„Król Midas” miał być idealną książką, która przywróci mi wiarę w powieści mafijne oraz udowodni, że tegoroczne debiuty mogą wreszcie powalić na kolana. Główną bohaterką tej powieści jest Emily, która odwiedza brata w więzieniu i prosi go o pieniądze. Okazuje się, że jest w ciąży, a jej partner każe usunąć dziecko, które ta nosi pod sercem. Tam, podczas wizyty, nawiązuje kontakt wzrokowy z Leonardo – odsiadującym kilkumiesięczny wyrok Królem Midasem. Mężczyzna w niedługim czasie opuszcza zakład karny i pozornie wraca do swojego poprzedniego życia. Tylko, że dłużnicy nie stanowią jego ulubionego tematu, a on nie toleruje wymówek. Dzięki przewrotnemu losowi dostaje się do domu Emily, gdzie ta bita jest przez swojego zaborczego oraz niebezpiecznego partnera. Podejmuje rzucony przez niego pomysł zabrania kobiety jako części zadłużenia mówiąc, że odpracuje dług swojego partnera w domu publicznym. Pomysł ten szybko zostaje odrzucony, a sparzona traumatycznymi doświadczeniami kobieta zostaje utrzymanką Leonarda. Z czasem zaczyna między nimi dochodzić do czegoś więcej.
Nie jestem dobrym człowiekiem.
Początek tej pozycji dawał mi ogromną nadzieję. Jednak im więcej czytałam, tym na większy zawód musiałam się przygotować. Bohaterowie przeczyli samym sobie – Emily przez pół książki była przerażona, nie wchodziła nikomu w drogę, a potem nagle zgrywała twardą. Nastąpiła całkowicie nijaka oraz nieuzasadniona zmiana w jej zachowaniu. Leonardo raz udawał wielkiego szefa, aby zaraz rozczulać się nad każdą najmniejszą pierdołą. Wiele rzeczy wydawały się tu nie być do końca przemyślane i o tyle, o ile rozumiem, że każdy bohater może reagować na różne bodźce lub sytuacje inaczej, tak pewnych rozwiązań zaserwowanych w „Królu Midasie” nie byłam w stanie zaakceptować. Tutaj pokuszę się o spoiler: Emily urodziła chłopca, któremu Leonardo natychmiastowo wymyśla imię, nie pytając o zdanie biologicznej matki dziecka. A jaka była jej reakcja, gdy się o tym dowiedziała? Mniej więcej taka, że próbowała stać przy swoim mówiąc o imieniu, które już dawno wybrała, a gdy Leonardo raz powiedział o wyborze innego, odpuściła, bo w sumie co tam, niech sobie facet ma, bo to przecież nie tak, że nawet nie jest z tym dzieckiem spokrewniony, prawda?
O kolejnych bolączkach tej książki mogłabym pisać długie akapity. Zaskakujący był rozdział z perspektywy policjantki przesłuchującej w pewnym momencie Emily, który stanowił kompletnie niepotrzebny zapychacz albo fakt, że kobieta tak po prostu odpuściła całe śledztwo. Autorka budowała napięcie przez naprawdę długie strony… i urwała to ot tak, jakby zauważając, że goni ją termin, a książka nadal nie została skończona.
W wypadku zakończenia „Króla Midasa” spotkało mnie takie samo rozczarowanie jak w „Gangsterskich tajemnicach”. Coś, co początkowo miało podnieść całą moją ocenę na temat powieści, stanowiło ostateczny gwóźdź do trumny. Zapoznając się z opisem, nie chciałam mieć zbyt wysokich oczekiwań, a rozpoczynając lekturę obiecałam sobie, że nie nastawię się na nic wielkiego, aby nie czuć zawodu. Docierając do epilogu błagałam autorkę o to, aby nie spieprzyła tego, co zrobiła w ostatnim rozdziale. Niestety, wyszło kompletnie inaczej, a „Król Midas” ląduje na mojej liście „przeczytane” jako kolejny niewypał, do którego na pewno nie wrócę.
1 comments
Raczej nie planuję czytać tej książki.
OdpowiedzUsuń