Kolejne dni są swoistym świętem dla miłośników literatury, a wydawnictwa prześcigają się w wydawaniu nowych pozycji. Znane nazwiska przewijają się z debiutantami, a w moje ręce wpadła kolejna powieść Ludki Skrzydlewskiej i to jeszcze przedpremierowo!
„Opiekunka” to jak zwykle świetny romans z kryminałem w tle. Nie ukrywam, że nie śledzę poczynań autorki na Wattpadzie, bo cierpliwość nie jest mocną stroną. Właśnie dlatego z utęsknieniem czekam na momenty, gdy w moje ręce trafi obszerna powieść, z którą będę mogła zarwać noc.
Tytułową opiekunką jest dwudziestodwuletnia Reese, która zajmuje się siedmioletnią Josie. Kiedy po telefonie od swojej pracodawczyni wraca do domu, by zająć się dzieckiem, nie spodziewa się, że zastanie dwa trupy i przerażoną dziewczynkę. Pomimo scen grozy, zachowuje zimną krew i przysięga sobie, że zrobi wszystko, by Josie była bezpieczna. Nawet kosztem kłamania na policji. Praca opiekunki przez ostatni rok stała się czymś więcej, a ona wie, że relacje z podopieczną wykraczają zdecydowanie poza pracę. Przywiązana do Josephine nie umie sobie wyobrazić rozstania, na które początkowo naciska biologiczny ojciec dziecka.
Owen Maxwell to męska część ciała nazywana przekleństwem. Pozwala córce spędzić w pogotowiu opiekuńczym kilka długich dni, które są w zasadzie niczym w porównaniu z latami, podczas których nie interesował się dzieckiem. To jego asystentka wysyłała prezenty na urodziny i święta, a on nawet nie zaprzątał sobie głowy pytaniem co kupiła tym razem. Zerowa relacja z Josie sprawia, że dziewczynka mu nie ufa, a on nawet wybitnie nie kwapi się, by to naprawić.
Owen nie bawi się w związki. Woli numerki na jeden raz i denerwuje się, gdy coś ciągnie go do Reese, która przez różnicę wieku, jest w jego oczach dzieciakiem. W końcu uświadamia sobie, że to coś więcej niż zwykły pociąg fizyczny. Opieka nad Josie zbliża ich do siebie, a oni wychodzą ze swoich stref komfortu.
Dla Reese mam ochotę zrobić wszystko, przed czym uciekałem przez ostatnie lata
„Opiekunka” Ludki Skrzydlewskiej to opowieść o demonach przeszłości i walce, by te nie przejęły kontroli nad teraźniejszością. To historia miłości, która powstała z chęci ochrony Josie, by nie pozwolić jej skończyć z traumą. Ludka w świetny sposób pokazuje, jak wielką moc ma miłość, a trzynastoletnia różnica wieku jest tak naprawdę niczym.
Powieści Ludki charakteryzują się mocnym researchem i przygotowaniem, a „Opiekunka” jest tego świetnym przykładem. Josie jest typowym siedmioletnim dzieckiem, chociaż kreacja dzieci w książkach często jest naprawdę słaba. Wolno rozwijający się romans i sceny erotyczne, do których ostatecznie nie dochodziło przez losowe sytuacje, nadawały powieści realizmu. Styl Skrzydlewskiej zachwyca mnie za każdym razem, a ja nie mogę się nadziwić lekkiego i jednocześnie zagranicznego pióra, bo poziomem nie odbiega od prac zagranicznych autorów znanych z list bestsellerów.
Ludka Skrzydlewska to autorka, która pokazuje, że kolejne powieści są tylko lepsze i lepsze. Z niecierpliwością czekam na kolejne powieści, które wciągną mnie w miłosny świat, okraszony nutką kryminału. Z ręką na sercu polecam każdemu, kto ma ochotę na małe hate – love z przystojnym trzydziestopięciolatkiem oraz odkrywanie tajemnic, które mogą zniszczyć wszystko.
1 comments
Muszę sięgnąć po książki autorki
OdpowiedzUsuń