Po godzinach – Ludka Skrzydlewska


Recenzowanie nowych pozycji na „Czarno na kreatywnym” zawsze oznacza swego rodzaju loterię. I to wcale nie tak, że z zamkniętymi oczami wybieramy, która z nas sięgnie po jaką książkę, bo ostatecznie zwykle dochodzimy do miejsca takiego, jak obecne – jeśli dany autor na swoim koncie ma lub będzie miał więcej niż tylko debiut, kolejną jednotomową publikację zazwyczaj bierze druga z nas. Po lutowej premierze „Sentymentalnej Bzdury”, teraz rynek wydawniczy powiększony został o następny romans, a Ludka Skrzydlewska ukłoniła się w moją stronę ze swoim ponad pięciusetstronicowym dziełem, które wciągnęłam w kilka dni. 
Teraz i ja pojawiam się z recenzją na blogu, bogatsza o kolejną przeczytaną powieść oraz nowe czytelnicze doświadczenia. W dzisiejszym odcinku naszych recenzenckich perypetii spotkamy odrobinę za dużo stereotypów, foreshadowingu oraz… konsekwencje zostawania „Po godzinach”. 

Indiana Fisher to asystentka idealna i to pod każdym względem. Przyniesie ulubioną kawę, załatwi leki na kaca oraz odbierze niemal nieprzytomnego szefa z klubu, stawiając na drugim miejscu rodzinę. W tym samym czasie jednak pożyczy szminkę od nieznajomej laski, co jakoś niestety nie spotyka się z logicznymi konsekwencjami, a po opryszczce ani widu, ani słychu. Kobieta od ponad roku pracuje w firmie zarządzanej przez Ryana Northa – mężczyznę urodzonego w złotym czepku, który przez długi czas stanowi książkowy przykład stereotypowego nieodpowiedzialnego faceta na wysokiej pozycji. Ma on brata Vincenta – nieco podejrzanego typa, który pojawia się na początku powieści, napędzając rollercoaster podejrzeń i tajemnic. I chociaż ten wagonik nie zwalnia, tak przez objętość powieści naprawdę łatwo byłoby go wyprzedzić, bo akcja ciągnie się i ciągnie. Następny romans biurowy natychmiastowo nasuwa skojarzenie o tym, że Wattpadowy nick autorki jednak zobowiązuje, a ja zakasałam rękawy, biorąc się za czytanie z kompletnym brakiem jakichkolwiek oczekiwań. Miałam jedynie nadzieję na lekturę trzymającą się w granicach logiki i taką, która swoją długością jednak nie obrzydzi mi czytania na najbliższe miesiące. I o dziwo – właśnie coś takiego znalazłam. Opisów było dużo, wyjaśnień również, tak samo jak śledztw, w które zamieszana była Indy. Wszystko to posypane zostało niewinnym romansem, a ten o dziwo nie przejął pierwszych skrzypiec od razu, a stanowił jedynie dość przyjemny (i jak na mnie przez wybór bohaterki dość nieoczekiwany) dodatek. Jak się wkrótce okazało, pomiędzy mniej lub bardziej zamierzonymi powtórzeniami, stereotypowymi tekstami o gejach, dość nielogicznym spojrzeniem na aseksualizm, który nie znika przecież „ot tak” i kochanym foreshadowingiem trafiłam na czytadełko dobre. I naprawdę przyjemne. 

Byłam na siebie wściekła, bo nie potrafiłam być konsekwentna. Za każdym razem, gdy obiecywałam sobie, że więcej się do niego nie odezwę, w końcu i tak pierwsza przerywałam milczenie. Byłam niereformowalna. 

Na przełomie ostatnich stu stron „Po godzinach”, które nareszcie wypłynęły z morza zapychaczy na spokojne wody wiodące do końca, zaśmiałam się do Emmy kogo obstawiam jako głównego złoczyńcę oraz osobę próbującą zniszczyć życie naszym bohaterom. Poniekąd schematyczne posunięcie sprawiło, że padło na jedno z pierwszych podejrzanych, a ja odrobinę zawiodłam się, bo liczyłam na petardę, która wystrzeli moje wrażenie na temat całości w totalny kosmos. Podsumowując jednak – było dobrze. Naprawdę dobrze, a ja odetchnęłam z ulgą, bo jakoś nie zawiodłam się na tej książce. Jeśli podejdziecie do niej na luzie i z zapasem wolnego czasu, wy też nie powinniście! 





 OPISKiedy zakres obowiązków zaczyna wykraczać poza umowę...

Indiana Fisher, absolwentka Harvardu i asystentka dyrektora generalnego w renomowanej bostońskiej firmie deweloperskiej, początkowo żywiła przekonanie, że jej posada będzie trampoliną do sukcesu. Niestety, po roku spędzonym na podawaniu kawy, kserowaniu dokumentów, a przede wszystkim na chronieniu szefa firmy Ryana przed konsekwencjami jego własnej nieodpowiedzialności entuzjazm Indiany nieco przygasł.
Kiedy w Bostonie pojawia się starszy brat Ryana, Vincent - ponury, mrukliwy i zdaniem Indiany raczej podejrzany - życie zawodowe dziewczyny gwałtownie przyspiesza. Rozdarta pomiędzy mieszanymi uczuciami wobec Vincenta, a potrzebą chronienia swojego szefa młoda asystentka wkrótce przekonuje się, że ktoś chce przejąć firmę Ryana. Ktoś, kto nie zawaha się przed żadną podłością, by osiągnąć cel. Indiana, coraz mocniej uwikłana w niejasne układy biznesowe, nie przypuszcza, że i jej może grozić niebezpieczeństwo...

Ludka Skrzydlewska funduje swoim bohaterom przejażdżkę emocjonalnym rollercoasterem. Przejażdżkę, której finału nie da się przewidzieć aż do samego końca. Dołączysz? Niezapomniane przeżycia gwarantowane!


Tytuł: Po godzinach
Autor: Ludka Skrzydlewska
Ilość stron: 564
Wydawnictwo: EditioRed
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Wydanie: 20 maj 2020



Za możliwość przeczytania oraz recenzji dziękujemy wydawnictwu:


6 comments

  1. Emocjonalny Rollercoaster z nieprzewidywalnym zakończeniem. Wchodzę w to. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię takie książki, więc bardzo możliwe, że przeczytam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko fajnie, tylko te stereotypy dotyczące mniejszości seksualnych mi się nie podobają. Nie piszesz o co konkretnie chodzi, więc nie mogę od ręki potępić, ale brzmi podejrzanie. I znikający magiczne aseksualizm - mam wrażenie, że taki pomysł może przynieść więcej szkód niż rozrywki naszemu niezbyt dobrze wyedukowanemu społeczeństwu...

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm okładka dość...zwykla na mój gust. Pewnie bym po nia nie sięgnęła, ale twoja recenzja niczego sobie. :) pewnie się skuszę, kiedy już wyzeruje swoją półkę z pozycjami w poczekalni. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mogę się zgodzić. Autorka zapewnia czytelnikowi wiele emocji. Pomimo tego, że obawiałam się tej ksiązki pod względem jej objętości, przeczytałam ją zaskakująco szybko. Nie zawiodłam się i również polecam.

    OdpowiedzUsuń