Ostatnio znowu zaczęłam przyłapywać się na tym, że tygodnie przepływają mi przez palce, a ja powoli tracę głowę do wszystkiego. Nieco bardziej stresujący okres znowu zawitał w moim życiu, co mocno odbiło się na czytaniu. Poprzednie dni jednak urozmaicała mi najnowsza książka Ludki Skrzydlewskiej, którą miałam w planach od naprawdę dawna. Czy zaserwowała mi upragnioną chwilę odpoczynku? A może okazała się koszmarem?
Poprzeczka co do powieści wychodzących spod pióra tej autorki była dotychczas naprawdę wysoka. „Król Grzechu”, czyli pierwsza część serii „Królowie Vegas”, był fenomenalny, wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, a ja wciągałam ją jak gąbka wodę. Bez chwili wahania sięgałam więc po drugi tom, ciekawa przygód kolejnych bohaterów, gdy tylko dostałam do tego okazję.
Jade zmuszona jest dźwigać ciężar konsekwencji koszmarnych decyzji podjętych przez swoich rodziców… a już w szczególności ojca, który jest uzależniony od hazardu. Zadłużony u szemranych typów znowu wciąga córkę w niebezpieczeństwo, która kilka lat wcześniej za spłatę kolosalnych sum podpisała kontrakt zobowiązujący do małżeństwa z Rexem Russelem. Jedynymi zainteresowaniami mężczyzny są ignorowanie Jade oraz praca, chociaż czasem znajdzie też miejsce na zjedzenie z nią niesamowicie cichego posiłku. Kobieta myśli, że będzie tak do końca, jednak ostateczność zmusza ją do prośby o kolejną pożyczkę. Zamiast dodatkowej, obszernej umowy, dostaje w zamian aneks dotyczący poprzedniej: wykreślenie zakazu kontaktów seksualnych pomiędzy parą papierowych małżonków. Z przykrością muszę zauważyć, że ta książka to jedna wielka czerwona flaga. Rex zachowywał się jak władca całego świata, zmuszając wręcz Jade do odbycia stosunku za kolejne potrzebne jej ojcu pieniądze. I tak, bohaterka była na niego napalona, ale chociażby pierwsza scena erotyczna, gdzie Jade wyraźnie mówi „nie”, utwierdza w przekonaniu, że coś tu jest mocno nie tak. Mam wrażenie, że autorka trochę za daleko popłynęła, wciskając seks dosłownie co kilka scen, ignorując rozwinięcie relacji stworzonych postaci. Niestety jednak im dalej w las, tym gorzej, a ja kompletnie nie wierzyłam w nagłą zmianę Rexa, bo nic za nią nie stało, oprócz obsesji z początku ich relacji.
W naszym kontrakcie znajduje się jeszcze jeden zapis, który sprawia, że podchodzę do tego wszystkiego poważnie: złamanie któregokolwiek z punktów skutkuje przekazaniem drugiej stronie pieniędzy przeznaczonych na spłatę długu.
Ludka Skrzydlewska znana jest z romansów, które porywają czytelników i ciągną przez szaloną, pełną wybojów drogę do szczęśliwego zakończenia. Tutaj również tak było, ale zabrakło mi faktycznego uczucia oraz rozwoju relacji. W wypadku „Króla Enigmy” był to zwykły przeskok bez większego podkładu. Nawet fabuła nie była tak wciągająca, bo ogromną jej część stanowił seks, który prawie za każdym razem był obszernie opisany. Rozumiem pociąg bohaterów do siebie, ale tutaj po prostu było to dość niesmaczne. Padł też aspekt proporcjonalny, bo to nadal powinna być książka z fabułą, która tak naprawdę zajmuje pierwsze trzy i ostatnie trzy rozdziały.
To nie było coś, czego się spodziewałam i zastanawiam się, czy sama podkopałam pod sobą dołek, mając nieco zbyt wysokie oczekiwania. Teraz na pewno one zmalały, więc pozostaje mi cierpliwie czekać na kolejną książkę napisaną przez tę autorkę, po którą chętnie sięgnę, żeby poczytać coś nowego. Trzeci tom serii „Królowie Vegas” pewnie niedługo trafi na rynek, a ja prędzej czy później zobaczę, co zostanie nam zaserwowane. Mam nadzieję, że tym razem będzie coś nieco smaczniejszego.
0 comments