[PRZEDPREMIEROWO] Złe miejsce – K. N. Haner


Niby „nowy rok nowa ja”, ale są rzeczy, które pozostają identyczne. Jedną z nich jest trend K. N. Haner, która powraca do nas ze swoją najnowszą powieścią. „Złe miejsce” zapowiadane było przez większą część zeszłego roku, a ja od chwili wyjścia oficjalnych list zapisałam się na przedpremierową recenzję. Wprawdzie papierowy egzemplarz jeszcze pokonuje kilometry, aby do mnie dotrzeć, jednak ebook od wydawcy skutecznie zajął mi kilka leniwych godzin, umożliwiając publikację tego wpisu. 

Fragmenty udostępniane przez autorkę na długo podsycały moje zainteresowanie, niektóre z nich wzbudzały niedowierzanie, a ja już chciałam wiedzieć, kto, według mojego zmysłu czytelnika, będzie odpowiednim partnerem dla głównej bohaterki. 

Podobno do pełni szczęścia w większości żyć potrzebne są tylko pieniądze – Blaire jest wyjątkiem, bo posiada dosłownie wszystko i nie musi się martwić o najmniejszą rzecz, oprócz wolności. Od najmłodszych lat jest wykorzystywana przez ojca, odliczając tylko czas do pełnoletności, która miała przynieść jej ukojenie oraz otworzyć furtkę do normalnego życia. Niestety jednak rzeczywistość okazuje się jeszcze gorsza, a ona z nieba, trafia do zupełnie przeciwnego miejsca. Na pierwszy rzut oka zajmuje stanowisko prezesa, ale są to jedynie pozory, bo tak naprawdę podpisując nieuniknioną umowę, oddaje w cudze ręce nie tylko swój intelekt, ale również ciało. 

Akcja książki rozpoczyna się w momencie, gdy kobieta otrzymuje informację o kolejnym spotkaniu ze zbyt starszym od siebie mężczyzną. Początkowo próbuje się opierać, jednak doskonale wie, że tak naprawdę nie ma w tej sytuacji do powiedzenia kompletnie nic. Przyjmuje więc teczkę z najpotrzebniejszymi faktami i odesłana przez ojca na masaż oraz witaminowe kroplówki jedzie do domu wraz ze swoim ochroniarzem. Przygotowania przebiegają bez zakłóceń i bohaterka wsiada do auta, które zawieźć ma ją na kolejne godziny upokorzeń. Nie przewiduje jednak, że tym razem trafi w zupełnie inne miejsce. Mianowicie: do piekła na ziemi.

Niepewność była najgorsza. Czułam, że on mną manipuluje, ale nie mogłam pojąć, w jakim celu. 

Nowy rok zawsze przynosi nadzieję na lepsze 12 miesięcy, na masę szans, które można użyć w większy lub mniejszy sposób. Ja mam wrażenie, że autorka kompletnie nie wykorzystała potencjału porwania oraz zabiegów psychologicznych, które aż się proszą, aby ich użyć w celu stworzenia niezapomnianej historii. „Złe miejsce” było pozycją, na którą czekałam naprawdę długo i przeżyłam niewyobrażalny zawód, kończąc lekturę. Była ona zwyczajnie nijaka, a akcja, która powinna trzymać nas w napięciu, dłużyła się od jednego stosunku seksualnego do drugiego. I gdzie tu mafia? Gdzie logiczne myślenie Blaire, która ani przez moment nie pragnęła uciec z miejsca, w którym była przetrzymywana, bo „tak jest ok”? Po tylu latach styczności z twórczością K. N. Haner powinnam przywyknąć do tego jak irytujące oraz nierealistyczne są napisane przez nią postacie, a jednak na każdym kroku daję zaskoczyć się na nowo. I to przeraża mnie najbardziej.

Traf chciał, że moment przed rozpoczęciem lektury dobiegła mnie plotka, jakoby autorka podejrzanie bardzo wzorowała się na omawianej na tym blogu serii autorstwa Blanki Lipińskiej. Podeszłam do tego stwierdzenia z rezerwą, ponieważ początkowo nic nie wskazywało na to, aby tak chamska „inspiracja” miała miejsce. Wrażenie jednak szybko mnie opuściło, a prawda zaczęła wychodzić na jaw: niektóre sceny, o których tak głośno ze względu na ekranizację „365 dni” zostały niemal przepisane, a ja czekałam tylko na sprawdzenie, jak daleko była w stanie posunąć się K. N. Haner. Z pozoru jest mowa o „syndromie sztokholmskim”, z pozoru główna bohaterka przysięga, że ostatni raz pozwala sobie na chwilę słabości z nieodpowiednim mężczyzną. Cała ta książka była ogromnymi pozorami, jakby autorka na siłę próbowała nam wmówić, że wie, co robi. W moim wypadku wyszło zupełnie inaczej, a mądre stwierdzenia rzucane były tylko na potrzebę ładnych cytatów oraz pozytywnych recenzji. U mnie jednak nie będzie kolorowo. Jest mi zwyczajnie przykro: bo autorka nie przykłada się do pisania, pozwalając sobie na logiczne jak i stylistyczne błędy. Stwierdzenia momentami tak głupie, że odechciewało się czytać, napisanie, że „nogi się nieco plątają”, zamiast „plączą” oraz porównania, które kompletnie nie miały sensu. Tu za przykład podam jeden z nich „Nie miałam pojęcia, jak głęboki był ocean w miejscu, gdzie auto do niego wpadło, ale wielka i ciężka limuzyna szybko wypełniła się wodą i poszła na dno jak Titanic”. Titanic najpierw tonął od pokładów, potem uniósł się dziobem do góry, aby przegiąć się w pół i przez długie godziny tonąć. A i moje oczekiwania do tej książki oraz pisarskiej przyszłości Kasi poszły na dno, bo ile w końcu można mieć nadzieję na coś, co jest tylko gorsze i gorsze?

OPIS: Był jak senny koszmar, przerażał mnie, manipulował, karał, ale sprawił, że czułam się potrzebna. Mimo tego, że nosił maskę, dostrzegłam w nim coś ludzkiego. Chciałam uciec, ale nie miałam dokąd wracać. Moje życie przed nim było piekłem. Przez chwilę żyłam złudzeniami, że uwolniłam się od przeszłości, ale prawda okazała się szokująca. Byłam kimś innym, niż myślałam. I nie uciekłam z piekła. Trafiłam w sam jego środek.

Tytuł: Złe miejsce
Autor: K. N. Haner
Ilość stron: 344
Wydawnictwo: EditioRed
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Wydanie: 12 lutego 2020



Za możliwość przeczytania oraz recenzji dziękujemy wydawnictwu: 
Image result for editiored



1 comments

  1. Ja się z Panią Haner zapoznałam przy okazji Ring Girl i uznałam, że taki poziom znajomości mi wystarcza. Nie mam zamiaru jej pogłębiać.

    OdpowiedzUsuń