Miłość w zamkniętej kopercie – Vi Keeland & Penelope Ward
Vi Keeland i Penelope Ward to duet, spod którego pióra wychodzą książki niemal idealne. A przynajmniej takie, po które sięgam bez głębszego zastanawiania i w ciemno. Tak było i tym razem, a ja z podekscytowaniem wgrałam na czytnik „Miłość w zamkniętej kopercie”.
Sadie to redaktorka, która w okresie świątecznym zajmuje się rubryką listów do Świętego Mikołaja. Jednak do Bożego Narodzenia jeszcze kilka miesięcy, gdy pomiędzy kolejnymi przesyłkami znajduje list od dziesięcioletniej Birdie. Dziewczynka ma żal do Mikołaja, że nie spełnił jej największego marzenia sprzed lat i pozwolił jej mamie umrzeć. Teraz jednak postanowiła dać Mu jeszcze jedną szansę. Sadie postanawia spełnić mniejsze i większe marzenia, aż do pewnego dnia, gdy przekracza postawioną sobie granicę i chce zobaczyć małą rodzinę Maxwellów. Przez przypadek zostaje wzięta za treserkę psów i nie umie się wycofać, bojąc się reakcji Sebastiana Maxwella na prawdę. Wagonik kłamstw i kombinowania rusza, a ona nie spodziewa się, że nie będzie tak łatwo z niego wysiąść. I cóż, czy aby na pewno chce z niego wysiadać, gdy samotny ojciec okazuje się najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego spotkała?
Sebastian Maxwell to właściciel restauracji, który kilka lat temu przez raka stracił ukochaną Amandę. Kobieta zdawała się być miłością jego życia i nie dopuszczał do siebie myśli, że kiedykolwiek mógłby być z kimś innym. Przelotne znajomości oparte na seksie kończyły się wraz z orgazmem, a on nie umiał zdobyć się na żadne uczucia względem innych kobiet, które nie były jego żoną. Zakochanie traktował jako zdradę i nawet nie umiał sobie wyobrazić, by miejsce u jego boku mogło zostać zapełnione.
Prawda o treserce wychodzi na jaw, a Sadie ma zakaz pojawiania się w domu Maxwellów. Dopiero widok smutku córki zmusza Sebastiana do poproszenia redaktorki o kolejną wizytę. Te stają się coraz częstsze, a pociąg fizyczny zaczyna brać górę. Oboje jednak nie umieją się przełamać, bojąc się, że poza seksem pojawi się coś więcej. I faktycznie tak się staje, a oni postanawiają dać sobie szansę, czując, że tak właśnie wygląda szczęście.
Nasze serca składają się z tysięcy połamanych kawałków, które nie należą do nas, tylko do innych. I kiedy udaje nam się znaleźć właściwą osobę, ona pokazuje nam, jak złożyć z nich całość.
„Miłość w zamkniętej kopercie” to z pozoru lekki romans z dramatem w tle. Z drugiej strony jest też splotem niefortunnych zdarzeń i historią o tym, jakie figle potrafi płatać los, a jeśli człowiek jest komuś przeznaczony, to świat postawi ich na swojej drodze. Na ostatnich stronach powieści dowiadujemy się o tajemnicy, która zmienia wiele w historii Sadie i Maxwellów, a ja przyznam, że nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji.
Najnowsza powieść duetu Keeland & Ward dała mi swego rodzaju niedosyt. Niby jest historią skończoną, a wszelkie wątki zostały wyjaśnione, ja jednak czuję dziwne poczucie, że to nie było wszystko. Być może dlatego, że poprzednie książki kojarzyły mi się z większymi rollercoasterami emocji, a tu dostałam spokojną historię i budzącym się uczuciu. Listy od Birdie skradły mi serce, zupełnie jak cała postać dziewczynki, a jej ojciec okazał się naprawdę dobrze wykreowaną postacią, która nie pojawiała się jedynie w kontekście seksu. O ile często odnosiłam wrażenie, że chodzi mu głównie o fizyczność, tak miał również swoje przyjemne momenty.
„Miłość w zamkniętej kopercie” to idealna opowieść na październikowy wieczór z kubkiem gorącej herbaty. Atmosfera miłości przeplata się z rodzinnymi dramatami, a na ustach czytelnika i tak pojawia się uśmiech, gdy Birdie lub jej ukochany pies rozkładają napiętą atmosferę. Dziecięca beztroskość i naiwna wiara w Mikołaja sprawia, że świat zatrzymuje się na moment, pozwalając rozkoszować się romansem autorstwa znanego już duetu.
2 comments
Jeszcze zastanowię się nad lekturą tej książki.
OdpowiedzUsuńMyślę że się skuszę :) psycholog lublin pozdrawia. :)
OdpowiedzUsuń