Boże Narodzenie było u mnie splotem smutków i szoków, zwłaszcza gdy na kilka godzin przed wylotem do Polski musiałam zmieniać plany, które pokrzyżowała szalejąca pandemia. Czas, który miał być dla mnie wyciszeniem przed miesiącami ostrej jazdy, był tak naprawdę zbiorem momentów, których końca nie mogłam się doczekać. Nawet stos książek, których lekturę miałam zaplanowaną na wolniejszy okres, nie zmniejszył się o żadną pozycję, a ja nadrabiam teraz, gdy wszystko wróciło do normy. No prawie.
W 2022 weszłam z piórem Penelope Ward, która nigdy mnie nie zawiodła. Liczyłam, że najnowsza powieść pod tytułem „Antychłopak” będzie moim światełkiem w tunelu i zapewnieniem, że ten rok rozpocznie się dobrze.
Carys to samotna matka kilkumiesięcznej Sunny. Wkłada całe serce w opiekę nad córką, która urodziła się z zespołem Downa i robi wszystko, by wynagrodzić jej brak ojca. Przez lata była znaną baletnicą, której kontuzja zaprzepaściła życiowe szanse, chociaż niemal wszyscy widzieli ją na największych scenach świata i nie mogli uwierzyć, gdy blask reflektorów zgasł, odsuwając jej postać w cień.
Deacon to nieziemsko przystojny sąsiad Carys, który cóż, dzieli z nią cienką ścianę, przez co kobieta zmuszona jest do słuchania wszystkich skrzypnięć łóżka i jęków podczas erotycznych uniesień mężczyzny z partnerkami. Odbiór dźwięków działa w dwie strony – on natomiast jest świadkiem głośnego płaczu niemowlaka, który nieco łamie jego serce i postanawia sprawdzić co dzieje się u sąsiadki, z którą nie wymieniał za dużo zdań. O dziwo mała Sunny odnajduje w jurnym dzięciole ulubioną przytulankę i uspokaja się, gdy tylko silne ramiona zamykają ją w ciasnym przytuleniu. Oboje są w szoku, a ten mały gest niewinnego dziecka sprawia, że ich życia zaczynają się zmieniać.
Miłość jest ślepa - w tym sensie, że nie możesz sobie wybrać, w kim się zakochasz.
Pomiędzy Carys-jak-Paris a Deaconem zaczyna pojawiać się uczucie, z którym ani jedno, ani drugie nie umie sobie poradzić. Oboje próbują wmówić sobie przyjaźń i dopiero jednostronna przysługa uświadamia im, że chcieliby takich chwil więcej. Mężczyzna coraz chętniej angażuje się w opiekę nad dzieckiem, gdy Carys wraca do pracy, przez co zbliża się do niemowlaka, przywiązując się pomimo niechęci do dzieci i złożonej sobie obietnicy, że nigdy nie będzie ich miał. Gorące uczucie w końcu wybucha pomiędzy sąsiadami, a sielanka trwa, przenosząc czytelnika w krainę lukru i cukru.
Peneople Ward słynie z do bólu szczerych i prawdziwych bohaterów i sytuacji, które mogą dziać się obok nas. Poruszona tematyka zespołu Downa pokazuje prawdziwe reakcje ludzi na widok osób z dodatkowym chromosomem, gdzie często jest to wgapianie się lub skrzywienie wymalowane na twarzy. Tak i tutaj Deacon chce walczyć z reakcjami ludzi na dziewczynkę, którą kocha nad życie.
Skrywane tajemnice i traumy burzą szczęście, a naprawić je może tylko powrót do korzeni i zaczęcie od środka. Autorka dobitnie pokazuje, że jeśli nie uporamy się z przeszłością, możemy tym zniszczyć teraźniejszość i przyszłość, a żeby żyć spokojnie, należy zamknąć niektóre drzwi.
Pokładałam naprawdę spore nadzieje w Ward, która w duecie z Vi Keeland tworzy cudowne książki. Jako samodzielna autorka również nigdy mnie nie zawiodła, a tym razem dostałam historię, której miałam serdecznie dość. Jako fanka wolno rozwijającej się relacji, czułam, że ta tutaj ledwie się tli przez kolejne sto stron i brakowało mi czegoś, co wzbudziłoby we mnie emocje i efekt wow. Nawet zwrot akcji, burzący sielankowy obraz życia, nie sprawił, że moje serce przyspieszyło, bo byłam zwyczajnie już wymęczona nudą i brakiem iskier przez trzysta stron. Ostro się zawiodłam i teraz z dozą nieufności podejdę do kolejnej pozycji Penelope Ward. Być może nawet przeczytam ją w oryginale, bo jeśli kolejny raz będę musiała przebrnąć przez wszelkie maczugi, małego, szparki i pały to zwyczajnie zwymiotuję z krindżu.
0 comments