Motyw stewardessy oraz jej przygód jest naprawdę fajny, a ostatnio przewija się u mnie zarówno w serialach, jak i literaturze. Nie mogłam przejść obojętnie obok kolejnej książki Joanny Balickiej, jeżeli romans z pilotem… dosłownie wisiał w powietrzu. Zapowiedzi dopadały mnie na TikToku oraz Instagramie, do tego stopnia, że naprawdę czekałam aż „Kontrakt” będzie dostępny i od razu rezerwowałam wolny wieczór, który poświęciłam na lekturę.
Aurora Grey ma 25 lat i właśnie zaczyna spełniać swoje największe marzenie. Odkąd była małą dziewczynką pragnęła latać, a determinacja kobiety sprawia, że w końcu udaje jej się wejść na drogę, która do tego doprowadzi. Podpisanie rocznego kontraktu z firmą Dragon Airlines ma stanowić przygodę zapamiętaną na całe życie. Wraz z nowymi ludźmi w pracy, poznaje ona nowe zwyczaje oraz obowiązki… a także pewnego mężczyznę, dobitnie naruszającego jej granice. Mężczyznę, który myśli, że może wszystko.
Treyvon Laurent jest doświadczonym pilotem, kochankiem i można by powiedzieć: zwyczajnym ideałem. Tylko każdy ma chociaż jedną złą cechę, a jego mankamentem jest zdecydowanie charakter oraz tendencja do nadeptywania każdemu na odcisk. Pomimo bycia dojrzałym mężczyzną, momentami zachowuje się jak nastolatek. Gdy na jego drodze i to w dość nieprzychylnych okolicznościach staje pyskata Aurora, wszelkie ustalenia oraz chociaż pozorny profesjonalizm trafia szlag. Czy ta dwójka wytrzyma w swoim towarzystwie okres trwania tytułowego kontraktu? Jak wiele będzie ich kosztować roczna współpraca?
Joanna Balicka przykłada ogromną wagę do researchu. Widać to po każdej jej książce, którą dotychczas przeczytałam, a tutaj dosłownie zachowuje się jak ryba w wodzie. Nie wiem, czy przy swoich skomplikowanych opisach czynności lotniczych czy postępowania w razie wypadków bazowała na doświadczeniach pilotów, artykułach czy filmach, ale imponująco opanowała wiedzę, którą przekazała czytelnikowi na kartach swojej powieści. Wprawdzie główna oś „Kontraktu” kręci się wokół romansu oraz relacji między bohaterami, jednak tutaj naprawdę możemy się czegoś nauczyć. I tak jak w wypadku „Prokuratora” znacznie podniosło to w moich oczach ocenę całej pracy.
„Kontrakt” to mimo wszystko dość lekka, jednotomowa powieść, która zakończyła się szczęśliwie. Dosłownie wszystkie problemy bohaterów zostały rozwiązane, a miłość rozkwitła. Tylko nadal nie jest to książka bez wad, bo i takich było trochę. Jak na fakt, że przez praktycznie całą drugą połowę istotną rolę odgrywała córka Treya, a ukrywany przez niego sekret miał zniszczyć świat ich obojga, ujawnienie prawdy nie zmieniło tak naprawdę nic, a napięcie tak istotnej sceny trwało zdecydowanie za krótko. Równie dobrze autorka mogła pociągnąć ten wątek, zrobić z niego swoisty punkt kulminacyjny, bo strasznie mi tego brakowało. Poza tym naprawdę przykre jest to, że Zoey zapisana została na kartach powieści jako dość istotna postać, jednak nie została wspomniana prawie wcale w epilogu…
Cudowność i wyjątkowość tej książki była podkreślana zarówno na Instagramie jak i TikToku, co w jakiś sposób podwyższało moje oczekiwania. Miała ona być powiewem świeżości w literaturze, ba – dzięki romansowi pilot-stewardessa naprawdę była, jednak czuję, że tutaj po prostu czegoś brakowało. Nie zapadła mi w pamięci, nie zmieniła niczego w moim życiu ani nie wciągnęła aż tak, bo nie było tu praktycznie żadnych zwrotów akcji, które szybko nie zostałyby zamiecione pod dywan lub rozwiązane. Może kolejne powieści autorki skupią się odrobinę bardziej na zaskoczeniu czytelnika… albo to po prostu ja powinnam potraktować „Kontrakt” jako luźne czytadełko na jeden wieczór.
0 comments