Vincent jest tak dobrym złodziejem, że aż skradł moje czytelnicze serce. I chociaż nie mam tu na myśli zakochania się w nim jako „dodanie go do listy książkowych mężów”, tak jego postać była naprawdę interesująca, a cała historia kręcąca się wokół kradzieży czarnego i niezwykle wyjątkowego diamentu, wciągająca. Zacznijmy jednak od początku historii, która na Wattpadzie zdobyła ponad pół miliona odsłon.
Eleanor z pozoru ma wszystko, o czym może marzyć każda kobieta: przystojnego narzeczonego i fortunę, w którą niedługo ma się wżenić. Problemem nie jest dla niej to, gdy czuje na sobie pełne osądu oraz nienawiści spojrzenia ze strony osób, mających niedługo stać się jej rodziną… on zaczyna się w momencie zdrady jej narzeczonego na ich własnym zaręczynowym przyjęciu. Okrutnie drogi pierścionek zdobiący palec kobiety zostaje z żalem rzucony w stronę pozornego ukochanego, a ona nie chce mieć już z nim nic wspólnego. Trwa to jednak do czasu, gdy na jej drodze staje pewien przystojny złodziej… pragnący wejść w posiadanie tej wyjątkowej błyskotki, wartej wiele milionów dolarów.
Kim byłaś, zanim powiedzieli ci, kim masz się stać?
Motyw zemsty za złamane serce to coś, co całkowicie mnie kupiło. Eleanor została zupełnie z niczym, bo w zasadzie w ciągu jednej chwili przekreślono całe jej dotychczasowe życie, a również przyszłość. Dodatkowo, jak na złość, kilka dni po zerwaniu zaręczyn dotarła do niej paczka z suknią ślubną wartą wiele tysięcy, za którą kobieta sama chciała zapłacić, aby pokryć chociaż część kosztów. W zdobyciu pieniędzy na ten ogromny wypadek pomaga jej Vincent… jednocześnie przygotowując ją do największego złodziejskiego skoku w ich życiach. Skoku, podczas którego mają ukraść pierścionek, który przecież od samego początku należał do Eleanor.
Na początku strasznie bałam się, że mała ilość tekstu źle wpłynie na fabułę. Niespełna 300 stron, gdzie autor musi dokładnie opisać akcję i przekazać puentę, którą pragnie zawrzeć, to spore wyzwanie, jednak Julia Brylewska podołała mu z zaskakującą łatwością. „Vincent” wciągnął mnie na tyle, że nie mogłam odpuścić czytania nawet w pracy, a pomagało mi w tym puszczenie synchrobooka, który wielokrotnie powodował u mnie napady śmiechu. W taki sposób przebrnęłam przez pięć rozdziałów, aby do końca następnego dnia mieć za sobą całą lekturę ebooka. I to naprawdę dobrą lekturę.
Niektórzy autorzy mają w sobie to coś, dzięki czemu przez tekst dosłownie się płynie. Brylewska właśnie do nich się zaliczała. Styl oraz ułożenie scen kusiły do dokończenia kolejnych rozdziałów, a ja szukałam każdej możliwej okazji, aby tylko czytać dalej, wracając do starannie zaplanowanej przez Vincenta oraz El intrygi. Wszystko byłoby idealne – początek, środek, docierając do satysfakcjonującego zakończenia… gdyby właśnie nie to zakończenie, które w pewien sposób aż za bardzo zapachniało mi inspiracją słynnym filmem z Natalie Portman z 2005 roku. Nie szukałam drugiego dna naumyślnie, o dziwo w „Vincencie” nie myślałam o niczym innym tylko o tym, jak zakończy się zemsta zdradzonej kobiety.
Pisanie trudnych męskich postaci to coś, co autorce wychodzi idealnie. Wprawdzie „Vincent” nie dosięga „Michaelowi” do pięt, jednak nadal jest to książka naprawdę dobra, a przede wszystkim, na wielu polach mocna. Polecam ją głównie czytelnikom 18+ ze względu na liczne sceny erotyczne oraz treści kradzieży oraz zdrad i liczę, że będą bawić się oni przy niej tak dobrze, jak bawiłam się ja.
0 comments