[PRZEDPREMIEROWO] Negatyw Szczęścia: Fine – Ludka Skrzydlewska


Po wielu chwilach zwątpienia z mojej strony, znowu tu jesteśmy. Kończy się lipiec, premiera obu części „Negatywu Szczęścia” coraz bliżej, a ja nie byłabym sobą, gdybym nie zakończyła recenzowania tej dylogii jeszcze przed oficjalną premierą.

Usiądźcie więc wygodnie w ogrodzie, na huśtawce, parapecie czy tam, gdzie czujecie się najlepiej, bo jest tu o czym poczytać!

Po skończeniu „Inizio” potrzebowałam przerwy, to przyznaję bez bicia. Książka sprawiła, że nie widziałam innego wyjścia, jak tylko sięgnięcie po kolejną lekturę, dlatego dokończyłam drugi tom dopiero teraz. Przytłoczyła mnie momentalna nuda i ciężkość „Inizio”, ale nie lubię mieć niedokończonych serii – stąd weekendowe postanowienie dotarcia do ostatniej kropki oraz napisania recenzji na środę. No i cóż, mamy środę!

Sasha musi dowiedzieć się, kto jest szpiegiem w Di Volpe, aby oczyścić swoje dobre imię i pomóc uratować firmę, na której jej zależy. Jednocześnie z każdą stroną zaczyna coraz bardziej uświadamiać sobie, jak wiele czuje do Alessandra. Szalona pogoń za sprawiedliwością, karierą i miłością sprawia, że ostatecznie dociera do punktu, w którym musi podjąć ostateczną decyzję – zostać w Mediolanie z obiektem westchnień lub pchnąć wrota kariery jako fotograf, aby się rozwijać. 

Nigdy nie wolno ci się poddawać, nawet kiedy uważasz, że sprawa jest już przegrana. 

W poprzedniej recenzji modliłam się o to, aby dalsza akcja nie była wypełniona tak wieloma zapychaczami, jak to miało wtedy miejsce. I moje modły zostały wysłuchane, bo „Fine” nie powtarza błędów „Inizio” – fabuła idzie do przodu w odpowiednim tempie, stereotypy oraz foreshadowing nagle znikają. Powoli rozwija się nawet związek Alessandra i Aleksandry… i tak, wciąż bawi mnie to połączenie, co w pewien sposób dodatkowo ubarwia podkreślane przez autorkę podobieństwa między głównymi bohaterami. „Fine” jest krótsze niż „Inizio”, a ja otwierałam plik z ebookiem od wydawnictwa z dozą niepewności. Bo niecałe 100 stron różnicy ma prawo zaważyć nad odbiorem drugiej części. Nawet nie wiecie jednak jak bardzo jest to prawdziwe, bo moje wątpliwości ostatecznie zostały rozwiane, a czytanie pochłonęło mnie na zaledwie kilka leniwych godzin. 

Jak mam ci zaufać, skoro widzę, że ty za grosz nie ufasz mnie?

Pomimo wielu plusów, żadna książka nie jest bez wad. I w tym wypadku znalazło się ich kilka, jednak od razu podkreślam, że porównując je z pierwszą częścią, jest ich zdecydowanie mniej. Moją uwagę przykuł między innymi artykuł opisujący pewien wypadek… bądźcie jednak spokojni, nie będę spoilerować bardziej niż powinnam. Chodzi mi o to, że główną puentą wyżej wspomnianego artykułu nie było opisane w prasie wydarzenie… a fakt singielstwa Alessandra, zamiast chociaż minimalnego przejawu zwyczajnej ludzkiej empatii. Kolejną zastanawiającą kwestią była nauka włoskiego przez Sashę. Według chronologii książki oraz licznych fragmentów mieszkała ona w Mediolanie trzy miesiące. Niemożliwe było więc, aby w tak krótkim czasie, który przecież głównie poświęcała na pracę, zdołała nauczyć się języka do tego stopnia, aby rozumieć treść całych artykułów oraz wymian zdań po włosku. No chyba, że wszystkie te momenty dotyczyły wymian zdań oraz treści z angielskiego, co oficjalnie jednak nie zostało wyjaśnione przez autorkę. Ostatnim zgrzytem był właśnie wyżej wspomniany Włoch, a raczej jego perspektywa, z której opisane zostało zakończenie. Po prostu nie trzymało się to dla mnie kupy, skoro poprzedni tom oraz trzydzieści sześć rozdziałów „Fine” opisane były z perspektywy Sashy. 

– To on się jeszcze nie nauczył, że tobie nie można czegokolwiek zakazywać?
– Bo co, jak prawdziwa Polka zawsze zrobię na przekór?

Nie zaprzeczę jednak, że Ludka miewała w „Fine” momenty, w których zwyczajnie zaskoczyła mnie wybranymi rozwiązaniami. Zakończenie sprawy ze szpiegiem, sam fakt, kim on był oraz wybór zastępcy na stanowisko tej osoby… Kurczę, po użytych przez nią motywach i przewidywalnych zwrotach ogromnym szokiem było dla mnie to, że jednak Sasha nie miała podanego wszystkiego pod nos, ponieważ „głównej bohaterce się należy”. Bo może któregoś dnia faktycznie wypracuje sobie renomę i dotrze na szczyt. Ale stanie się to stopniowo, z czasem. I widać, że ten sam czas został wykorzystany przez autorkę, aby dopracować tę książkę na tyle, na ile było to w ogóle możliwe. 

Obie części „Negatywu Szczęścia” będą miały swoją premierę już za kilka dni, a ja znowu zachęcam Was do zamawiania papierowych egzemplarzy lub sięgania po dostępne na stronie wydawcy ebooki!






OPISHistoria o modzie i miłości ze szczyptą sensacji... I z co najmniej dwiema szczyptami humoru! Miłość. Moda. Intrygi. 
Nieoczekiwanie życiem zawodowym Sashy po raz kolejny wstrząsnęły silne turbulencje. Dziewczynę zwolniono z mediolańskiego domu mody Di Volpe pod zarzutem przekazywania konkurencji poufnych danych. Niestety, dowody świadczą na niekorzyść Sashy: właściciel konkurencyjnego domu mody, Andre Debreu, od lat przyjaźni się z matką pechowej pani fotograf, a e-mail z przeciekiem został wysłany z jej komputera. 
Wygląda na to, że ktoś celowo kieruje podejrzenia na młodą Polkę. Rozżalona fałszywymi oskarżeniami Sasha postanawia na własną rękę poszukać prawdziwego szpiega. Krąg podejrzanych jest całkiem spory. I nie można z niego wykluczyć matki Sashy, którą wydaje się łączyć z Andre coś więcej niż tylko nić sympatii. 
W winę dziewczyny nie wierzy Alessandro, syn właścicielki Di Volpe. Relacje między nim a Sashą, niegdyś dalekie od przyjaznych, nabierają gorącego charakteru...


Tytuł: Negatyw Szczęścia: Fine
Autor: Ludka Skrzydlewska
Ilość stron: 367
Wydawnictwo: EditioRed
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Wydanie: 29 lipca 2020



Za możliwość przeczytania oraz recenzji dziękujemy wydawnictwu:

2 comments