Debiut Julii Brylewskiej zakończony został zwrotem akcji oraz decyzjami, od których bohaterowie nie mieli odwrotu. Pozostawiona z większą ilością pytań niż odpowiedzi zastanawiałam się, czym autorka zaskoczy czytelników w kolejnym tomie serii Inferno. Czas ostatnio przelatuje mi przez palce i pomimo drobnej niepewności, wreszcie skorzystałam z wolnej chwili, biorąc się za dalszy ciąg przygód Hailey i Victora. Czy spotka ich wreszcie szczęście? A może po burzliwym rozstaniu nie spotkają się już nigdy więcej?
Hailey opuszcza Filadelfię i zamieszkuje w Bostonie. Tam znajduje pracę, w której się spełnia oraz wynajmuje mieszkanie – można powiedzieć, że osiąga spory sukces. Spotykamy ją rok po wydarzeniach z finału „Devil”. Bohaterka pomimo prób odsunięcia od siebie przeszłości, z powodu ślubu najlepszej przyjaciółki ze swoim bratem musi wrócić do domu. A to może stanowić ryzyko spotkania mężczyzny, który złamał jej serce, a potem je podeptał. O dziwo dochodzi do tego szybciej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Pomimo żalu oraz bólu rozdzierającego serce, Hailey nadal czuje dziwny ścisk, widząc Victora z inną kobietą. Zaczyna się zastanawiać, czy ona również może go dotykać i sprawia, że wreszcie jest szczęśliwy? A może mężczyzna przez cały ten czas czekał tylko na nią?
W tym tomie główny wątek stanowi nadchodzący ślub przyjaciółki Hailey oraz jej brata. Okres kilku tygodni, podczas których mają miejsce przygotowania oraz plany wielkiego dnia mija tak szybko, że zastanawiałam się, jakie zwroty akcji szykuje dla nas autorka, aby pociągnąć akcję dalej. O dziwo jednak prawie nic się nie dzieje, a akcja ze ślubem jest zapowiadana dopiero na koniec powieści. Wreszcie następuje konfrontacja głównych bohaterów, pozornie mają iść w swoją stronę po wyjaśnieniu sobie wszystkiego, jednak znowu dochodzi do ich romansu. Hailey dalej próbuje uznać temat Sharmana za zamknięty, kończy się to w zupełnie inny sposób i ostatecznie znowu stają się parą.
Po przeczytaniu „Angel” wróciłam na bloga i odkopałam swoją recenzję pierwszego tomu, aby przypomnieć sobie, jak go oceniłam. Gdybym wtedy wiedziała, jak wypadnie kontynuacja, na pewno zawyżyłabym ocenę debiutu autorki, bo tutaj sporo rzeczy poszło po prostu nie tak. Cała książka wyglądała na naciąganą, jednie po to, aby bohaterowie do siebie wrócili… i tyle. Gdybym miała opisać akcję w skrócie użyłabym tylko kilku określeń: powrót, przygotowania, gala oraz zakończenie, o którym więcej nie napiszę, żeby przypadkiem nie spoilerować bardziej, niż powinnam. Pragnę jednak przypomnieć, że mówimy tu o całej książce, w której mimo wszystko powinno dziać się sporo, aby zatrzymać zainteresowanego czytelnika. I chociaż do końca powieści dotarłam naprawdę szybko, niesamowicie się męczyłam.
Po tej książce liczyłam na uzupełnienie braków, znalezionych w pierwszym tomie. Pragnęłam bliżej poznać Victora Sharmana, ale nastąpiło to tylko w minimalnym stopniu, chociaż początek „Angel” dawał mi ogromne nadzieje. Na pewno na plus byłyby wspomnienia dawnych lat, tylko, że chociaż było kilka takich scenek, nadal czułam straszny niedosyt.
Drugi tom serii Inferno mnie zawiódł, a po debiucie myślałam, że już gorzej być nie może. Najwidoczniej jednak jabłko może być jeszcze bardziej zepsute od rodzącej je jabłoni. Czy przeczytam trzeci tom? Na pewno, bo jak wspominałam w poprzedniej recenzji, nie lubię mieć niedokończonych serii. No i prawda jest taka, że chętnie dam autorce trzecią, ostatnią już szansę.
1 comments
Nie chcą czytać tej książki.
OdpowiedzUsuń