch stwierdzeń. Po pierwsze: znajomości działają cuda, nawet w wypadku kogoś z totalnie krótką karierą. I po drugie: niektóre książki naprawdę nie umieją w realizm.  



OPIS: Po tragicznym wydarzeniu na lotnisku Livia Innocenti na długo straciła zdrowie i pełną sprawność - kariera tancerki stanęła więc pod znakiem zapytania. Z pomocą swojego chłopaka Jamesa Sheridana oraz przy wsparciu przyjaciół, Kathy, Zafira, Leny, Mirandy i Alexis, Livia powoli staje na nogi. Odnajduje spokój i ukojenie w muzyce i tańcu, które stają się elementem terapii. Dostaje także propozycję, by spróbowała swoich sił jako choreograf. Czas zabliźnia rany, jednak trauma po wypadku nie daje o sobie zapomnieć. Problemy nie znikają, podobnie jak powracające nocami koszmary. Kiedy wydaje się, że wszystko się wreszcie układa, a związek Livi z Jamesem wchodzi na właściwe tory, los wystawia ich uczucie na ciężką próbę. I zrobi to jeszcze nieraz. Czy ich serca nadal będą bić w jednakowym rytmie?

Tytuł: Dance, sing, love. W Rytmie Serc
Autor: Layla Wheldon
Ilość stron: 432
Wydawnictwo: Editio Red
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Wydanie: 4 lipca 2018

2 comments

  1. Lubię powieści gdy jest dużo dramatów ponieważ budzą się wówczas emocje. Nie znam cykli, może z czasem go nadrobię.😃

    OdpowiedzUsuń
  2. O, widzę jeden z moich ulubionych rodzajów książki. Wydaje się, że sam tekst jest lekki i szybko się czyta, hm? Chętnie zakupiła bym ten egzemplarz. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń