[PRZEDPREMIEROWO] 30 dni – K.C. Hiddenstorm




Zabierając się za czytanie „30 dni” miałam dziwne przeczucie. Nie byłam początkowo pewna, co ono może oznaczać, jednak jak to mówi słynne przysłowie „im dalej w las…”.

 

Pokonywałam kolejne strony wciągając się w historię o kobiecie niesprawiedliwie potraktowanej przez los, jej pobłogosławionym niewiedzą mężu i… pewnej demonicy, która w dwudziestym wieku zawisła na sznurze.

 

„30 dni” to opowieść o tym, jak ważne w związku jest zaufanie. Linda zostaje zdiagnozowana z nieuleczalną chorobą, ale nie umiejąc w to uwierzyć, zataja fakt przed Adamem. Usiłując odnaleźć wyjście z tej trudnej sytuacji, kobieta trafia w końcu do Fundacji Ostatniej Szansy i podpisuje kontrakt, którego dopełnienie ma prawo pozbyć się wszystkich jej problemów. Tylko, że ta z pozoru łatwa umowa obejmuje wierność mężczyzny przez 30 dni, ale skoro już raz przysięgał uczciwość małżeńską na ślubnym kobiercu, nic nie ma prawa pójść nie tak… prawda?

 

O kim myśli, gdy się z tobą kocha? Czyje imię ma na ustach, gdy śni?

 

Książka rozpoczyna się naprawdę gwałtownie, bowiem czytamy o scenie samobójstwa, a z pewnych powodów mnie opis ten uderzył podwójnie. Już wtedy uświadomiłam sobie, że powinnam być przygotowana na wszystko i chociaż z bojowym nastawieniem czytałam dalsze rozdziały, miewałam chwile, gdy chciałam przerwać, nie wracając do tej powieści już nigdy. Tu działo się tak dużo, iż wypadało na wręcz przesadzone… a jednak przyznaję: byłam jednocześnie zainteresowana, jak daleko może posunąć się autorka. I jak ostatecznie skończą się te najważniejsze dni…

 

Jednym z głównych problemów, które zauważyłam w tej pozycji to fakt, że drama goniła dramę. Fabuła oraz jej przebieg nie zostały odpowiednio stonowane, a naprawdę interesujący początek, momentalnie zaczął tracić powietrze niczym nie zawiązany balon. I kolejne sceny zabójstw, kłótni oraz prób uwodzenia zwyczajnie mnie obległy z każdej strony, dając poczucie przytłoczenia. Rozumiem to, że ukrywanie nieuleczalnej choroby ma prawo poróżnić obie strony, jednocześnie jednak w pewien sposób denerwujący był upór Lindy, aby wyprzeć się wszystkiego, gdy jej mąż odnalazł niemal niepodważalne dowody. A zakończenie? Coś z nim było stanowczo nie tak, skoro zamiast porozmawiać o wszystkim, para postanawia udawać, że nic nigdy nie miało miejsca. I to ja okazałam się sflaczałym balonikiem, bo zamiast słów wyjaśnienia lub rozwiązania całego dylematu oraz odpowiedzi na pytanie „czy konfrontacja Adama i Lindy dotrze do punktu, w którym porozmawiają” dostałam zwykły zawód.

 

Jezus musiał wytrzymać czterdzieści dni na pustyni i nie dać się zwieść na pokuszenie, my jesteśmy bardziej wyrozumiali.

 

Muszę przyznać, że zanim zaczęłam pisać tę recenzje czułam, że może ona być naprawdę negatywna. Z czasem jednak dotarło do mnie, że „30 dni” to na pewno pozycja o wiele lepsza niż inna powieść K. C. Hiddenstorm, której recenzja pojawiła się jeszcze w zeszłym roku. Uważałam to za zbieżność nazwisk, a jednak: po nieprzyjemnym spotkaniu z „Władczynią Mroku”, nieświadomie dałam autorce kolejną szansę. I tak, „30 dni” o wiele bardziej skupia się na przyziemnych problemach, zamiast na demonicznym uniwersum oraz jego możliwościach. Opowiada o miłości, o załamaniach, o tym, co spotyka większą ilość osób, niż jest to podawane do wiadomości. O zemście. I o tym, że nawet demon ma w sobie cząstkę człowieczeństwa.

 

Ostatni akapit to miejsce, w którym powinnam bezpośrednio podsumować, czy polecam daną pozycję. W tym wypadku odpowiedź mogłaby wydawać się dwojaka, więc ujmę to inaczej: jeśli wiecie, na co się piszecie, jeśli potrzebujecie książki, która niekoniecznie musi wnieść coś do waszego życia, jednocześnie bombardując przemocą, to sięgnijcie po „30 dni”. Przygotujcie się jednak odpowiednio, bo ja nie zostałam odpowiednio wprowadzona. Przygotujcie się na momentalną jazdę na niebezpiecznie rozpędzonym rollercoasterze, którą ostatecznie i tak przeżyjecie.




OPIS: Kiedy stawką jest twoje życie, nie ma ceny, jakiej byś nie zapłacił. Linda Hill dowiaduje się, że jest nieuleczalnie chora. Z ust lekarza padają wstrząsające słowa: zostały jej dwa miesiące życia. Zdesperowana szuka alternatywnych metod leczenia i znajduje – Fundację Ostatniej Szansy. Nayhija Mara, pracownica Fundacji, obiecuje Lindzie, że zostanie wyleczona... o ile tylko jej mąż dochowa wierności przez trzydzieści dni. To, co z początku wydawało się banalnie proste, zmienia się w niebezpieczną rozgrywkę. Adam Hill będzie musiał zmierzyć się z pokusą nie z tej ziemi. Nayhija nie jest człowiekiem, lecz spragnioną zemsty istotą, a Adam ma pecha znaleźć się w samym sercu misternie uknutej intrygi..






Tytuł: 30 dni
Autor: K. C. Hiddenston
Ilość stron: 400
Wydawnictwo: Inanna
Kategoria: literatura obyczajowa, romans 
Wydanie: 15 sierpnia 2020


3 comments

  1. Jakoś ta książka mnie do siebie nie przekonuje. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja z kolei nie mogę się z tobą zgodzić. Bo 30 dni to świetna książka, gdzie naprawde duzo sie dzieje. Wladczyni mroku też była genialna, ale to pewnie przez to że uwielbiam tematykę upadłych aniołów, demonów itp.
    Hiddenstorm jest w tej chwili jedną z moich ulubionych autorek jesli chodzi o fantastykę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zgadzam się z opinią dotyczącą książki, ale to już sprawa osobistego odbioru. Mnie się podobała, a szybka i sprawna akcja sprawiły, że powieść się nie dłuży. Patrząc na wiele pozycji, które obecnie są wydawane, oraz ich mętne, nijakie, rozwlekane opisy i koślawe dialogi, 30 dni to przyjemna odmiana. Przeczytałem jednak Twoją recenzję w nadziei na ciekawe, inne spojrzenie na powieść. I tutaj spotkał mnie ogromny zawód. Z jednej strony uważasz, że książka jest "niebezpiecznie rozpędzonym rollercoasterem", "byłam jednocześnie zainteresowana (...)", a z drugiej, że jest to książka, która "niekoniecznie musi wnieść coś do waszego życia". Z jednej strony "jeśli wiecie, na co się piszecie", a z drugiej Twoja recenzja jest... nijaka i, gdybym nie czytał powieści wcześniej, nie wiedziałbym, czy mam po nią sięgnąć, czy nie. Czyli byłbym dokładnie w tym samym punkcie, w którym zacząłem :). A szkoda, bo po kimś, kto często recenzuje książki, spodziewałbym się konkretów (no i poprawnego języka).

    OdpowiedzUsuń