[PRZEDPREMIEROWA RECENZJA PATRONACKA] Należymy do siebie – Aleksandra Ziętek
Czerwiec to miesiąc dumy, więc z dumą przedstawiamy kolejną debiutantkę na rynku wydawniczym: Aleksandrę Ziętek. I to z wielką dumą, bo dostałyśmy szansę objąć jej pierwszą powieść patronatem medialnym.
Angela Black to na pozór beztroska, dwudziestokilkuletnia piękność, którą poznajemy podczas wyjścia na plażę z najlepszą przyjaciółką. Przypadek sprawia, że na jej drodze staje Jace Biersack. Wtedy nie sądzili, że staną się nierozłączni, a żywe uczucie, które ich połączyło, będzie również przekleństwem i kluczem do dramatów. Miłość od pierwszego wejrzenia staje się rzeczywistością, a oni spędzają ze sobą długie godziny na plaży, by potem zakochiwać się w sobie na kolejnych randkach i przez kolejne pocałunki.
Angela nie spodziewała się, że mężczyzna odkryje w niej uczucia, do których nie powinna być zdolna i sprawi, że będzie w stanie wyjawić swoje największe tajemnice, o których nie wiedzą nawet najbliżsi. Koszmar jednak powraca w pewnej chwili, gdy z więzienia ucieka jej oprawca. Max postanawia zemścić się na byłej dziewczynie, kończąc to, co zaczął. Urażona męska duma zwalnia wszelkie hamulce, a on robi wszystko, by jego plan się powiódł. I niemal mu się udaje, jednak na jego drodze staje Jace, który jest w stanie postawić na głowie cały świat, by tylko uratować ukochaną.
Łzy to nic złego — powiedział mój przyjaciel. — Pokazują, że na kimś nam cholernie zależy. Nawet najwięksi twardziele czasem płaczą.
“Należymy do siebie” oprócz standardowego podziału na rozdziały, dostało również trzy główne części: w pierwszej z nich dostajemy rodzące się uczucie, wzloty i upadki bohaterów oraz poczucie, że teraz może być tylko lepiej. Autorka postanowiła jednak pokazać mroczniejszą część życia i jednocześnie siłę miłości, serwując w drugiej części naukę życia na nowo. Walkę o uczucia oraz o samego siebie. Max znowu zaczyna grać pierwsze nuty koszmarnej kołysanki, a związek Jace i Angeli wystawiony jest na kolejne próby. Kiedy myślimy, że gorzej być nie może, autorka serwuje nam rollercoaster emocji i stawia nas na krawędzi życia i śmierci bohaterów. Dopiero trzecia część jest tym delikatnym podmuchem wiatru, w letni wieczór, który przynosi ukojenie, ale dość prędko zamienia się w ulewę i burzę. Początkowa nadzieja na szczęśliwe zakończenie znowu zostaje zaburzone przez autorkę, pociągającą za sznurki, a raczej trzymającą pióro. Chora obsesja jednej z postaci znowu się ujawnia, gdy próbuje zniszczyć rodzinne szczęście Angeli i Jace’a.
Aleksandra Ziętek funduje nam długą opowieść o trudach życia, budowaniu związku po traumach i otwieraniu się na drugiego człowieka. Świetnie wykreowana postać Biersacka sprawiła, że niejednokrotnie się uśmiechnęłam, zwłaszcza, że nie dostałam w twarz kolejnym dupkiem, który bawi się kobietami i rzuca ukochaną, gdy tylko coś się wydarzy. Jest za to opiekuńczy i chce dla Angeli jak najlepiej. Stawia rodzinę ponad wszystko, nawet gdy wszystko wokół niego się burzy i potrafi postawić na głowie cały świat, gdy coś zagraża jego najbliższym. Nawet sprzymierzyć się z potencjalnym wrogiem.
„Należymy do siebie” to obszerna powieść o miłości, tajemnicach, koszmarach z przeszłości, traumach i uczuciach, które przeradzają się w obsesję. To opowieść o młodej kobiecie, która w myślach rozmawia sama ze sobą, a w nocy budzi się z mocno walącym sercem przez okropny sen, w którym akcje z Maxem wracają i wydają się być rzeczywistością.
Nie ma książek bez wad i wpadek, a tutaj niestety było ich kilka. Być może było to spowodowane młodym wiekiem autorki, która pisała to w wieku piętnastu lat, a najbardziej da się wyczuć to w scenach erotycznych, które końcowo wychodziły niemal identycznie. Ich ogromna ilość i powtarzalność momentami zaczynała mnie irytować jak brak dokładnego researchu. Wiem jednak, że to zdarza się również doświadczonym autorkom i dlatego postanowiłam dać Aleksandrze szansę, bo wierzę, że z czasem wszystko wychodzi lepiej. Z niecierpliwością będę śledzić losy tej autorki, która zaczynała na Wattpadzie, by przekonać się przy następnej powieści, że przez lata szlifowała swój warsztat i dopracowała szczegóły, które tu wydawały mi się minusem.
0 comments